Bardziej zrozumiałe byłoby, gdyby po 31 maja 2022 r. Tusk ubiegał się o jakieś funkcje w Niemczech lub o stanowiska zależne od decyzji rządu w Berlinie.
„Ja muszę wygrać te wybory. Mnie nie interesuje żadna mała gra” – taki cel uczestnictwa w polityce, a przy okazji skromność Donald Tusk zademonstrował 20 stycznia 2023 r. w Lublinie. Skoro nie chodzi o małą grę, tylko o wielką, podstawowe pytanie brzmi: komu w Polsce i po co potrzebny jest Donald Tusk. Najprostsza i najogólniejsza odpowiedź mogłaby wyglądać tak: nikomu i po nic.
Najprostsza odpowiedź mogłaby się wydawać szokująca. Jak to nikomu i po nic, skoro chodzi o szefa polskiego rządu przez 7 lat, przewodniczącego Rady Europejskiej przez lat 5 oraz szefa Europejskiej Partii Ludowej przez półtora roku? Gdyby jednak sporządzić bilans tej kariery, to po stronie zysków dla Polski, dla Polaków widniałoby wielkie zero. Liczba dużo większa do zera byłaby po stronie samego Tuska. No bo, co Polska i Polacy mieli z tego, że od 16 listopada 2007 r. do 22 września 2014 r. Donald Tusk był premierem. Co dobrego było w tym, że np. do polskiego budżetu nie trafiło 250-270 mld zł?
Co dobrego dla Polski i Polaków wynikało z tego, co Donald Tusk robił od 1 grudnia 2014 r. do 30 listopada 2019 r.? Czy wtedy jakakolwiek decyzja Komisji Europejskiej czy Rady Europejskiej wyróżniała nasz kraj? Gdyby ktoś myślał o pieniądzach, to one wynikały z algorytmów. Owszem nie stosowano wtedy wobec Polski dyskryminacji, ale to wynikało z decyzji Niemiec, żeby nie szkodzić swemu beniaminkowi. Co to zresztą za dobro, które oznacza tylko powstrzymanie się od czynienia zła. Ale przecież nie dla korzyści Polski i Polaków, lecz dla dalekosiężnych celów Niemiec.
Jaki komunikat idzie w świat, gdy zagraniczny polityk zostaje wyróżniony najważniejszymi nagrodami innego państwa? Że to państwo uznaje tego polityka za zasłużonego dla siebie. W konkretnym przypadku dla Niemiec, a nie dla Polski. Niczym innym nie były trzy nagrody dla Donalda Tuska: 13 maja 2010 r. Nagroda im. Karola Wielkiego, 10 listopada 2011 r. – Nagroda „Złotej Wiktorii dla Europejczyka Roku”, 31 maja 2012 r. – Nagroda im. Waltera Rathenaua.
Dlaczego obce państwo, w dodatku mające dostatecznie duże wpływy i możliwości, żeby na każde dostępne stanowisko wstawić własnego polityka, robi to wobec polityka z zagranicy? Bo uważa, że ten polityk jest w stanie zrobić dla tego państwa co najmniej tyle, ile jego polityk, a nawet więcej, gdyż ten własny polityk byłby podejrzewany lub oskarżany o zbytnią dbałość (faworyzowanie) o państwo pochodzenia. Tylko taki jest powód załatwienia Tuskowi (przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel) stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej.
To bardzo znamienne, że w niemieckim Bundestagu znacznie szybciej niż w Polsce ogłoszono, iż Donald Tusk będzie kandydatem i dostanie niemieckie poparcie, gdy chodzi o drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. To bardzo znamienne, że władze Niemiec weszły w tej sprawie w otwarty konflikt z premier Beatą Szydło, której rząd nie zamierzał Tuska wystawiać i popierać, gdyż miał własnego kandydata – Jacka Saryusza-Wolskiego. To bardzo znaczące, że Tuska poparły wtedy najważniejsze niemieckie media, i to zanim doszło do oficjalnego przedstawienia tej kandydatury.
Jako przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk przyznał Komisji Europejskiej, która działa w większości sprawach pod dyktando Niemiec, prawo ingerowania w polskie sprawy. Na przykład 19 stycznia 2016 r. w wystąpieniu w Parlamencie Europejskim wsparł niemieckie żądania, by zmusić takie państwa jak Polska do przyjęcia niekorzystnych zasad polityki migracyjnej, w tym płacenia kar za odmowę przyjmowania kwot uchodźców. Od początku 2015 r. Donald Tusk stał się jednym z najważniejszych narzędzi niemieckiej polityki, realizowanej poprzez unijne instytucje.
Mówiąc brutalnie, bardziej zrozumiałe byłoby, gdyby po 31 maja 2022 r. (po odejściu z funkcji szefa EPL) Donald Tusk ubiegał się o jakieś funkcje w Niemczech lub o stanowiska zależne od decyzji rządu w Berlinie niż starał się o najważniejsze funkcje w Polsce. Po 22 września 2014 r. Tusk wielokrotnie potwierdzał, że nie istnieje dla niego polski interes narodowy (a wręcz nie wolno było pozwolić, żeby ktoś miał jakiekolwiek skojarzenia, że taki interes w jego wypadku istnieje). A jednocześnie potwierdzał, że istnieje interes europejski, tyle że on najlepiej się wyrażał jako część interesów Niemiec.
Obiektywnie nie ma najmniejszych powodów, żeby Donald Tusk miał w 2023 r. i później na cokolwiek wpływ poza własną partią i własnym kręgiem towarzyskim. Obiektywnie Polacy nie mają żadnych powodów, żeby liczyć na cokolwiek dobrego dla siebie, dla Polski, gdyby Tusk sprawował jakieś ważne funkcje państwowe. Przeciwnie, mają powody, by spodziewać się, że na tym stracą, bo takie płyną wnioski z przeszłości.
Jak powiedziałby niezawodny Bronisław Komorowski, sprawa jest arcyboleśnie prosta: Donald Tusk nie jest Polsce i Polakom do niczego potrzebny. Mało tego, uzasadnione jest przekonanie, że dużo lepiej Polska i Polacy wychodzą na tym, że Donald Tusk nie zajmuje żadnych ważnych stanowisk. Nie tylko w Polsce, ale też za granicą. CBDO (co było do okazania) i CBDU (co było do udowodnienia).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/641336-donald-tusk-nie-jest-polsce-i-polakom-do-niczego-potrzebny