„Absolutnie nic takiego nie nastąpi. Jesteśmy zjednoczeni, ale ja wiem że dla dziennikarzy to jest tak, że jak od Hołowni odchodzi szefowa koła parlamentarnego, to szukają, że u nas też się źle dzieje. Wielokrotnie rozmawiałem z Rafałem Trzaskowskim, on ma świadomość, że razem możemy więcej. Jesteśmy zwarci, gotowi i nikt nie odpuszcza. Śmiejemy się z tego, jak mówią, że jesteśmy podzieleni, bo wiemy jak jest” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jerzy Borowczak, poseł PO, odnosząc się do plotek o ewentualnej zmianie szefa PO.
wPolityce.pl: Czy był pan w Białej Podlaskiej podczas wspólnego wystąpienia Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego?
Jerzy Borowczak: Nie, zjeżdżałem wówczas Lublin, miałem przydzielone tam trzy spotkania. Miałem spotkania z seniorami, z matkami dzieci autystycznych, osobami niepełnosprawnymi i z rolnikami. Potem następnego dnia rano, gdzieś o godz. 11, mieliśmy posiedzenie klubu KO w Lublinie. Nie robiliśmy tam już jakiejś dyskusji nt. spotkania Rafał Trzaskowski – Donald Tusk, bo jej nie potrzebujemy. To spotkanie było bardziej dla tych, którzy podważają naszą jedność.
Ta sprawa domniemanego sporu między Donaldem Tuskiem a Rafałem Trzaskowskim jest podnoszona nie tylko w mediach, ale i przez niektórych polityków opozycji – na przykład przez lidera Polski 2050 Szymona Hołownię. Pojawiają się głosy, że może nastąpić nawet jakaś podmiana lidera PO.
Absolutnie nic takiego nie nastąpi. Jesteśmy zjednoczeni, ale ja wiem że dla dziennikarzy to jest tak, że jak od Hołowni odchodzi szefowa koła parlamentarnego, to szukają, że u nas też się źle dzieje. Wielokrotnie rozmawiałem z Rafałem Trzaskowskim, on ma świadomość, że razem możemy więcej. Jesteśmy zwarci, gotowi i nikt nie odpuszcza. Śmiejemy się z tego, jak mówią, że jesteśmy podzieleni, bo wiemy jak jest.
Już raz doszło do podmiany Państwa kandydata, w tamtym przypadku w wyborach prezydenckich. Małgorzatę Kidawę-Błońską nagle zastąpił Rafał Trzaskowski. Ta sytuacja raczej sprzyja dyskusjom, że być może podobnie będzie teraz w przypadku Tuska i Trzaskowskiego.
Nikt nikogo wtedy nie podmieniał. Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała, że nie kandyduje i nie będzie brała udziału w tej farsie wyborczej. Oczywiście może powiedziała to za szybko, ale jak już to zadeklarowała, to innego wyjścia nie było jak tylko powiedzieć, że skoro nie chce brać udziału, to szukamy innego kandydata.
Chce pan powiedzieć, że decyzja o rezygnacji z kandydowania w wyborach prezydenckich została w 100 proc. podjęta przez samą Małgorzatę Kidawę-Błońską, bez żadnych nacisków ze strony partii?
Sama chciała wystąpić na konferencji prasowej bez nas i ogłosić, że to jej decyzja. Odebrano to inaczej, że nikt za nią nie stanął. Być może powinniśmy za nią stanąć i wtedy byście byli zadowoleni. Ona mówiła, żebyśmy nie stali za nią, bo wtedy będzie wychodziło, że zmusiliśmy ją do tej decyzji.
Sondaże dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej były fatalne, w pewnym momencie miała w nich poparcie zaledwie 2 proc. wyborców.
Tak, ale wie pan dobrze, kiedy jej sondaże tak spadły – gdy powiedziała, że nie kandyduje. Jak ktoś mówi, że nie kandyduje, to trudno, by jej notowania wzrosły.
Z tego, co pamiętam, Małgorzata Kidawa-Błońska także wcześniej nie miała dobrych wyników w sondażach.
Na początku kampanii miała dobre wyniki, które jej dawały wejście do drugiej tury. Miała zapewnioną drugą turę, ale jak się zaczęła ta historia z wyborami kopertowymi, to pierwsza powiedziała, że nie weźmie w tym udziału. Oczywiście, że to dla nas było ciężkie, bo trochę pieniędzy wydaliśmy już na kampanię i potem brakowało nam ich na kampanię Rafała Trzaskowskiego. Na kampanię prezydenta Dudy wydano 30 mln złotych, a na Rafała Trzaskowskiego 7 milionów.
Z drugiej strony Rafał Trzaskowski wchodził do kampanii jako świeży kandydat, w pełni sił, gdy tymczasem Andrzej Duda był już po wielu tygodniach boju kampanijnego.
Tak, tyle że w kampanii prezydenta Dudy rozwożono czeki dla gmin. To nie było równa i uczciwa kampania wyborcza, zaangażowane były media rządowe. Gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, to te ponad 400 tys. głosów przewagi prezydenta Dudy nad Rafałem Trzaskowskim, to nie jest jakaś kolosalna różnica..
Trzeba przyznać, że ponad 10 milionów głosów w wyborach prezydenckich to dobry wynik, Rafał Trzaskowski wychodzi też w sondażach zaufania dużo lepiej niż Donald Tusk. Stąd takie spekulacje, czy wysunięcie Trzaskowskiego na pierwszy plan, a schowanie Tuska, nie wyszłoby KO na plus.
Nie. Mamy swojego przywódcę i nie będziemy go nikim zastępować. To tylko u Kaczyńskiego mogą się takie rzeczy dziać – on jest szeregowym posłem, ma premiera, który musi się go słuchać. Prezes PiS mówi: „Przyłębska jest prezesem TK, a komu się to nie podoba, to go zapuszkujemy”. Natomiast u nas, to gdyby Rafał Trzaskowski chciał być szefem PO, to miał na to szansę. Nie chciał, wybory na przewodniczącego PO wygrał Budka. Trzaskowski mógł wtedy powiedzieć: „Mam 10 milionów zwolenników i chcę kandydować na przewodniczącego PO”. Nie chciał wówczas tego zrobić, wolał być prezydentem Warszawy. Teraz natomiast uważa, że musi się włączyć w kampanię, chce wesprzeć Tuska i PO. Rafał Trzaskowski jest zaangażowany w to stowarzyszenie, gdzie jest Jacek Karnowski z Sopotu – i to oczywiście dobrze, że tam jest i tamto środowisko samorządowców próbuje namawiać, że trzeba iść razem, a nie tworzyć jakieś nowe listy. Hołownia też rozmawia z samorządowcami, żeby byli u niego. Rafał Trzaskowski po to jest w stowarzyszeniu „Ruch Samorządowy Tak dla Polski”, żeby przekonywać jego uczestników do wsparcia listy KO.
To Rafał Trzaskowski ma spacyfikować to stowarzyszenie, przeciągnąć je na stronę KO?
Nie, tam zresztą większość członków to nasi ludzie, którzy jednak wystartowali w wyborach samorządowych ze swoich komitetów z naszym poparciem. Rafał Trzaskowski wszędzie jest potrzebny, ma duże zaufanie, duży autorytet, jest lubiany. Bardzo się cieszymy, że z Brukseli wrócił nasz przewodniczący-premier, bo Platforma dołowała w sondażach, a po przyjściu Tuska mamy 26-29 proc. poparcia w sondażach.
Mimo powrotu Donalda Tuska KO nie potrafi jednak trwale przekroczyć granicy 30 proc. poparcia w sondażach.
Były takie sondaże, gdzie mieliśmy 30-31 proc. Zobaczymy, jeździmy po Polsce, nie wiem, czy za innego przywódcy wykonywalibyśmy tak horrendalną pracę jak teraz. Ja za chwilę wyjeżdżam np. do Białegostoku.
Mówi pan, gdzie pan jeździ spotykać się z wyborcami, domyślam się, że podobnie jest z innymi parlamentarzystami KO – zaraz będzie mógł pan to potwierdzić. Jednak do opinii publicznej przebijają się w zasadzie tylko i wyłącznie spotkania Donalda Tuska.
Jeździ nas ponad 120 posłów i senatorów, kilka osób uczestniczy w poszczególnych spotkaniach. Rozmawiamy z poszczególnymi środowiskami, ale przebić się z tym do mediów trudno, bo Orlen kupił wszystkie regionalne gazety i w nich nie ma informacji o naszych spotkaniach. Żaden dziennikarz tych lokalnych mediów nie przychodzi, bo mówi, że straci pracę.
Są jednak przecież i media, które są nastawione życzliwie do KO.
Tak i TVN pokazuje wszystkie wystąpienia premiera Tuska oraz ewentualnie nasze konferencje w czasie, jak jest klub KO. Tam nie widzimy jednak TVP, Polskiego Radia.
Wybiera się pan na marsz Donalda Tuska 4 czerwca? Z deklaracji szeregu polityków na razie wynika, że raczej będzie to marsz KO i sympatyków Państwa formacji, ale raczej nie będzie to marsz ogółu opozycji.
Rozmawiałem z politykami innych partii, na pewno będzie Lewica, PSL…
Jednak oficjalnego wsparcia tych formacji dla marszu szefa PO nie ma. Donald Tusk dodał wpis na Twitterze, że wzywa wszystkich na ten marsz, ale nie zapraszał na niego wcześniej liderów poszczególnych partii, nie konsultował z nimi tego wydarzenia. Z ich perspektywy cała sytuacja może wyglądać jak taka próba postawienia przed faktem dokonanym.
Może pan mieć rację, ale gdyby coś takiego zorganizowała Lewica, Polska 2050 czy PSL, to my jako działacze PO na pewno byśmy poszli na taki marsz i to zdecydowanie.
Lewica np. zaprasza 1 maja na marsz z okazji Święta Pracy.
To jest upolitycznione. Gdyby Lewica zorganizowała marsz 3 maja, to nie miałbym żadnych obiekcji. A wie pan z czym mi się kojarzy 1 maja? Z tym, że siedziałem w pudle i dostawałem tam baty, bo komuniści robili marsze 1 maja, a my robiliśmy kontrmarsze. Biliśmy się, łapali nas, zamykali.
Anna Maria Żukowka w rozmowie ze mną przedstawiła jeszcze inną koncepcję – liczy, że spotka Donalda Tuska na Paradzie Równości, która zdaje się też odbywa się w Warszawie w czerwcu.
Nie mam nic przeciwko temu, żeby takie marsze się odbywały, chociaż ja nie chodzę na nie. Nie wiem, czy Donald Tusk poszedłby w takim marszu, Rafał Trzaskowski jak wiadomo chodzi, Paweł Adamowicz jak był członkiem PO też chodził na takie marsze i nikt nikomu nie robił z tego tytułu problemów.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/643291-borowczak-trzaskowski-mogl-zostac-szefem-po-nie-chcial