Burmistrz rowerzysta na bani

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. www.bialoleka.waw.pl
fot. www.bialoleka.waw.pl

Adam Grzegrzółka, burmistrz warszawskiej dzielnicy Białołęka, podróżował rowerem miejskim mając we krwi 0,9 promila alkoholu.

W sobotę nad ranem patrol policji zobaczył na Starym Mieście rowerzystę, który nie do końca pewnie prowadził swój jednoślad. Jechał w stronę stacji Veturilo, by odstawić wypożyczony pojazd. Funkcjonariusze sprawdzili trzeźwość rowerzysty, „balonik” wskazał niespełna jeden promil.

Feralnym rowerzystą okazał się Adam Grzegrzółka, burmistrz Białołęki i członek PO, który tak bardzo zabiegał o to, by na zarządzanej przez niego dzielnicy pojawiły się stacje Veturilo. W maju sam osobiście testował działanie tego systemu. Białołęckie wypożyczalnie rowerów są finansowane z budżetu dzielnicy. Okazało się jednak, że publiczny jednoślad, który miał być chlubą burmistrza, może stać się gwoździem do jego politycznej trumny.

Gdy sprawa wyszła na jaw, urzędnik nie próbował wymigać się od odpowiedzialności i złożył na ręce prezydent Warszawy rezygnację. Tłumaczył się przy tym, że myślał, że alkohol już z niego „wywietrzał”. Jak sam wyjaśniał, w piątkowy wieczór świętował urodziny kolegi. Impreza trwała do późnych godzin nocnych, ale Grzegrzółka zapewniał, że skończył pić około północy i wsiadał na rower przekonany o tym, że jest już całkowicie trzeźwy.

Świętowaliśmy pijąc piwo. Gdy wsiadałem na rower byłem już długi czas po tym piciu i wydawało mi się, że może już nie mam alkoholu we krwi

  • tłumaczył burmistrz, już po złożeniu rezygnacji.

Ale, w liście do prezydent Warszawy, w którym informuje Hannę Gronkiewicz Waltz o swojej dymisji, jako główny powód rezygnacji podaje... względy polityczne i przyznaje, że rezygnuje dla dobra...pani prezydent:

Martwi mnie, że ten niefortunny incydent, rzuci poważny cień, na moją dotychczasową pracę, której poświęcam się w pełni, i którą staram się wykonywać z maksymalnym zaangażowaniem, sumiennie i rzetelnie, nierzadko pracując po kilkanaście godzin dziennie. Jeszcze bardziej niepokoi mnie fakt, że to epizodyczne zdarzenie z mojego życia prywatnego, nie mające związku z moją, a tym bardziej z Pani pracą, może stać się pretekstem do kolejnych ataków na Pani osobę. Przepraszam Panią i wszystkie osoby, które poczuły się urażone lub zawiedzione moim zachowaniem. Wiem, ze muszę ponieść konsekwencje swojej chwilowej lekkomyślności i jestem na to gotowy. Wiem też, że podobna sytuacja już nigdy się nie powtórzy. To zdarzenie będzie dla mnie nauczką na całe życie. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał okazję zatrzeć złe wrażenie wywołane przez ten jednorazowy incydent sumienną pracą i zaangażowaniem, które staram się, by zawsze były moim znakiem rozpoznawczym.

Możliwe, że burmistrz chce w ten sposób zapewnić sobie „miękkie lądowanie” - te słowa, kojarzące się nieco z występem niejakiego Jarząbka, śpiewającego do szafy słnne „łubu, dubu...” już zaczęły przynosić efekt.

Co prawda Hanna Gronkiewicz-Waltz przyjęła dymisję Adama Grzegrzółki, ale formalnie burmistrza odwołuje rada dzielnicy, więc możliwe, że stanowisko jeszcze nie jest do końca stracone.

Partyjni koledzy Grzegrzółki, zasiadający w radzie dzielnicy, ujęci jego skruchą i lojalnością wobec pani prezydent już kombinują, jakby tu ocalić skompromitowanego burmistrza i już zaczynają wszem i wobec rozpowiadać, że Grzegrzółka to świetny burmistrz, sprawny urzędnik, dbający o swoją dzielnicę, do tego składając rezygnację zachował się honorowo i to trochę nie fair, żeby taki niewielki błąd miał przekreślić jego świetnie zapowiadającą się karierę polityczną.

Klasyczna „moralność Kalego” - urzędnicy zawsze mają usta pełne frazesów, że wszyscy powinni być równi wobec prawa, że nie ma świętych krów, a jazda pod wpływem alkoholu na rowerze, to w świetle prawa przestępstwo. Nie wykroczenie, czy jak mówią niektórzy „niewinny błąd” tylko przestępstwo, za które zgodnie z prawem grozi grzywna, kara ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku. Owszem, można mieć zastrzeżenia co do sensowności tego przepisu, ale jak mówi łacińska sekwencja „dura lex sed lex”.

Co więcej, sam burmistrz Grzegrzółka, wielokrotnie podkreślał, że jest przeciwnikiem jazdy rowerem po pijaku, ale jak widać wyszedł z założenia, że władza może więcej i teraz za takie myślenie powinien zapłacić. Poza tym, czy złożenie rezygnacji przez burmistrza w tej sytuacji można nazywać „zachowaniem honorowym”? To chyba trochę śmieszne, bo jeśli urzędnik łamie prawo to takie przypadki powinno się rozpatrywać „zerojedynkowo”, to znaczy że rezygnacja ze stanowiska powinna być w tej sytuacji jego obowiązkiem.

Dobrze, że burmistrz Białołęki złożył dymisję, bo tak powinna zachowywać się władza w demokratycznym państwie, jednak robienie teraz z niego szlachetnego rycerza na białym koniu (a raczej na srebrnoszarym rowerze) jest nieco groteskowe.

mk/tvnwarszawa.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych