Mają końskie zdrowie, pojemne żołądki, głowy nie od parady. Oraz zapisany w ustawie o samorządzie gminy obowiązek organizacji pomocy społecznej i wspierania rodziny. Gdańscy jałmużnicy. Jedni głodni naprawdę, drudzy głodni władzy i pieniędzy. Prezydent Dulkiewicz, jej zastępcy: Grzelak, Borawski. Niezastąpienie wytrwali w pracach publicznych. Z setkami tysięcy złotówek zebranych w samorządowej robocie.
W dni wielkanocne nie szczędzą sobie śniadań, za które nie płacą. Jedzą, co sami podają. Wlewają w siebie żurki, wcinają białą kiełbasę, smakują jajka i baby. Uwielbiają garkuchnie dla biedoty, Publikują we własnych organach fotorelacje ze śniadań dla potrzebujących i ubogich. Żebrzą z chochlą o ich pamięć i wdzięczność. Dumni ze swoich ról. I dumnie do biedoty przemawiający.
Choć to nie lata 30. II RP, ani Łódź spod pióra Reymonta czy Warszawa Prusa. A prezydent miasta to nie Izabela Łęcka, która zanim rozdała, zbierała datki pod kościołem św. Józefa. To ziemia obiecana naszych czasów. Za jej kształtowanie sprawując urzędy władzy osobiście odpowiadają. Łażą z harcerzami u boku, przymilni w świątecznym dezabilu. Roznoszą jadło nie ze swoich kuchni, publicznie stygmatyzując ofiary swojej polityki. Kelnerzy niedostatku maskując hipokryzję udają filantropów.
To maskarada na użytek własny. Będą ją dyskontować wiosną przyszłego roku, gdy zaczną liczyć głosy. Z nich uzbierają na wikt i opierunek własny. Nie wiadomo już kto przy wielkanocnym stole żebrak, kto pan. Kto rozdaje, kto prosi. Kto rozdaje zupę i żebrze o głosy, kto w końcu jest wierzycielem, kto dłużnikiem. Trąbić przy okazji remontu dwóch gdańskich ulic o „rewitalizacji społecznej” mogłyby tylko damy paradne. Te zaś o jałmużnę wyborczą się nie ubiegają
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/642658-gdanscy-jalmuznicy-jedni-glodni-naprawde-drudzy-wladzy