„To dla paktu senackiego bardzo zła wiadomość. Gdyby w 2019 r. we wszystkich okręgach do Senatu był trzeci kandydat, opozycja na pewno nie miałaby większości w Senacie. Elektorat poszczególnych partii opozycyjnych jest dużo mniej lojalny niż elektorat PiS” - mówi dla portalu Interia.pl Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.
Według zmian w ordynacji wyborczej z 2011 roku, w wyborach parlamentarnych do Senatu obowiązują jednomandatowe okręgi wyborcze, w których do wzięcia jest dla zwycięzcy tylko jeden mandat. W wyborach do Sejmu wciąż obowiązuje ordynacja proporcjonalna, stąd w izbie niższej większość ma PiS, zaś w Senacie antyrządowa opozycja. Powoduje to wydłużenie procesu legislacyjnego, ale dla opozycji jest to miejsce uchwycenia władzy za jedną z najważniejszych instytucji państwowych.
O ile sondażowe poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Sejmu jest niezmiennie największe na scenie politycznej, to już symulacje wyborów do Senatu, biorąc pod uwagę inną ordynację, nie dają partii Jarosława Kaczyńskiego podobnej przewagi. W związku z tym, wybory do Senatu są dla opozycji kluczowe.
Pakt senacki zagrożony
Skrojony specjalnie pod senackie wybory „pakt senacki” jest jednak zagrożony przez Konfederację i Bezpartyjnych Samorządowców, którzy deklarują samodzielny start i wystawienie kandydatów w każdym ze stu okręgów.
Planujemy wystawić kandydatów w wyborach do Senatu w każdym okręgu
— deklaruje w rozmowie z Interią Sławomir Mentzen, jeden z liderów Konfederacji.
„Pakt senacki”, czyli inicjatywa, gdzie opozycja w każdym okręgu wystawia tylko jednego, wspólnego kandydata, celem zapobieżenia rozproszeniu głosów, może „wziąć w łeb”, gdy w okręgach pojawią się, prócz polityków PiS i „paktu senackiego”, także reprezentanci Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców.
Opozycji spod znaku centrolewu wydaje się, że będzie jak w 2019 roku: kandydat PO i PiS i koniec. Nie, będą też kandydaci Konfederacji, a może i inni. Nie wiem, skąd więc u nich ta pewność w zwycięstwo w Senacie
— twierdzi poseł Konfederacji Robert Winnicki.
Wydaje się, że do niedawna politycy największych partii opozycyjnych, nazywający sami siebie „demokratycznymi”, bagatelizowali słowa Konfederatów. Teraz sytuacja się zmieniła - Konfederacja ma od dłuższego czasu poparcie dwucyfrowe i często zamyka podium w badaniach sondażowych. Wydawałoby się, że start jej polityków stanowi największe zagrożenie dla partii rządzącej, jednak Łukasz Pawłowski z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej wskazuje, iż w poprzednich wyborach do Senatu elektorat Konfederacji głosował bardziej na kandydatów opozycji niż PiS.
Na domiar złego dla „paktu senackiego”, swój start w wyborach - i to we wszystkich stu jednomandatowych okręgach wyborczych, zapowiedzieli Bezpartyjni Samorządowcy. To kolejna polityczna inicjatywa w obozie anty-PiSu, która może nie wygrać żadnego mandatu, ale powaznie rozproszyć opozycyjne głosy i utrudnić „paktowi senackiemu” zwycięstwo w izbie niższej.
Gdyby w 2019 we wszystkich okręgach do Senatu był trzeci kandydat, opozycja na pewno nie miałaby większości w Senacie
— zauważa Łukasz Pawłowski.
Wobec tych informacji, a także determinacji Konfederacji oraz Bezpartyjnych Samorządowców, powtórzenie przez zjednoczoną opozycję zwycięstwa w wyborach do senatu może się okazać karkołomnym zadaniem. Po pierwsze „pakt senacki”, czyli konglomerat różnorodnych partii nie musi być wewnętrznie jednorodny. Opozycyjni wyborcy np. z lewicy nie muszą wcale bezrefleksyjnie głosować na partię Hołowni albo PSL. Wobec tego, prawdopodobne jest w takiej sytuacji wybranie kandydata Bezpartyjnych Samorządowców, którzy w ten sposób rozproszą głosy „paktu senackiego”.
Polityczno-parlamentarne układanki, które projektowane są przez opozycyjnych liderów, nie muszą koniecznie zyskać aprobaty tzw. „szarego człowieka”. Politolodzy bardzo często powtarzają, że „elektoraty nie sumują się”.
Samorządowy problem
Jest jeszcze jedna istotna rzecz, która z pewnością nie pomaga stronnictwom zgrupowanym wokół „paktu senackiego” - to wybory samorządowe, które mają się odbyć pół roku po parlamentarnych. Będą one doskonałą okazją dla lokalnych polityków, którzy nastawieni są na karierę samorządową, ale senacki wyścig jest dla nich doskonałą okazją do prowadzenia kampanii wyborczej (refundowanej) i wypromowania swojej osoby w regionie. Łukasz Pawłowski zwraca więc w Interii uwagę, że może to spowodować niezwykle duży przyrost kandydatur w senackich wyborach, o wiele większy niż w 2019 roku.
Każdy kandydat z ambicjami na bycie burmistrzem, prezydentem miasta lub radnym sejmikowym może zarejestrować się w wyborach do Senatu i potraktować je jako swoją prekampanię. Daje to tym kandydatom nie tylko więcej możliwości do promowania się, ale także drugi limit wydatków, które można wykorzystać - podkreśla i dodaje, że jego zdaniem w tych wyborach nie będzie takiego okręgu, w którym jest tylko dwóch kandydatów, podczas gdy cztery lata temu takich okręgów była połowa
— zauważa Pawłowski.
Dobra mina opozycji?
Kamila Baranowska podaje, że w rozmowach z Interią politycy związani z „paktem senackim” spokojnie odnoszą się do zapowiedzi Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców.
W 2019 roku w niektórych okręgach było przecież więcej niż dwóch kandydatów. Nie miało to większego wpływu na ostateczny wynik
— stwierdził Krzysztof Gawkowski z Nowej Lewicy.
Mamy to szczegółowo przeanalizowane i przeliczone. Nasze badania pokazują, że pakt jest akceptowany przez wyborców wszystkich partii opozycyjnych i cztery lata wspólnej, zgodnej pracy w Senacie tylko utwierdziły naszych wyborców w tym poglądzie
— dodaje senator Krzysztof Kwiatkowski.
CZYTAJ TEŻ:
pn/Interia.pl/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/644264-zazarta-gra-o-senat-konfederacja-pomiesza-szyki-opozycji