„Trzaskowski jak as w rękawie. Platforma czeka na właściwy moment” - ogłasza gazeta Michnika, sprawiając wrażenie, jakby już wszystko było zdecydowane i lada moment Donald Tusk miał się usunąć w cień, na białym koniu miał wjechać wiceszef partii i poprowadzić ją do zwycięstwa. Takie dywagacje to efekt gierek różnych frakcji w Platformie, a przede wszystkim projekcje części publicystów, nie do końca rozumiejących mechanizmy polityki.
Jeśli Rafał Trzaskowski odegra większą rolę w kampanii, to raczej jako support Tuska. I włoży w to wszystkie siły, by nie stracić szans na realizację swojego podstawowego celu.
Żadnej podmianki nie będzie. Oto 4 zasadnicze powody:
1) Nie po to Tusk wracał do polskiej polityki, by na ostatniej prostej zrejterować. Byłaby to dla niego większa klęska niż porażka z Lechem Kaczyńskim w wyborach prezydenckich w 2005 r. Przyznałby tym samym, że nie jest w stanie wygrać z PiS, że jest skończony. Dla wszystkich byłoby jasne, że ucieka z podkulonym ogonem. To nie jest, z całym szacunkiem, pani Małgorzata Kidawa-Błońska, którą partia może potraktować jak kwiatek w doniczce i przestawić na inny parapet. Po Tusku jeździliby wszyscy - od prawa do lewa. A i małżonka wszak, jak niedawno mówił, nie pozwoli mu się teraz wycofać ;) Wizerunkowo zaliczyłby katastrofę. Wizerunek zaś to jego trzecie imię.
2) Tusk wrócił właśnie po to, by Trzaskowski - ani nikt inny - mu partii nie zabrał. Widząc, na jaką falę wskoczył prezydent Warszawy w 2020 r., musiał zareagować i nie pozwolić mu nadmiernie urosnąć. Stara polityczna zasada, mówiąca, że twój największy wróg jest w twojej partii, ma tu idealne zastosowanie. A skoro już pokazał się jako skuteczny wódz - co by nie mówić, tchnął energię w struktury i poprawił notowania ugrupowania - dlaczego miałby marnotrawić dwa lata niesympatycznego wysiłku i całą śmietankę odstąpić komuś innemu, młodszemu, jeszcze bardziej nowoczesnemu. Nie zapomnę ich wspólnego wystąpienia na Campusie Polska Przyszłości w ub.r. Tak relacjonowaliśmy w „Sieci” jego początek: „Przez pierwsze 20 minut ich spotkania stał z coraz bardziej zaciśniętymi zębami, podczas gdy włodarz Warszawy perorował krążąc wśród uczestników i dowodząc, kto tu jest fajniejszy: >>Wiemy po swoich dzieciach, Donald – po swoich wnukach (…)<<, >>Nie damy się podzielić na starszych, młodszych<<.” Tam iskrzy bardziej niż się komukolwiek wydaje.
3) Trzaskowski nie chce być premierem Tuska. Gdyby miał zostać szefem rządu Platformy, byłby kompletnie niesamodzielny. To Tusk trzymałby w ręku zaplecze polityczne premiera. To on by recenzował swojego pomazańca. A w odpowiednim momencie zapewne by go wymienił. Na siebie.
4) Trzaskowski trzyma się planu: Pałac 2025. Po co każdego dnia kopać się z tysiącem koni, podejmować tysiące decyzji, brać odpowiedzialność za działania tysięcy ludzi, harować od rana do nocy i być najbardziej krytykowanym politykiem w kraju, skoro można spróbować zdobyć prezydenturę i mieć więcej funkcji reprezentacyjnych niż decyzyjnych? A przy okazji samemu być praktycznie nieodwoływalnym recenzentem i poskramiaczem rządu - nawet wywodzącego się z tej samej formacji? Rafał Trzaskowski to też polityk - mimo wszystko - bardziej leniwy od Tuska, otwarcie mówią o tym jego współpracownicy. Zarządzanie państwem po prostu by go przerosło fizycznie. A prezydentura? Można ją przebimbać nawet w stylu Bronisława Komorowskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/641049-trzaskowski-za-tuska-nic-z-tych-rzeczy-dlaczego-4-powody