Nie wolno zawracać głowy bóstwu w osobie Tuska, a jak się zawróci, trzeba szybko przeprosić i samemu się ukarać.
Ta sprawa mówi więcej o Donaldzie Tusku niż sto jego przemówień i innych form zawracania ludziom głowy. Ta sprawa mówi też bardzo dużo o tym, jak Platforma Obywatelska traktuje ludzi. I nie jest prawdą, że tu wszystko jest kalkulacją, picem na wodę lub pokazówką. Nie jest prawdą, że w PO nie istnieje taka kategoria jak prawda czy szczerość. Donald Tusk podczas swojego objazdu z Kolbergiem po kraju nie urządza żadnego cyrku, nigdy nie przekracza moralnych granic.
Na jednym ze spotkań z Tuskiem mieszkaniec Chorzowa, raczej zwolennik niż przeciwnik PO i jej przewodniczącego, zaprosił Tuska do własnego domu. Żeby obejrzeć mecz Czechy – Polska, żeby sprawić radość małoletnim synom. No i porozmawiać o tym, dlaczego miejski stadion w Chorzowie jest zabytkiem, a prezydent miasta z PO kpi sobie z mieszkańców nie dotrzymując słowa, że stadion wyremontuje. Gdy na tym pierwszym spotkaniu pojawił się temat stadionu, Tusk nawet się rytualnie wzmożył i udzielił jakiegoś napomnienia.
Wizyta w domu mieszkańca Chorzowa zaowocowała filmikiem, gdzie dobry wujek Donald obdarował dzieciaki piłką i w ogóle było miło. Filmik upowszechniony przez samego dobrego wujka miał pokazywać, jaki to jest fajny gość. Jak łatwo znajduje wspólny język nie tylko ze zwykłymi ludźmi, ale też z dzieciakami. Nie dowiedzieliśmy się, czy rozmawiano także o stadionie i czy dobry wujek do czegoś się zobowiązał. Wiele wskazuje na to, że tak.
Minęło kilka dni i dobry wujek miał kolejne spotkanie, podczas którego musiał już zademonstrować oblicze mściciela, bo przecież nie można wiarygodnie walczyć z PiS trzymając się roli ciamajdowatego wujka. Mężczyzna, który kilka dni wcześniej gościł Tuska w domu nie wyczuł, że tym razem rozmawia już z mścicielem. Poza tym nie wyczuł, że nie wolno bezkarnie traktować Tuska jak niepoważnego faceta, który wszystko obieca, a nic nie zrobi.
Mieszkaniec Chorzowa nie dość, że znowu przyszedł i zaczął robić jakieś gesty wskazujące na komitywę, to zachciało mu się wracać do sprawy, która została załatwiona. Musiała zostać załatwiona, skoro wujek Donald coś tam w obecności dzieciaków obiecał. Tusk zawsze tak załatwia sprawy i nikt się nie czepia. A ten zaczął marudzić, że było miło, powstał ładny filmik, ale nic się nie zmieniło. Tego już było za wiele.
Chorzowianin goszczący Tuska w domu powinien zamknąć dziób, skoro spotkał go taki zaszczyt. Za przebywanie obok Tuska przez minutę powinien być dozgonnie wdzięczny, a co dopiero przez kilka godzin, a nawet przy jednym stole. Okazanie choćby cienia niezadowolenia jest zwyczajnie zbrodnią, bo przecież Donald Tusk nie po to kogoś wyróżnia, żeby potem były jakieś kwasy.
Nie było innego wyjścia, jak skarcić malkontenta, który podniósł rękę na Wielkiego Człowieka (jednego z największych – jak mówił mieszkaniec Czeladzi). Donald Tusk musiał mu odebrać głos własnoręcznie i obsztorcować, bo co to za chamstwo, żeby po pobycie w domu wyjątkowo wielkodusznym i zasługującym na pamiętanie przez 275 lat, ktoś pokazywał humory.
Chorzowianin okazał się zwykłym niewdzięcznikiem. Z wielu powodów. Zepsuł nastrój Wielkiemu Człowiekowi. Zmusił go do nieprzyjemnej reakcji, co dla człowieka o tak anielskim charakterze musiało być wyjątkowo okrutne i raniące. Zmusił do wycofania filmiku, na którym było milusio i przyjemniusio. Zepsuł nastrój nie tylko tego spotkania, ale i całej trasy koncertowej. W obliczu tych zbrodni i tak chorzowianin został łagodnie potraktowany.
Jak już Donald Tusk łaskawie godzi się dopuścić do siebie jakiegoś profana, to nie po to, żeby się potem wkurzać. On jest tak wielki, że zwykli śmiertelnicy mogliby mu służyć grzbietem, gdyby na przykład zechciał wsiąść na konia. Ludzie muszą zapamiętać, że Tusk robi im łaskę samym swoim istnieniem, a wizyta w domu to przeżycie na miarę lądowania ludzi na Księżycu. Tuska można wyłącznie czcić, okazywać wdzięczność i wielbić. Każda ręka podniesiona na Tuska, nawet symbolicznie, powinna zostać odrąbana.
Donald Tusk nie jest od tego, żeby pomagać czy choćby wysłuchać. On jest od tego, żeby budzić podziw i wywoływać stosowną czołobitność. On jest po prostu bóstwem. Nic nie musi robić, żeby oddawać mu cześć. I aż przykro było patrzeć, że jakiś facet go zdenerwował wykorzystując to, że Wielki Człowiek zrobił mu łaskę odwiedzając w domu. I co to komu przeszkadza, że mamy tego Wielkiego Człowieka i że rozsławia on Polskę we wszechświecie.
Z tego płynie prosta nauka. Nie wolno zawracać głowy bóstwu, a jak się zawróci, trzeba szybko przeprosić i samemu się ukarać. A wtedy od razu wiadomo, dlaczego Tusk jest inny niż wszyscy i dlaczego żadnemu profanowi nie wolno naruszać jego boskości. Jak się to wie, można się cieszyć z samego istnienia bóstwa i biegusiem pogonić do urny, żeby odwdzięczyć się bóstwu, a jeśli nie jemu samemu, to komuś, kto ma jego placet. Zrozumiano?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/640285-nie-wolno-zawracac-glowy-bostwu-w-osobie-tuska