Ekspertka MEN zamordowała dziecko?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Sxc.hu
Fot. Sxc.hu

Resort edukacji nie sprawdza, kogo zatrudnia. Kobieta, która zakatowała pasem 6-letniego synka swojego konkubenta dziś uczy w jednym z warszawskich gimnazjów i doradza ministerstwu.

Cicha, wyalienowana, unikająca kontaktu – taki obraz nauczycielki wyłania się z relacji jej uczniów i pracowników szkoły. Mało kto zdawał sobie jednak sprawę, jak mroczną tajemnicę skrywa historia wymagającej pedagog. To właśnie ona była bohaterką doniesień prasowych z 1982 roku o młodej nauczycielce, która całymi dniami biła 6-letniego synka swojego konkubenta, ostatecznie odbierając mu życie. Według relacji jeden z sanitariuszy - na widok zmasakrowanych zwłok malucha – stracił przytomność.

Chociaż ta historia brzmi jak scenariusz przerażającego horroru, napisało ją samo życie. Co najbardziej szokujące, wyrodna matka po odsiadce (została skazana na 15 lat więzienia, wyszła za dobre sprawowanie 5 lat przed upływem końca wyroku – przyp. Red.) i zatarciu wyroku w 1999 roku, wróciła do pracy nauczycielki. Przedmioty? Religia i fizyka. Sprawę krwawej katechetki opisał Mariusz Szczygieł na łamach „Dużego Formatu”. Jej historię poznał dzięki relacji anonimowego informatora, który chciał ujawnić przeszłość pani pedagog.

Na razie nie wiadomo, jakie decyzje podejmą władze gimnazjum w którym uczy dzieciobójczyni. Dyrektor szkoły tłumaczy, że nie sprawdzała w wyszukiwarce Google, kim jest osoba, którą sama zatrudniła.

Proszę zrozumieć, o wszystkim dowiedziałam się dziś, jeszcze nie przeczytałam tekstu. Na razie jestem w szoku, sama jestem matką i babcią. Ale proszę się postawić w mojej sytuacji. Czego pani ode mnie oczekuje? Linczu za pośrednictwem mediów? Jeśli to się wydarzyło 30 lat temu.... -

tłumaczy się w rozmowie z portalem dziennik.pl dyrektorka.

Dziś nic nie wróci życia zamordowanemu malcowi. Można jednak zadbać o bezpieczeństwo pozostałych dzieci. Tym bardziej, że regulamin, jaki obowiązuje w pracowni nauczycielki pokazuje, że nie porzuciła zamiłowania do surowego rygoru, którego ofiarą stało się dziecko jej konkubenta.

„Uczniowie zachowują bezwzględną ciszę podczas lekcji”; „zniszczenie lub uszkodzenie czegokolwiek wymaga naprawienia przez ucznia lub na jego koszt oraz powoduje uzyskanie oceny niedostateczne z pracy na lekcji”; W Pracowni Fizycznej uczniowie zajmują stałe miejsca, które mogą zostać zmienione tylko na polecenie nauczyciela”; „W razie zauważenia przez ucznia sytuacji zagrożenia np. pożar, uczeń natychmiast, głośno oznajmia ten fakt nauczycielowi i czeka w ciszy na jego polecenia. Pozostali uczniowie przerywają natychmiast swoje czynności i w ciszy oczekują na polecenia nauczyciela. Do wytycznych nauczyciela należy stosować się natychmiast, w ciszy, koncentrując się na szybkim i dokładnym ich wykonaniu”... M.in. takie punkty można znaleźć w restrykcyjnym regulaminie pani magister (pogrubienia również są jej autorstwa – przyp. red.).

Czy dyrekcja szkoły, a przede wszystkim Ministerstwo Edukacji Narodowej zauważy, że nie stoi za nimi wyłącznie zamiłowanie do kindersztuby?

Aleksander Majewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych