Dwie wypowiedzi polityków Platformy z ostatnich dni zwróciły uwagę opinii publicznej. Zaczął Borys Budka, który na antenie TOK FM wyraził nadzieję, że przełomem w notowaniach Platformy będzie marsz zwołany przez Donalda Tuska:
Ja jestem przekonany, że takim mocnym impulsem będzie marsz 4 czerwca. To będzie pokazanie tej siły ludzi dobrej woli, ludzi, którzy podobnie myślą, którzy chcą w Polsce zmian. To symboliczna data, która stanie się pewnym początkiem, jeśli chodzi właśnie o kampanię wyborczą i wierzę, że dokładnie tam i wakacyjna praca przyniosą rezultaty w sondażach, ale przede wszystkim w wyniku wyborów.
Szef klubu PO, jeden z najważniejszych polityków tej partii, całą nadzieję pokłada więc w zgromadzeniu ulicznym, które ma przynieść przełamanie. Ale na jakiej zasadzie - tego już nie wyjaśnia. Możemy się domyślać, że skala tego wydarzenia będzie tak imponująca, że wywołała falę poparcia jak kraj długi i szeroki. Ci, co wyjdą na ulicę, porwą za sobą tych, którzy zostaną w domach.
Czy to jednak scenariusz realny? Można wątpić. Chyba nigdy w Polsce demokratycznej nie zdarzyło się, by wielkie zgromadzenie przełamało polityczne trendy.
I wreszcie najważniejsze: fakt, że PO pokłada tak wielkie nadzieje w tym jednym marszu, mówi wszystko o kondycji największej partii opozycyjnej. Gdzie jest długofalowa strategia, naszkicowana lata temu i konsekwentnie realizowana? Gdzie są atrakcyjne propozycje programowe, które porwały ważne, duże grupy społeczne? Gdzie staranne budowanie własnej narracji, prowadzące do uzyskania przewagi taktycznej? Tego nie ma. Nigdy nie było. Platforma postawiła wszystko na jedną kartę społecznego gniewu, na skutki rzekomego zmęczenia rządami PiS, i już widać, że źle oszacowała sytuację. Inna sprawa, że inaczej grać nie mogła, bo po prostu nie umie.
I druga wypowiedź. Oto Izabela Leszczyna, przedstawiana jako „twarz ekonomiczna Platformy”, goszcząc w radiu ZET, zmierzyła się z pytaniem internauty, które odczytał red. Bogdan Rymanowski:
Ukończyła pani studia z zakresu filologii polskiej oraz z filozofii i etyki. Jak to się stało, że uchodzi Pani za specjalistkę od finansów w swojej partii?
To bardzo dobre pytanie, ale do tych, którzy uważają mnie za specjalistkę. Proszę ich o to pytać. Bardzo wielu dziennikarz tak się do mnie zwraca, zapraszana jestem na różne panele, ale tak, to jest pytanie do tych ludzi, dlaczego tak uważają, może dlatego, że prawie trzy lata byłam wiceministrem finansów
— odpowiedziała w zaskakujący sposób Izabela Leszczyna.
Publiczność może się oczywiście mylić, traktując Izabelę Leszczynę jako specjalistkę od finansów. Ważniejsze jest co innego: fakt, że Platforma nie wyprowadza publiczności z błędu, nie kwestionuje tego założenia. Konsekwentnie wysyła posłankę Leszczynę do debat ekonomicznych, konsekwentnie akceptuje jej pozycję „twarzy ekonomicznej” PO. Widocznie nikogo innego nie ma. Widocznie tak ma być.
Tu jest Platforma, kiedyś partia dominująca w debacie publicznej. Dziś „rzęzi ostatkiem sił”, i coraz mniej udaje, że ma jakikolwiek pomysł na Polskę, oczywiście poza powrotem do „tego, co było”. Problem w tym, że koncepcja zawrócenia biegu historii brzmi dziś coraz bardziej archaicznie.
Archaizm Platformy dostrzega również ona sama. Coraz mniej mówi o nowoczesności, bo to PiS nie tylko przejęło hasła modernizacji Polski, ale także wprowadziło je w życie. Wygrało ważne bitwy, choćby o to, kto lepiej i szybciej buduje drogi - i te główne, ekspresowe, i te lokalne. PiS wygrało także w sferze finansów; Platforma już nie wieszczy rychłego bankructwa Polski, ponieważ stało się jasne, że nic takiego nie nastąpi. Budżet Polski podwoił się, a zadłużenie spadło. „Piniondze” były, i to pod ręką.
Platforma przegrała. Dziś jest partią mocno zmęczoną, nieświeżą, bez pomysłów. To ona - a nie PiS - okazała się dinozaurem, który wymrze z wyroku historii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/645484-to-po-a-nie-pis-okazala-sie-dinozaurem-ktory-wymrze