Swoim wezwaniem do udziału w marszu „przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską”, który ma przejść ulicami warszawy 4 czerwca Donald Tusk ostatecznie pogrzebał ideę jednej listy i potwierdził podejrzenia swoich kolegów, liderów innych partii opozycji, że jest ona jedynie w jego politycznym interesie.
Powrót Tuska do polskiej polityki w lipcu 2021 roku miał dawać nadzieję nie tylko będącej w sondażowym dołku Platformie Obywatelskiej na odbudowę swojej pozycji, ale także przynieść realną możliwość zjednoczenia pod jego przywództwem całej opozycji i jej zwycięskiego marszu w jesiennych wyborach.
Marsz zadymiarzy z KOD
Tymczasem wszystko wskazuje na to, ze skończy się na marszu zadymiarzy z KOD i Strajku Kobiet oraz aktywistów PO, bowiem entuzjastycznej reakcji polityków innych partii opozycyjnych jakoś nie widać, a wręcz niektórzy z nich mocno się dystansują od tego pomysłu.
Media sprzyjające Tuskowi zachowują się jak rozpuszczone dziecko, które kładzie się na chodniku przed sklepem z zabawkami, tupie nogami i krzyczy, że chce właśnie tę zabawkę, którą widzi za szybą. Tusk na czele jednej listy i wasale w postaci liderów innych partii to marzenie zdołowanych sondażami, w których PiS-owi nie spada, a KO nie rośnie redaktorów, którzy dawno zapomnieli, że w demokratycznym państwie media to czwarta, a nie pierwsza i druga władza.. Ich zdaniem liderzy opozycji marnują czas, bo od stycznia, kiedy miało miejsce ich spotkanie w sprawie głosowania Krajowego Planu Odbudowy nie rozmawiają ze sobą : ”To już nie ciche dni, ale ciche miesiące. Kto im dał prawo, by tak marnować czas? Bo nie wyborcy” biją na alarm redaktorzy gazety, która kiedyś zmieniała ministrów jednym tekstem i rościła sobie prawo do decydowania, kto może rządzić i komu można więcej, a komu mniej.
Abstrahując od swoistej perwersji, jaką jest wzywanie przez Tuska do marszu przeciwko „złodziejstwu i kłamstwu” nasuwa się zasadnicze pytanie – dlaczego tak nagle Tusk wzywa do akcji, która ma mieć miejsce za kilkadziesiąt dni? Dlaczego, jeśli już tak gorąco namawia swoich kolegów-liderów innych partii opozycyjnych do jedności i współpracy, nie spotkał się z nimi i nie uzgodnił wspólnie takiej inicjatywy, bo gdyby podpisali się pod nią obok Tuska Kosiniak-Kamysz, Hołownia, Czarzasty i politycy mniejszych ugrupowań, jej siła i znaczenie byłoby o wiele większe. Czy to rozpaczliwa ucieczka do przodu i przykrycie groźnej dla Tuska i jego politycznej ekipy z czasów, gdy był premierem, piątkowej decyzji Sejmu o powołaniu Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-22? Sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński ocenił że „PiS przyjął ustawę, której jedynym celem jest eliminacja (szefa PO Donalda) Tuska z polityki”. „Nie radzą sobie w realu, sięgają zatem po repertuar grany w Mińsku i Moskwie” skomentował.
Eliminacja przy urnach
Eliminowanie z polityki za pomocą komisji czy też „nocnej zmiany” ( 4 czerwca to nie tylko data pierwszych w części demokratycznych wyborów parlamentarnych w 1989 roku, ale także obalenia rządu Jana Olszewskiego trzy lata później, przy aktywnej roli Tuska –„Panowie, policzmy głosy”) dzisiaj nie przejdzie. Takiej eliminacji dokonają wyborcy przy urnach.
A Tusk, który nam dzisiaj mówi, wzorując się na Ludwiku XIV , „opozycja to ja” zamiast policzyć 4 czerwca głosy na warszawskich ulicach, może się mocno przeliczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/642785-kiedys-liczyl-glosy-w-sejmie-teraz-chce-na-ulicy