Minęły już dwa dni, odkąd „Financial Times” opublikował artykuł o stosunkach polsko-niemieckich. Nie pojawiło się żadne sprostowanie ze strony ambasady Niemiec w Polsce, więc możemy przyjmować, że cytowane w publikacji słowa Thomasa Baggera, opuszczającego polską placówkę dyplomaty, są wiernym oddaniem jego wypowiedzi. Możemy zatem żegnać się z ambasadorem nie tylko bez żalu, lecz również utwierdzając się w przekonaniu, że niemiecka buta ma się świetnie, a elity z Berlina wciąż chcą widzieć Polskę jako swego wasala.
Cały tekst w „FT” jest napisany przez szwajcarsko-brytyjski duet dziennikarski z pozycji wielkiego niezrozumienia relacji polsko-niemieckich. Może po prostu dlatego, że redaktorzy przyjmują optykę Berlina, a w długim artykule (16 tys. znaków zajęłoby ok. czterech stron w tygodniku opinii) nie znaleźli miejsca, by oddać głos komukolwiek z obozu rządzącego Polską, by w przekrojowy sposób odniósł się do zachodniej polityki Warszawy. Jest tylko krótka wypowiedź Marcina Przydacza (błędnie przedstawionego jako sekretarz stanu, choć z MSZ odszedł już cztery miesiące temu) odnośnie domagania się reparacji tylko od Niemiec, a pominięcia wojennych zbrodni i grabieży sowieckiej Rosji. Zamiast tego zwrócili się o komentarz do Radosława Sikorskiego, który z przyjemnością uwiarygodnił przed czytelnikami „FT” tezę, iż Polska powinna za wszelką cenę dążyć do poprawy stosunków z Niemcami (a co to dla Sikorskiego oznacza, wiemy od 2011 r., gdy będąc szefem MSZ domagał się on większego zaangażowania Berlina w przewodzenie Unii: „mniej się obawiam niemieckiej siły, niż zaczynam bać się niemieckiej bezczynności”).
Znajdziemy też w tekście opinie w stylu tej, że dla PiS „wygrana w wyborach jest ważniejsza niż konstruktywne stosunki z Niemcami”. I słusznie, tyle że trzeba by ją rozwinąć po przecinku o zdanie: bo bez owego zwycięstwa nie będzie konstruktywnych (czyli partnerskich) relacji z Niemcami, a wróci podległość Sikorskich i Tusków.
Autorzy nie dowierzają też, jak Polacy mogą nie doceniać np. historycznej obecności niemieckich żołnierzy na naszym terenie (obsługujących system Patriot w Zamościu). Ale i sięgają po grubą manipulację, choć dotyczącą tylko jednego słowa, odnośnie poprzedniego niemieckiego ambasadora:
Powołanie Arndta Freytaga von Loringhovena na to stanowisko w 2020 r. nastąpiło z niezwykłym trzymiesięcznym opóźnieniem, podczas którego Warszawa przeglądała jego listy uwierzytelniające, a media rozpisywały się o rzekomej nazistowskiej przeszłości oficerskiej jego ojca.
„Rzekomej”? Obecność ojca von Loringhovena jako adiutanta Hitlera w jego bunkrze pod koniec wojny jest faktem historycznym, niepodlegającym żadnej dyskusji. Nie wypiera się tego sam ex-ambasador. Czy doświadczeni dziennikarze „FT” nie zdołali dotrzeć do tej wiedzy? W zasadzie tylko to jedno słowo przekreśla jakąkolwiek wiarygodność publikacji.
Przejdźmy więc do opinii wygłoszonej przez Thomasa Baggera. Dyplomata najwyraźniej uznał, że będąc na wylocie z rezydencji na Jazdowie, może sobie pozwolić na puszczenie hamulców i traktowanie Polski i Polaków z butą. A może raczej: z buta.
Istnieje pewna asymetria, ponieważ dla każdego Polaka Niemcy są punktem odniesienia, podczas gdy dla większości Niemców Polska jest jednym z wielu sąsiadów. Polakom nie podoba się ta asymetria uwagi, bo z pewnością nie postrzegają siebie jako małego narodu.
To nieprawdopodobne, ale w zasadzie każdy przedstawiciel Niemiec przysyłany na placówkę do Polski jest spod tej samej sztancy. Ma traktować nasz kraj z góry i mieć w sercu wyryte „Deutschland, Deutschland über alles” w interpretacji sprzed 90 lat.
„Mały naród”? A dlaczegóż on taki mały? Jakie znaczenie, panie Bagger, dla wielkości narodu polskiego ma fakt, że w wyniku barbarzyńskiej napaści na Polskę przez Niemcy, liczebność naszego narodu zmniejszyła się o 1/3? Czy nie czuje pan niestosowności swoich słów w kontekście wymordowania przez Niemców milionów Polaków?
Może następnym razem zechce pan coś wspomnieć o wielkości Polski? Śmiało, niech rzuci pan jakąś uwagę o małym kraju zakompleksionym wobec Niemiec. Kraju, którego powierzchnia jest ledwie o 35 tys. km2 mniejsza od Niemiec, dokładnie o rozmiar Badenii-Wirtembergii.
Nie wiem, kto panu powiedział, że Niemcy są dla każdego Polaka punktem odniesienia. Jeśli to wmawiają wam w szkołach dyplomacji, to serdecznie współczuję. Warto się przebudzić i zrozumieć, że Polacy nie mają najmniejszych kompleksów niemieckich. A to, że traktujemy was jak potencjalnie zawsze niebezpieczny dla naszej suwerenności kraj, wynika z waszej wielowiekowej polityki, trwającej do dziś. Polityki, która prowadziła Europę nad przepaść, nie tylko w pierwszej połowie XX wieku, ale i po waszym zjednoczeniu. Tak w odniesieniu do waszych relacji z Rosją, jak i różnorakich kryzysów, jakie zgotowaliście wszystkim naokoło, również tych migracyjnych.
To zresztą ciekawy wątek do analizy w kontekście podziału na małe i duże narody. Ten niemiecki jest oczywiście najliczniejszy w Europie. Ale przecież 27,2 proc. populacji Niemiec stanowią imigranci (jak podał w 2022 r. niemiecki Urząd Statystyczny). 10 proc. przybyszów stanowią zaś właśnie Polacy, którzy przecież nie pojawili się za Odrą dlatego, że zakochali się w waszej kuchni, architekturze czy twórczości kompozytorów, lecz – mówiąc najogólniej – najczęściej uciekali przed konsekwencjami waszej polityki.
Najwyższy czas zrozumieć, że w grze o poprawę stosunków piłka jest po waszej stronie. A pierwszym krokiem musi być uznanie pełnej podmiotowości Polski, spojrzenie w lustro, zmierzenie się z nierozliczoną przeszłością i rezygnacja z prób dominacji nad wschodnim sąsiadem.
Jeśli Niemcy tego nie podejmą, Polska sobie poradzi, a wy będziecie kiedyś zachodzić w głowę, dlaczego tego zaniechaliście, popełniając tak fatalny w skutkach błąd.
Trzeba się po prostu pogodzić z myślą, że Niemcy niekoniecznie muszą być lokomotywą Europy – w sensie gospodarczym, politycznym, ani jakimkolwiek innym. Ostatnie stulecie i ostatnia dekada dały na to aż nadto dowodów. I tylko kwestią czasu jest, kiedy ta świadomość przełoży się na odwagę w polityce zagranicznej innych europejskich państw.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/645151-ambasador-arroganzer-nie-umie-sie-nawet-pozegnac