Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” podaje, iż zawieszenie unijnych wypłat dla Polski i Węgier to m.in efekt nacisków dwóch niemieckich europosłów na przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen. To kolejny dowód na to, iż z Unią nie da się prowadzić normalnego dialogu na argumenty i oczekiwać, iz nagle stanie się wraz ze swoimi instytucjami praworządna, czy też zwyczajnie uczciwa i przyzwoita. Że nie będzie sprzedajna, że przestanie być narzędziem politycznej i gospodarczej ekspansji Berlina. Polityka ulegania eurokracji może sprawić że Zjednoczonej Prawicy po jesiennych wyborach zabraknie samodzielnej większości.
Historia, którą opisał „Der Spiegel”, pokazuje jak patologiczną, zepsutą do cna strukturą jest dziś Unia Europejska, a zwłaszcza jej instytucje jak Komisja Europejska. Oto okazuje się, że dwóch niemieckich europosłów - z Zielonych Daniel Freund i Moritz Koerner z FDP - może wywrzeć taki nacisk na szefową Komisji Europejskiej, że ta podejmuje decyzję o wstrzymaniu wypłat unijnych dla Polski i Węgier, bo coś tam, coś tam, jakaś praworządność, a za chwilę jak pisze „Der Spiegel” sprawy „tożsamości seksualnej”. Dwa kraje stają się zakładnikami dwóch ideologicznie pobudzonych arogantów i ignorantów. A pani przewodnicząca, ze strachu, dla świętego spokoju im ulega.
Poniżej artykuł opisujący to w szczegółach.
Opowieść niemieckiego tygodnika jest zapewne przesadzona. Niemieccy europosłowie prawdopodobnie przechwalają się, że mają takie wpływy, moc sprawczą, popisują się arogancją. To butni, bezczelni Niemcy, którzy poczuli, że mogą na tym karierę polityczną zrobić. I okazuje się, że robią. Jak pisze „Der Spiegel”, stali się się „najbardziej znanymi niemieckimi posłami w Brukseli”. Więc tym bardziej będą przezywać wzmożenie jak Joński ze Szczerbą.
Nie zmienia to jednak mechanizmów i mentalności panujących w Unii. To całkowicie do wyobrażenia jest, że w Komisji działa to tak, że dwóch polityków idzie z mordą do tej głupiutkiej, pretensjonalnej von der Leyen, wydziera się na nią, ta się boi, że podpadnie Berlinowi i robi co jej każą. To nie znaczy, że gdyby poszło trzech, czy nawet pięcioro polskich europosłów, zaczęli na nią naściskać, drzeć się, to by coś dało. Albo na tą bezczelną Jourovą. To tak nie działa. Te beznadziejne, niekompetentne, zakłamane urzędniczki doskonale wiedzą, kto co im może zrobić. Nie chodzi o żadne argumenty, racje, tylko o intrygi w Brukseli i unijnych instytucjach. O stołki, apanaże, wiedzę do kogo się łasić, a na kogo można warczeć, albo kogo gryźć. Sami pozwoliliśmy na to, że kąsać wolno nas - Polskę.
To, że Komisja wstrzymuje teraz miliardowe fundusze unijne dla obydwu krajów, to między innymi skutek wytrwałości tego duetu (posłów). Von der Leyen była nimi bardzo zirytowana, ale nie mogła już ich ignorować
pisze „Der Spiegel”.
Jakie to jest żałosne, jakie nędzne. Mój Boże, zirytowała się. Stan Unii zależy od stanów emocjonalnych Ursuli von der Leyen. Może już nie mogła słuchać jak ci dwaj przyłażą do niej, mendzą jej, to nakazała wstrzymać wypłaty dwóm krajom. A może niemiecki tygodnik usprawiedliwia ją, albo podziwia jej odwagę - patrzcie zirytowała się, może nawet główką z dezaprobatą pokiwała, albo chce byśmy mieli dla niej zrozumienie, współczucie - zobaczcie jaki ciężki jest los unijnej urzędniczki - musi się z irytacją zmagać, znosić jakieś pretensje.
Co to w ogóle za byt ta Unia jest, że jakaś urzędniczka pod wpływem jakichś tam posłów może decydować o funduszach dla niemal 50 milionów Europejczyków z Polski i Węgier?
A co my na takie dictum, że urzędniczka von der Leyen pieniądze wstrzymuje, bo dwóch Niemców na polecenie Berlina tego zażądało? Nadal staramy się prowadzić, normalne rozmowy, negocjacje, przekonywać do swych racji. Wykazywać, że Komisja nie ma nie tylko kompetencji dających jej prawo oceniać stan praworządności, ale tez zwyczajnie jej urzędnicy nie mają wiedzy i kwalifikacji by to robić. Co mądrego do powiedzenia może mieć najbardziej nieudolna szefowa Komisji w dziejach UE, czy komisarz Jourova, która ledwo po śmierci głównego świadka i odsiedzenua miesiąca aresztu w sprawie o korupcję, sama uniknęła długoletniego wyroku.
Nie możemy prowadzić z Komisją nieustającego dialogu, negocjacji, ciągle oczekiwać, że nagle nastanie w jej łonie jakaś praworządność, czy choćby zwykła przyzwoitość. Wieczne poszukiwanie zgody, ustępstwa oznaczają bowiem, że uznajemy za normalną sytuację, iż dwóch niemieckich europosłów idzie, wydziera się, robi w Komisji i Parlamencie Europejskim awanturę, czy jakkolwiek wpływa na urzędniczkę von der Leyen, a ta ze strachu, z poczucia niemieckiej karności, irytacji, czy czego tam jeszcze, wstrzymuje wypłaty dla dwóch krajów - pieniądze mające służyć prawie 50 milionom ludzi. Europejska urzędniczka i cała, tak jak ona niekompetentna, arogancka urzędnicza zbieranina w Komisji Europejskiej sama sobie uznaje co jest praworządne, a co nie, sama wydaje wyrok, sama wymyśla karę, sama ją egzekwuje.
Nie możemy liczyć na żadna praworządnośc, czy przyzwoitość w Komisji Europejskiej i pozostałych unijnych instytucjach. Równie dobrze możemy sobie oczekiwać, że nagle w mailach ministra Dworczyka odnajdzie się „zniknięta” cudownie korespondencja von der Leyen z szefem Pfizera, dotycząca wartego kilkanaście miliardów euro kontraktu na szczepionki. Nie ma i nie będzie żadnej praworządności, uczciwości w Unii Europejskiej a już tym bardziej w jej instytucjach jak Komisja, Parlament czy do cna upolityczniony i zepsuty Trybunał. To jest strukturalnie niemożliwe, mentalnie nie do przeskoczenia. Nie znajdzie się ni z tego ni z owego tysiąc „normalnych” niemieckich polityków, którzy zrezygnują z tego, by Unia była narzędziem ekspansji gospodarczej i politycznej Berlina. Podobnie Macron nie przestanie zgrywać Napoleona i nie porzuci swej obsesji, by być pierwszym prezydentem państwa europejskiego.
Wieczne żalenie się, wieczne przypominanie, że nam coś się należy, ale nie jesteśmy w stanie tego wyegzekwować, jest szkodliwe i przeciwskuteczne. Ta nieśmiertelna skłonność do rozmów nie są żadnym przejawem rozsądku, czy realizmu tylko oportunizmu, strachu, mazgajstwa i niezdolności do analizowania rzeczywistości. Czyli jest przejawem kompletnego braku realizmu. Gdy ma się do czynienia z oszustem, to realistyczne jest oczekiwanie, że będzie oszukiwał, a nie, że wreszcie pojął swój grzech i będzie postępował uczciwie.
Brak realizmu polega też na braku przewidywania tego, co już za chwilę może się wydarzyć. Oto strefa euro stoi w obliczu ogromnego kryzysu. Po upadkach banków w USA, szwajcarskiego Credit Suisse, widmo bankructwa zawisło nad największym bankiem niemieckim - Deutsche Bank. Nic nie jest przesądzone, ale być może to Komisja Europejska i gubernatorzy Europejskiego Banku Centralnego i jego szefowa Francuzka Christine Lagarde będą za chwilę na kolanach błagać, by zrzucić się na ratowanie euro i europejskiego systemu finansowego. Tak jak wtedy, gdy organizowano zrzutkę, by po bankructwie Grecji ratować niemieckie banki po uszy zapchane greckimi śmieciowymi obligacjami.
Złudzeniem jest, iż w sprawie funduszy unijnych prowadzimy jakąś wielopiętrową skomplikowaną operację polegającą choćby na tym, że gramy na przeczekanie, na wybory, a wtedy jak wygramy, albo po wyborach w Hiszpanii, albo do Parlamentu Europejskiego, to jak się zamachniemy, jak hukniemy, jak pokażemy tej Unii i wyrwiemy jej z gardła należne nam pieniądze, to z podziwu aż narody klękną. Taka postawa odbiera Zjednoczonej Prawicy głosy. Pokazuje bezsilność, odziera z poczucia godności, skazuje nas na proszenie się, łaszenie się, pcha wyborców w ramiona Konfederacji, a „piniendzy”, jak mawiał klasy Rostowski, nie ma i nie będzie.
Godność, poczucie wartości to nie tylko kategorie psychologiczne, czy nawet socjologiczne, ale też polityczne i gospodarcze. Ona oznaczają m.in gotowość do podejmowania wyzwań nie tylko w skali indywidualnej, ale też całej nacji. Narody mają swoje morale, swój esprit de corps, który oznacza nie tylko solidarność, koleżeństwo wewnątrz grupy, ale tez dumę z przynależności do niej - w tym przypadku do narodu i wiarę w cele, które chce osiągnąć. Wiarę w zbiorowy wysiłek.
Absolutnie rację ma Bronisław Wildstein pisząc w tygodniku „Sieci”:
Ważniejsze jednak jest wpisanie się w narrację III RP, która wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi tłumaczy Polakom, że ich rozwój możliwy był i jest wyłącznie dzięki funduszom unijnym, a więc bez nich skazani jesteśmy na cywilizacyjną katastrofę. Ta głoszona przez ogromną większość ośrodków opiniotwórczych propaganda, która żeruje na historycznych kompleksach Polaków przynosi zatrute owoce. Efektem tego jest nasze psychiczne uzależnienie od UE, które uniemożliwia prowadzenie racjonalnej polityki i generuje żebraczo-niewolniczą mentalność
Z badań elektoratów przeprowadzonych przez Sławomira Sierakowskiego i profesora Przemysława Sadurę wynika, że spośród tych, którzy odwrócili się teraz od PiS, ledwie 2 proc. zrobiło to z powodu sporu z Unią i o unijne fundusze. Rząd PiS uparł się jednak, by grzebać w tej małej rance, może się rozjątrzy, może gangrena się wda. Kto bogatemu zabroni? Kto zabroni PiS-wi grać w jedyną grę, w którą przegrać dziś może, a więc właśnie z Unią i opozycją w fundusze?
Lepiej już milczeć, udawać, że nie ma sprawy niż komentować każdą nikczemną, oszukańczą postawę Komisji, czy poszczególnych eurokratów, żalić się, że krzywda nam się dzieje i co rusz obwieszczać, że fundusze są już na wyciagnięcie ręki. Ale jak już odczuwa się nieodpartą potrzebę zrobienia czegoś, zadeklarowania siły i stanowczości, to nie przy pomocy kolejnej 2465 fazy negocjacji i rozmów z oszustami, ale choćby stanowczo żądając wyjaśnień od Ursuli von der Leyen. Niech się publicznie wije, unika, tłumaczy z tego, czy na żądanie dwóch niemieckich europosłów, pod ich wpływem zablokowała pieniądze dla dwóch krajów - dla 50 milionów Europejczyków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639982-wieczne-starania-i-niemiecka-blokada-pieniedzy-dla-polski