Słowa prezydenta Niemiec wystarczą za wszystko, a nawet z nawiązką. Dość tej nachalnej obrony Polski i polskości! Es lebe das tolle Deutschland!
Nigdy dość okazji, żeby „Gazeta Wyborcza” za coś Niemców i niemieckie władze przeprosiła, pokajała się, a wręcz unurzała w pokucie. I nigdy dość okazji, żeby Niemcy i ich władze pokazać jako niedościgniony wzór, a Polskę i polski rząd najpierw opluć, a potem uznać za zakałę ludzkości. I trzeba natychmiast przepraszać, żeby Niemcy nawet sekundy nie czuli dyskomfortu. Wzorzec tego, jak powinno się odnosić do Niemiec zaprezentował w organie Michnika, jeden z jego zastępców, Bartosz Wieliński.
Zamiast bić czołem i dziękować prezydentowi Niemiec Frankowi-Walterowi Steinmeierowi za łaskę odwiedzenia Warszawy, „PiS sprofanował 80. rocznicę powstania w getcie warszawskim”. A przecież prezydent Niemiec przybył do skansenu nad Wisłą, by „oddać hołd jego [powstania w getcie] bohaterom i wszystkim ofiarom Holocaustu”. Ten szlachetny mąż „pochylał głowę wobec brzemienia odpowiedzialności za popełnione zbrodnie, które spoczywa na jego narodzie, mówił o wstydzie, jaki odczuwa, prosił o przebaczenie”.
Gdy „19 kwietnia 2023 r. cały świat spoglądał na Warszawę, [gdy] Polska stolica stała się symbolicznym punktem na mapie Zachodu, bo upamiętniano tu historię, którą zawiera w sobie nie tylko opór i bohaterstwo powstańców, potworność niemieckiego ludobójstwa i proces odkupywania win przez Niemców”, dzicy pisowcy postanowili wszystko zepsuć. I uczynili rzecz absolutnie potworną: wręczyli prezydentowi Niemiec „raport na temat polskich strat wojennych”.
Szkoda, że w organie postępowej ludzkości nie dodano, iż wicepremier i minister kultury prof. Piotr Gliński był na tyle bezczelny, żeby mówić o zagrabionych przez Niemców polskich dziełach sztuki. Takie rzeczy mówić wspaniałemu przedstawicielowi wspaniałych Niemców, rozliczonych do ostatniego kwarka i fotonu z okropnej przeszłości, to straszna zbrodnia. Przecież miało być pięknie, błogo, wzniośle i landrynkowo do wyrzygania.
Wspaniałe przesłanie prezydenta Niemiec, czyli „ostrzeżenie dla kolejnych pokoleń, do czego prowadzi nienawiść i przemoc”, poszło się czochrać. Niemcy, rozliczeni do każdego gluonu w jądrze atomów składających się na szpik kostny nie zostali podjęci padnięciem do nóg i ucałowaniem dłoni, tylko ich wielki przedstawiciel musiał wysłuchiwać impertynencji polskich dzikusów.
Słowa prezydenta Niemiec zasługiwały na zachwyt, szacunek i bezdenną wdzięczność. Choćby takie: „Straszliwe zbrodnie, które Niemcy tutaj popełnili, napawają mnie głębokim wstydem”. Jakież to wspaniałe, że napawają! Albo: „My, Niemcy, jesteśmy świadomi naszej odpowiedzialności i misji, jaką pozostawili nam ocaleni i ci, którzy nie żyją. Przyjmujemy tę misję. Dla nas, Niemców, odpowiedzialność wobec naszej historii nie zna końca, pozostaje nam przestrogą i misją”. Łzy napływają do oczu, że „odpowiedzialność nie zna końca”, czyli nie będzie rżnięcia głupa, że Niemcy materialnie nie są już nic Polsce i Polakom winni?
Jakże to wspaniałe, że prezydent Steinmeier przyznał, iż „zbyt mało sprawców zbrodni zostało po wojnie pociągniętych do odpowiedzialności”. Ale z drugiej strony, po co mieliby być pociągani, skoro taki kat Woli Heinz Reinefarth był niezastąpiony jako burmistrz Westerlandu i poseł landtagu Szlezwiku-Holsztyna. Skoro szefem urzędu kanclerskiego u Konrada Adenauera mógł być tylko i wyłącznie Hans Globke, autor komentarza do ustaw norymberskich. Skoro gauleiterzy, czyli liderzy NSDAP w okręgach, a zatem faktyczni władcy nawet całych krajów jako jedyni mogli stawiać Niemcy na nogi po wojnie, dlatego wychodzili z więzień i obozów, i świetnie im się wiodło. To było zwycięstwo demokracji, że nawet takie wredne mendy i zbrodniarze mogli zaznać demokracji i szczerze dostąpić moralnego oczyszczenia i uzdrowienia.
Zamiast sławić mądrość Niemców, docenić przerobienie na demokratów niegdysiejszych zbrodniarzy i dać odczuć swój podziw i wdzięczność prezydentowi Niemiec za te wspaniałe osiągnięcia, wredni pisowcy „nie zmarnowali okazji, by (…) dzień przed uroczystościami (…) na wniosek wiceministra spraw zagranicznych Arkadiusza Mularczyka przyjąć uchwałę w sprawie ‘konieczności uregulowania w stosunkach polsko-niemieckich tematu reparacji’ za niemiecką napaść i okupację”. Jak śmieli w takim momencie?
Jedynie słuszny jest niemiecki punkt widzenia, że „reparacje od Niemiec, zgodnie z powojennymi ustaleniami, wypłacał Polsce Związek Radziecki – z tego, co Niemcom na poczet reparacji zabrał. Polska zrezygnowała z tych świadczeń w 1953 r.”. każdy prawdziwy niemiecki patriota to wie. A „w rządzącej partii do tej pory [nikt] nie odpowiedział na proste pytanie: jak prawie 80 lat po zakończeniu wojny wywalczyć od Niemców te sześć bilionów złotych, skoro nie chcą zapłacić ich po dobroci”. No, jak nie chcą, to trzeba to uznać i przestać im zawracać głowę.
Każde żądanie wobec wspaniałych Niemców jednocześnie „dzieli Polaków na dobrych i tych, którzy są w zmowie z Niemcami odmawiających wypłaty sześciu bilionów złotych”. Tu wkradł się błąd, bo akurat dobrzy są ci, którzy niczego od Niemców nie chcą. Tylko źli ludzie mogą chcieć zadośćuczynienia i paprać wspaniale się rozwijające relacje. Wspaniałe pod warunkiem, że nikt nie będzie darł japy, jakoby coś się Polakom należało. Nic się nie należy i dopiero po uznaniu tego można być prawdziwie wolnym i budować zdrowe relacje z Niemcami, państwem i narodem, które tak odpokutowały za wszystko, że teraz to właściwie im należałoby się grube zadośćuczynienie.
Słusznie „Gazeta Wyborcza” stara się naprawiać błędy pisowskiej dziczy i nigdy nie będzie dość całowania Niemców w du…cha pojednania, żeby się nie obrazili na tych w Polsce, którzy robią wszystko, by czuć się komfortowo nawet tam, gdzie tylko pozornie jest ciemno, wilgotno i ciasno. Nigdy więcej podważania niemieckiej wybitnej moralności! Nigdy więcej tezauryzacji krzywd, bo to wstyd. Wspaniałe słowa wystarczą za wszystko, a nawet z nawiązką. Dość tej nachalnej obrony Polski i polskości! Es lebe das tolle Deutschland!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/643398-gazeta-wyborcza-obnaza-dzikich-pisowcow