Brytyjski dziennik „The Sun” podał, że szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ubiega się o stanowisko szefa NATO i ma nawet poparcie kilku krajów. To jest tak głupie, tak niedorzeczne, że może być żartem na prima aprilis, a nawet prawdą.
Brytyjczycy też mają swój prima aprilis - 1 kwietnia April Fools’ Day, w którym robią sobie psikusy i żarty stroją. Brytyjska bulwarówka „The Sun” napisała np. że Ursula von der Leyen może zastąpić Jensa Stoltenberga na stanowisku szefa NATO. Niezależnie od tego, czy to tylko blaga, czy prawda zdajemy się żyć w świecie zaprojektowanym przez pijanego wariata, albo kogoś o umysłowości klimatysty. Informacje o ambicjach niemieckiej urzędniczki i poparciu dla niej powtórzyły największe media świata. Pracują w nich ludzie, którzy powinni rozczytywać rzeczywistość, mieć elementarną wiedzę o procesach politycznych, o NATO, Unii, niemieckich spiskach etc. czyli potrafić ocenić wiarygodność takiej informacji. Jeśli więc to żart angielskiej gazety, to znaczy, że w tych wszystkich niby poważnych mediach jak Reuters nierozgarnięci ludzie pracują (co akurat najprawdziwszą prawdą jest) i odpowiednio do swych zdolności poznawczych świat opisują.
Ale, ale - pierwsze wzmianki na temat tego, że von der Leyen może ubiegać się o stanowisko szefa NATO i ma nawet poparcie Waszyngtonu, pojawiły się na początku marca. Więc może jakaś prawda w tych niedorzecznych informacjach jest.
Von der Leyen może okazać się asem w rękawie, który Waszyngton zamierza wyłożyć na stół po zakończeniu … kadencji Norwega. Operacja mająca wypromować kandydaturę byłej niemieckiej minister obrony ruszyła już kilka tygodni temu i może zburzyć różne scenariusze przygotowywane przez europejskie frakcje polityczne na przyszłoroczne wybory do europarlamentu. Wstępne sygnały z unijnych stolic sugerują, że taka opcja obecnym liderom głównych państw UE by odpowiadała. Gdyby von der Leyen nie została wybrana na drugą kadencję jako przewodnicząca KE, „opcja NATO” mogłaby stanowić rozwiązanie wielu piętrzących się około wyborczych napięć. Okazuje się przy okazji, że za von der Leyen stoi silna grupa politycznego wsparcia, która jest potężnym instrumentem nacisku na sojuszników kreślących plany obsadzenia europejskich instytucji w nowej kadencji. Szefowa KE wysyła jasny sygnał: „Jeśli nie chcecie, żebym została tu na kolejne pięć lat, wiedzcie, że mogę się przenieść do innego gmachu, także w Brukseli”.
— pisała na początku marca włoska skrajnie lewicowa „La Reppublica”.
Żadne z powyższych zdań nie musi być prawdziwe. Mogą to być zwyczajne zmyślenia, majaki jakiegoś tam redaktora. Może też politycy, brukselscy urzędnicy sprzedają zwykłe brednie, bo to potrzebne im do knucia i spisków, a gorliwy redaktor resztę sam sobie snuje. Takie tam bajanie, jak to, że Kwaśniewski szefem NATO mógłby być. Nie bardzo wiadomo dlaczego też Amerykanie mieli by brać pod uwagę jakieś gierki i intrygi w Unii, którą uznają za organizację żałosną, a nawet zwyczajnie śmieszną. Plotki, spekulacje pojawiły się ponad miesiąc temu, ale dopiero teraz tak naprawdę, dopiero po artykule „The Sun” z 1 kwietnia wszyscy je powtarzają.
Jeśli zaś to prawda, że Ursula von der Leyen stara się i poparcie ma, to biada nam. Powinniśmy być przerażeni tym jak tępi, cyniczni, czy też sprzedajni ludzie Europą władają - nie sądzę, by ktoś w Ameryce - Stanach Zjednoczonych i Kanadzie na taki pomysł wpadł. Turcy i Brytyjczycy też nie są tacy durni. Nie da się wykluczyć, że Niemcy knują, by von der Leyen na stołek wsadzić. Może obiecują Jego Ekscelencji Narcyzmowi I Wielkiemu Macronowi, że zostanie pierwszym prezydentem państwa europejskiego. Może sklecili jakąś koalicję z krajów Beneluksu, a państwom słabszym jak Kraje Nadbałtyckie, czy postjugosłowiańskie coś obiecali, albo czymś je szantażują. Wszystko jest dziś tak nikczemnie, że i to jest możliwe. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że najbardziej nieudolna minister w gabinecie Merkel zostanie przewodniczącą Komisji Europejskiej, a polski rząd nie tylko będzie się tym cieszył, ale we wspinaczce na stanowisko ją podpierał, roześmiałbym się: ha, ha, ha, ale żarcik.
Tak czy owak mamy sytuację taką, że są ludzie rozważający powołanie na szefa NATO urzędniczki państwa, które jak żadne inne osłabiało Sojusz swymi działaniami politycznymi i gospodarczymi. Przez lata świadomie i celowo oszukiwało swych partnerów i nie tylko odpowiada za to, iż nazistowska Rosja mogła najechać Ukrainę, bo była przez Niemcy finansowana, ale też uniemożliwiły większą pomoc państw Sojuszu dla walczącego Kijowa. Niemcy świadomie rozbrajali NATO (niekoniecznie intencjonalnie, choć wykluczyć się nie da), a i dziś ich decyzje paraliżują wsparcie dla Ukrainy. To wieczne korowody ze zgodami na posłanie broni, jak choćby ostatnie w sprawie samolotów MIG-29, z dawnych zasobów ojczyzny Merkel - byłego NRD, które w 2002 roku Polska kupiła i chciała teraz Ukrainie przekazać.
Niemcy przez lata oszukiwali sojuszników, osłabiali potencjał obronny NATO i nie dotrzymywali zobowiązań dotyczących wysokości budżetu obronnego na poziomie 2% PKB. Zamiast płacić na obronność, z tych pieniędzy finansowały interesy z Rosją i kupowały spokój społeczny. 1 stycznia Niemcy objęły rotacyjne przywództwo nad szpicą NATO - siłami szybkiego reagowania - VJTF i mimo kliku lat przygotowań nie są w stanie wypełnić związanych z tym zobowiązań. Czołgi nie jeżdżą, samoloty nie latają, pocisków nie ma. To pokazuje skalę zaniedbań.
Bezpośrednią realizatorką obłędnej polityki obronnej w Niemczech, która skutkuje dziś m. in. marnymi możliwościami przekazywania sprzętu Ukrainie przez Europę, była właśnie Ursula von der Leyen. To ona stała na czele ministerstwa obrony w latach 2013 - 2019 i w zgodnej opinii niemal wszystkich znawców niemieckiej polityki była najgorszą minister w rządzie Angeli Merkel i szefową resortu w dziejach. Dopiero Christine Lambrecht zdołała wyrównać jej rekordy nieudolności. Gdy w grudniu 2019 roku von der Leyen opuszczała fotel minister obrony, by przenieść się do Brukseli na posadę przewodniczącej Komisji Europejskiej, okazało się, że w całej Luftwaffe są zaledwie 4 samoloty zdolne poderwać się do lotu wyznaczonym czasie, z czego tylko dwa mogą ponieść uzbrojenie. Sprawa się wydała, bo na pożegnanie minister umyślono zorganizować podniebny pokaz.
W 2019 roku działała już w Bundestagu specjalna komisja do zbadania finansowych skandali w resorcie i w Bundeswehrze. Ogromne, w setki milionów euro liczone kontrakty na doradztwo zaczęła dostawać firma konsultingowa McKinsey, w której zatrudniona była jej najbliższa przyjaciółka Kartin Suder, która później trafiła do resortu. Tylko w ciągu 6 miesięcy 2019 roku von der Leyen wydała na doradztwo 154 miliony euro - prawie tyle co wszystkie pozostałe niemieckie resorty razem wzięte. Gdy komisja Bundstagu, po ujawnieniu skandalu przez „Der Spiegel”,zaczęła badać tę sprawę to okazało, się że zniknęła dokumentacja jej dotycząca, a w służbowym telefonie jak raz wszytko się wykasowało. Sprawę ostatecznie zamieciono pod dywan, bo von der Leyen awansowała do Brukseli.
Tam przydarzył się kolejny pech. Znów z telefonu skasowała jej się cała korespondencja z prezesem Pfizera Albertem Bourlą, a dotyczący wartego 32 miliardy euro kontraktu na zakup szczepionek. Śledztwo w sprawie ogromnego kontraktu, cen, niejasności związanych z negocjacjami niby prowadzi Prokuratura Europejska, ale wszytko się rozłazi. Politico” pisze, że ani unijny rzecznik praw obywatelskich, ani Trybunał Obrachunkowy UE „nie byli w stanie rzucić światła na te niejasne interesy”. Samo kontraktowanie szczepionek przebiegało tak nieudolnie, ze wściekły był nawet Scholz, który miał rzucać przekleństwami na posiedzeniach rządu i mówił, że to najlepsza reklama Brexitu. Kiedy Wielka Brytania się szczepiła Komisja Europejska negocjowała.
Jak raz w czasie gdy wybuchła pandemia i kontrakty szykowano, mąż przewodniczącej - Heiko von der Leyen, który był szefem kliniki w Hanowerze, nagle został jednym z szefów należącej do Pfizera amerykańskiej firmy Orgenesis. Jak już szanowny małżonek znalazł w niej posadę, to spółka dostała ot tak 320 milionów euro unijnych dotacji. Dziennik „New York Times” na podstawie aktu o jawności informacji pozwał von der Leyen do sadu w sprawie zatajania kontraktu z Pfizerem.. Mógł to zrobić, bo sprawa dotyczy amerykańskiej firmy. Może więc czegoś się dowiemy. Na unijną sprawiedliwość nie ma co liczyć.
Cała działalność publiczna von der Leyen to żart. To urodzona jaśnie pani urzędniczka od wszystkiego i niczego, bo wszystkim się z ochotą zajmie i nic jej nie wychodzi. Kończy się katastrofą. W słowie urodzona urzędniczka jest dosłowność. Ursula von der Leyen przyszła bowiem na świat w Brukseli, gdzie jej ojciec był urzędnikiem poprzedniczki Unii - Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG). A więc się nadaje. Gdyby to miało zależeć tylko od państw europejskich, to von der Leyen jest tak niekompetentna, tak lichego charakteru, tak łatwa do sterowania, tak pretensjonalna i wypełniona charyzmą kancelistki, że z pewnością zostałaby szefową sojuszu wojskowego. Swe panowanie zaczęłaby takk jak w niemieckim resorcie obrony. Od zakładania żłobków i przedszkoli dla dzieci pracowników centrali NATO w Brukseli i wojskowych. Potem przyszłaby kolej na zaprowadzanie płciowych i rasowych parytetów, a w dalszej kolejności dogadzanie Rosji na rozkaz Berlina. Ostatni przykład pokazujący czym się kończy wprowadzanie Niemców na szefów międzynarodowych struktur pokazuje przypadek prezesa MKOL Thomasa Bacha.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/640888-ursula-von-der-leyen-do-nato-cale-zycie-1-kwietnia