Straszliwie rozjeżdżają się strony pierwsze z ostatnimi w piśmie Michnika i innych wydawnictwach opozycji. Na czołówkach kolejne ostateczne „klęski PiS”, pewne już „końce PiS” i rzekomo „rozstrzygające sondaże”. W głębi wybija jednak poczucie, że coś poszło nie tak. Jak pisze Jacek Żakowski, „sondażowego przełomu” nie udało się osiągnąć.
Wspólna lista okazała się (chwilowo?) niemożliwa. Wspólne minimum programowe okazało się (chwilowo?) nierealne. Nawet wspólny marsz w niedzielę 4 czerwca okazał się (chwilowo?) wyzwaniem zbyt trudnym dla partii opozycyjnych.
Redaktor martwi się też, że „co z tego wszystkiego najgorsze”,
suma głosów na które może liczyć opozycja nie zapowiada (chwilowo?) poziomu zapowiadającego, że po wyborach powstanie demokratyczny rząd z bezpieczną większością w Sejmie.
Cóż takiego się stało? Ja uważam, o czym pisałem niedawno, że opozycja zmarnowała, przebimbała ostatnie siedem lat i dzisiaj lenistwo dopada ją jak ucznia tuż przed egzaminem. W takiej sytuacji pozostaje liczyć na cud, ale to akurat nie ten przypadek, bo oni w większości europejscy ateiści.
Trzeba szukać więc racjonalnych wyjaśnień. Grzegorz Sroczyński w efektownym i głośnym eseju postawił tezę, że to wszystko przez nieznośną przewidywalność, wtórność i brak powagi. Z tym ostatnim można się zgodzić. Ciekawe to zresztą uwagi znudzonego polityką intelektualisty, szczypnięto tam i nas, nawet zabawnie. Z drugiej strony, podobne teksty powstają w polskiej prasie co kilkanaście miesięcy. Bo co kilkanaście miesięcy ktoś odczuwa potrzebę wyrzucenia z siebie rozczarowania jałowością politycznej gry. W porządku, wolny kraj.
Ale biorąc pod uwagę kryterium sprawczości politycznej Sroczyński zasadniczo się myli. Opozycja nie jest za bardzo przewidywalna i zbyt nudna. Odwrotnie - one jest zbyt rozchwiana, niestabilna, niespójna i za ciekawa, skrząca dziesiątkami sprzecznych idei, poglądów, recept, pełna pojawiających się co tydzień nowych gwiazd. W oczach wyborcy układa się to w sen wariata, a nie poważną propozycję programową na ciężkie, wojenne czasy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Giertych i Nitras wściekli na tekst Sroczyńskiego! Co takiego napisał? „Niemal jawnie szykują się na dalsze bycie w opozycji”
Nie jest też prawdą, że opozycja nie chce wygrać. Chce, bardzo chce, ale na skróty. Nie chce wykonać, nie wykonała i już w tym rozdaniu nie zdoła tego zrobić, elementarnej pracy przygotowawczej, bez której w dojrzałym demokratycznym państwie rzadko wygrywa się wybory.
Owładnął nią polityczny szamanizm.
Dziś pozostaje tanie psychologizowanie po które autorzy imperium michnikowego sięgają z coraz większą ochotą. Agnieszka Kublik zastanawia się dlaczego
elektorat PiS nie ma za grosz wyrozumiałości wobec innych. Toleruje się i wybacza „swoim” największe przekręty, naruszenia prawa, niekompetencje prowadzącą do poważnych szkód dla całego społeczeństwa, natomiast „innych” obwinia się o niepopełnione przestępstwa, próbuje oskarżać o zdradę stanu.
Zostawmy na bok bełkotliwość tego nieprawdziwego opisu i to, że większość rzekomych „afer PiS” to kapiszony, które seriami produkuje sama redakcja z Czerskiej. Ludzie to czują i dlatego owe „afery” nie działają. Pomińmy też rolę szaleństw, które opozycję definiują, jak ataki na Świętego Jana Pawła II czy sojusz z panią Lempart. A pochwały prostytucji, które sami ludzie Michnika zamieszczają co kilka tygodni? Ktoś do tego zmusza?
Ciekawsza jest lektura przyczyn silnej pozycji obozu premiera Kaczyńskiego jakią proponuje Kublik. Otóż odwołuje się ona do pojęcia „kolektywnego narcyzmu”.
Narcystyczne osobowości czerpiące samozachwyt z martyrologicznej pamięci swojej grupy wcale nie są pewne swojej wartości. Dlatego tak nie znoszą krytyki, nienawidzą i upokarzają przeciwników. (…) A przede wszystkim chcą zasłużyć na aprobatę wodza”.
Tyle pani Kublik zrozumiała ze zmiany polityki społecznej, gospodarczej i podejścia do państwa po roku 2015. Nie ma tu setek miliardów odebranych mafiom i przekazanym rodzinom, nie ma skoku inwestycyjnego także w Polsce oddalonej od aglomeracji, nie ma realnego wzrostu płac, rekordowo niskiego bezrobocia, odbudowy armii, odrzucenia pedagogiki wstydu, skutecznej reakcji na kolejne kryzysy itd. Jest za to „kolektywny narcyzm” i gimnazjalne filozofowanie o skrywanym poczuciu winy i niższości.
Taką publicystyką można obsługiwać potrzeby emocjonalne sekty, ale nie da się zbudować poważnej propozycji politycznej. Frustrują się tak szybko i nieładnie czy coś popalają?
Nie wiem. Ale nie wygląda to dobrze. W tym samym wydaniu gazety Michnika ta sama pani Kublik podaje bowiem kolejną sensację:
Kaczyński pod twoim prysznicem. Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz i z kimkolwiek, oni to widzą i słyszą.
Delikatnie mówiąc, syndromy są naprawdę niepokojące.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/643635-ludzie-michnika-widza-kaczynskiego-nawet-pod-prysznicem