Donald Tusk może nie dobiec do wyborczej mety. W partii ciszej lub głośniej, ale mówi się o podmianie lokomotywy. Maszynistą nadal miałby być Tusk, ale wagony ciągnąć mógłby Rafał Trzaskowski. „Mógłby”, to dobre określenie, szczególnie w kontekście faktu, że prezydent Warszawy z niekłamaną satysfakcją ogląda zmęczonego Tuska. To jego słodka zemsta.
Jest 3 lipca 2021 roku, Warszawa. Na scenie stoi szczęśliwy Donald Tusk. Przed chwilą, ponownie, został szefem Platformy Obywatelskiej.
Wróciłem! Wiem, że trochę długo czekaliście. Wróciłem na 100 procent. Platformo, jesteście unikatowym zespołem ludzi dobrej woli!
— stwierdza zadowolony.
Tę scenę zna każdy, ale inna przykuła uwagę dziennikarzy i komentatorów. Z uradowanej „masówki” dla aktu partyjnego niemal wybiega Rafał Trzaskowski. Jest wściekły, nie chce zatrzymać się przy dziennikarzach, nie zamierza odpowiadać na pytania. Wypowiada jednak dwa zdania, wsiada do limuzyny i mocno zatrzaskuje drzwi. To trudny moment dla Trzaskowskiego. Nikogo nie interesuje, że rok wcześniej niemal zdobył fotel prezydencki. Z pierwszej ligi w partii, Tusk, wyrzuca go na ławkę rezerwowych. W PO jest kilku ludzi, którzy to widzą: „Rafał jeszcze się przyda” - słyszymy w kuluarach
Po tej licowej fali entuzjazmu nie ma już nawet śladu. Po dwóch latach Tusk wytarł się jak polityczna miotła. Nieskory do ciężkiej pracy, musiał jednak wcisnąć piąty bieg. Cóż z tego skoro skończyło się paliwo. Pogadanki Tuska z wierną bracią partyjną straciły na dynamice, w ugrupowaniu coraz głośniej mówi się o kryzysie. Nawet opozycyjne media, z coraz większym trudem składają Tuskowi wiernopoddańcze hołdy. Dziennikarze wiedzą już o klęsce wspólnej listy, a i zdarzy się, że ktoś bąknie, iż jest to także wina byłego premiera.
W tym momencie powinno nastąpić opamiętanie, powrót do programu, pomysłu. Nic z tego. Po klęsce narracji o marznących w zimie Polakach i o tym, że inflacja skończy się głodem i nędzą, politycy PO, nadal tkwią w tym samym bajorze. Teraz słyszymy więc o zanieczyszczonej pszenicy z robakami, a dziennikarze Radia Zet ruszyli do samobójczej misji, której celem miało być zniszczenie Marszałek Sejmu Elżbiety Witek.
Na kłopoty Trzaskowski?
Sondaże pokazują, że jest to jakaś myśl. Głowę coraz śmielej podnoszą jego sympatycy w szeregach partii. Lewica, po cichu, także liczy na jego powrót do gry. Czy tak się rzeczywiście stanie? To dobre pytanie, ale inne brzmi jeszcze lepiej: dlaczego Rafał Trzaskowski miałby dziś pomagać wykrwawiającemu się Tuskowi? Jaki ma w tym interes? Zostać premierem, jeśli opozycja wygra wybory? A po co? Przecież na tym stanowisku trzeba harować. Od rana do nocy, piątek, świątek, na pełen etat. To nie jest szczyt marzeń dla naszego atencjusza w warszawskim ratuszu. On ma czas, poczeka, popatrzy na możliwy upadek Tuska. Tu wracamy też do tej lipcowej soboty sprzed dwóch lat, gdy wściekły i pominięty Trzaskowski wsiadał do służbowego samochodu. Dziś Rafał Trzaskowski jest mocniejszy słabością byłego premiera. Wojna i wielka pomoc jaką warszawiacy podarowali ukraińskim uchodźcom, dały mu międzynarodowy rozgłos, podobnie, jak jego podróż do Stanów Zjednoczonych. Dziś to Trzaskowski obserwuje partyjną bijatykę. Celowo stara się stać ponad nią. To budowanie pozycji przed przyszłymi wyborami prezydenckimi. Platforma Obywatelska jest na niego skazana. On, paradoksalnie, może budować coś własnego. Tylko, czy będzie mu się chciało?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/642270-tusk-slabnie-ale-trzaskowski-mu-nie-pomoze