Klincz, który paraliżuje Trybunał Konstytucyjny, szkodzi naszemu państwu w czasie, gdy - choćby z racji wojny i jej konsekwencji - tak bardzo potrzebujemy sprawczości. Niestety, piątka sędziów TK odmawia orzekania, choć Zgromadzenie Ogólne sędziów Trybunału, wymaganą większością 10 głosów, potwierdziło, że prezesem TK jest sędzia Julia Przyłębska. Nie zakończyło to jednak rebelii, i na ostatniej rozprawie nie było pełnego składu 11 sędziów.
Szansą na przełamanie pata jest ustawa Prawa i Sprawiedliwości, która obniża próg rozpraw w pełnym składzie do 9 sędziów, co oznacza powrót do ugruntowanej tradycji. Nie ma jednak pewności, czy nowa regulacja przejdzie w Sejmie, i czy później podpisze ją prezydent.
To, co dzieje się w Trybunale, jest skomplikowane i wielowarstwowe. Sędziami, którzy nie chcą orzekać, nie uznając prezesury sędzi Julii Przyłębskiej, kieruje mieszanka różnych motywacji: prywatnych, ambicjonalnych, politycznych. Mieszanka, która staje się coraz bardziej toksyczna, i coraz mniej czytelna dla otoczenia. Jest za to intensywnie eksploatowana przez media III RP, które zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego - po tym, gdy wypadł spod kontroli dawnego systemu - uznały za jeden z najważniejszych celów. Niestety, „buntownicy”, przynajmniej niektórzy, z owymi mediami dość ściśle współpracują; widać to choćby artykułach publikowanych przez takie media jak Onet, widać to w pytaniach, i także w stawianych tezach, które często - można odnieść wrażenie - nie są pisane przez dziennikarzy. Widać to także w komunikatach niektórych sędziów, którzy upominają się o „łaskę” ze strony medialnego salonu, sugerując, że otoczeni taką opieką zadadzą jeszcze więcej szkód.
Co z tym można zrobić? Prezydent Andrzej Duda uważa, że skoro Trybunał jest skłócony, to „niech się odkłóci”. Zdanie to niemal codziennie powtarzają jego ministrowie i urzędnicy wysokiej rangi. Brzmi to z pewnością atrakcyjnie, a nawet błyskotliwie, ale, niestety, takie postawienie sprawy raczej nakręca konflikt, niż go gasi. Powstaje wrażenie, że racje stron spierających się w TK są równo rozłożone, że jest tu jakieś pole do negocjacji, jakaś przestrzeń do ustępstw z obu stron. W istocie to stanowisko konflikt zamraża, a konflikty zamrożone, jak wiemy, mają tendencję do wchodzenia w stan permanencji.
Dziś sytuacja jest w sumie prosta: albo Trybunał pozostanie w stanie pół-paraliżu (bo rozprawy w mniejszych składach toczą się, i zapadają wyroki), ale klincz zostanie przełamany - czy to ustawą, czy też poprzez zmianę stanowiska któregoś z sędziów „buntowników”. I trzeba apelować do wszystkich zaangażowanych, by pomogli w doprowadzeniu do takiego przełamania. Jest to możliwe, i oby nastąpiło jak najszybciej. Konsekwencje bierności mogą być poważne, nie tylko w sferze środków z Unii (też mam duże wątpliwości, czy po przyjęciu ustawy o SN Bruksela nie postawi natychmiast kolejnych warunków, dotyczących KRS czy też samego TK). Dalszy brak pełnego składu może skutkować dotkliwą porażką w sprawie prawa łaski, które prezydent Andrzej Duda - słusznie!!! - zastosował wobec ministra Mariusza Kamińskiego. A taki przebieg spraw będzie porażką, a nawet klęską, wszystkich ośrodków władzy, sprawujących funkcje w imieniu obozu niepodległościowego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/645904-klincz-w-trybunale-trzeba-szybko-przelamac-a-nie-zamrazac