Dawno, dawno temu, za siedmioma górami… No, może nie tak dawno, bo raptem trzy kadencje temu urzędujący w Polsce premier tłumaczył ciemnemu ludowi, jak działa gospodarka i jak działa administracja państwowa. Klarował, że najważniejszy – z praktycznego punktu widzenia – urzędnik tej administracji de facto niewiele może zrobić, jeśli chodzi o gospodarkę. Ale wybitne jednostki mają to do siebie, że uczą się całe życie, więc ów urzędnik dziś jest już dużo mądrzejszy i tłumaczy ciemnemu ludowi coś zupełnie innego. Naszym bohaterem jest oczywiście Donald Tusk, który 12 lat temu tak przekonywał opinię publiczną, że z rosnącą inflacją nic nie może zrobić:
Ci, którzy rozumieją elementarnie gospodarkę, wiedzą, że gdyby rząd miał guziki i na jednym byłoby napisane »niskie ceny żywności«, a na drugim »wysokie«, to ja bym nic innego nie robił, tylko bym naciskał ten guzik »niskie ceny«. Tylko takich guzików nie ma.
Od kilkunastu miesięcy jeździ po Polsce i przekonuje, że jednak wtedy się mylił (tzn. nie mówi tego wprost, ale tak wynika z jego obwieszczeń). Dziś okazuje się, że wystarczy zmienić władzę, by inflacja spadła. A zatem znalazł guzik, który pozwala rządowi zmniejszyć ceny? A jakże! Wystarczy dobry kozioł ofiarny, którego się siłą wyprowadzi z gabinetu. W Polsce nazwijmy go „guzikiem Adamem”.
Przyboczny Tuska, Marcin Kierwiński nazwał prezesa NBP „ojcem tej inflacji”. Ale jakoś nie przypominam sobie, by w 2011 r. Tusk, Kierwiński czy Jan Vincent Rostowski przypisywali inflacyjne ojcostwo Markowi Belce. Dziś sekretarz generalny Platformy tak pracuje na pogłębiarce za zapowiedziami swego wodza:
Muszą niekompetentni urzędnicy ponosić konsekwencje swoich zaniechań. Tak, będziemy wyprowadzać Glapińskiego z NBP
— powiedział Kierwiński w Polsat News. Jak dodał, „dokładny scenariusz mamy przygotowany przez prawników”, ale pozostanie on tajny.
Pozostaje mieć nadzieję, że tęgie platformerskie głowy (a trzeba taką mieć, by przez lata brać setki tysięcy złotych za zarządzanie niedziałającym lotniskiem) nie poprzestaną tylko na ulżeniu ludowi nad Wisłą.
Niedawno europosłanka Koalicji Obywatelskiej Janina Ochojska przekonywała, że „praca europosłów nie polega na poprawianiu sytuacji w Polsce, tylko na tym, żeby ludziom w Unii Europejskiej żyło się lepiej, bezpieczniej”.
A skoro tak, to politycy KO powinni się zabrać nie tylko za Adama Glapińskiego, ale też za György’ego Matolcsy’ego, Mārtiņša Kazāksa, Aleša Michla, Madisa Müllera i Gediminasa Šimkusa. To szefowie banków centralnych Węgier, Łotwy, Czech, Estonii i Litwy, czyli członków naszej europejskiej rodziny, której dobro tak leży Platformie na sercu. I wiecie Państwo co? Ci wszyscy wymienieni pozoranci też nie wypełniają swoich obowiązków, bo w każdym z tych państw inflacja jest wyższa niż w Polsce. Skoro tamtejsze rządy nie radzą sobie z wyrzuceniem prezesów, może pomogą Tusk z Kierwińskim? Powinni pomóc. W imię dobrobytu ludzi UE również na wschodnich rubieżach Unii.
A gdy już się dobrze rozpędzą, to niech zahaczą jeszcze o Słowację, Rumunię, Bułgarię, Chorwację i Słowenię. W tych państwach wskaźniki są nieco lepsze niż u nas, ale też dwucyfrowe. Krótko mówiąc, to charakterystyka całego naszego regionu. I nie ma znaczenia, czy walutą w danym kraju jest euro, lew, forint, czy korona. Większą rolę odgrywa sąsiedztwo ruskiej wojny na Ukrainie. Nie trzeba być ekonomistą, by to wiedzieć. I oni to przecież wiedzą.
Żeby zaś zakładać, że ktoś ich narrację kupi i zapewni wyborcze zwycięstwo, trzeba mieć coś jeszcze: wyjątkowo kiepskie zdanie o wiedzy i inteligencji wyborców.
Ich prawo. Jak sobie klęskę pościelesz, tak się w niej wyśpisz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/643913-guzik-adam-czyli-jak-tusk-z-kierwinskim-odkryli-magie