Donald Tusk podzielił się z wyborcami refleksją, że największym złem jest podzielenie społeczeństwa. Zdaniem szefa PO podzielony naród może nie sprostać wyzwaniom. I trudno się nie zgodzić z tym zdaniem. Problem w tym, że nikt nie ma takich zasług dla dzielenia Polaków, jak Donald Tusk właśnie.
Największym złem jest podzielenie społeczeństwa. Podzielony naród może nie sprostać wyzwaniom, jakie niesie przyszłość
— powiedział Tusk.
Dorzucił jeszcze, że „PiS z wojny polsko-polskiej uczynił metodę na rządzenia i to trzeba rozliczyć”.
Tylko, że w 2005 roku, to Donald Tusk z wojny polsko-polskiej uczynił narzędzie. To jego zamysłem było storpedowanie PO-PiS-u i trwałe podzielenie społeczeństwa, tak, by doprowadzić do duopolu PO i PiS, co mu się dużej mierze udało. Przecież to Donald Tusk nazwał wyborców PiS moherowymi beretami, to Radosław Sikorski chciał dożynać watahy, to Grzegorz Schetyna chciał strącać z drzewa pisowską szarańczę, to Donald Tusk zapowiadał, że PiS wyginie jak dinozaury, to Sławomir Nitras chciał opiłowywać katolików, to Donald Tusk, po powrocie z Brukseli podzielił scenę polityczną na dobro i zło, po stronie zła obsadzając PiS i kazał bić się ze złem.
To zło jest permanentne. Trzeba zacząć od najważniejszego przykazania: jak widzisz zło, walcz z nim i nie pytaj o dodatkowe powody
— mówił zaraz po powrocie do Polski Tusk.
Ostatnio lider PO poszedł jeszcze dalej i stwierdził, że katolicy nie mogą głosować na PiS.
Jesteś katolikiem, chcesz przestrzegać dekalogu, wierzysz w fundamentalne zasady chrześcijaństwa, rozumiesz Jezusa Chrystusa? To nie możesz głosować na PiS czy Konfederację. Na miłość Boga, to nie ma kompletnie nic wspólnego z chrześcijaństwem, to nie ma nic wspólnego z dekalogiem
— mówił przewodniczący Platformy Obywatelskiej, który otwarcie popiera aborcję na żądanie do 12 tygodnia ciąży, podczas spotkania z uczestnikami Campus Academy w Sosnowcu.
Nie ma wątpliwości, że Tusk, bojąc się wyborczej klęski, zadziałał zgodnie z zasadą, że „jak trwoga, to do Boga” i dlatego sięgnął po najwyższe wartości. I nic to, że jego partia wstrzymała się w głosowaniu nad uchwałą broniącą dobrego imienia JPII, nic to, że to wspierająca go stacja przypuściła szturm na autorytet świętego Polaka, nic to, że zapowiadał zdejmowanie krzyży w szkołach. Teraz Tusk zapragnął być dla katolików wyrocznią.
Z kolei Rafał Trzaskowski uznał, że dla wyborców PiS w ogóle nie ma miejsca w Polsce.
Wszyscy wiemy, że młode pokolenie, właśnie wy, rozstrzygnie kwestię absolutnie fundamentalną: kto będzie rządził w Polsce. Czy to będzie opozycja, partie demokratyczne, czy to będzie znowu PiS wspierany przez swoich popleczników; przez tych, których przez te lata hodował, którzy mają absolutnie skrajne poglądy, na które nie ma miejsca w Polsce i których nigdy nie zaakceptujemy
— grzmiał ze sceny podczas Campus Academy Rafał Trzaskowski.
To już nie chodzi o zmianę władzy. Prezydent stolicy twierdzi po prostu, że dla Polaków o odmiennych poglądach od jego nie ma w ogóle miejsca w kraju. Wyśle ich na Sybir? Zarządzi prześladowania? Co jeszcze usłyszymy od tych chorych z nienawiści ludzi w tej kampanii?
Po tym wszystkim Tusk ma czelność ubolewać nad podziałami, skoro sam od lat głównie dzieli? Lider PO jest absolutnym mistrzem w odwracaniu kota ogonem i budowaniu fikcji. I widać, że nie cofnie się przed żadnym świństwem, by osiągnąć cel. Nawet użyje w kampanii imienia Jezusa. Warto może najpierw poznać Dekalog.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/640204-tusk-leje-lzy-nad-podzialami-w-polsce-a-sam-od-lat-dzieli