Jednak nie doceniliśmy „obywatelskiego” sondażu „Gazety Wyborczej”. Nie tylko dobił ideę wspólnej listy całej opozycji, nakręcając wzajemne animozje, pretensje i podejrzenia o nieczystą grę, ale także mocno podbił Konfederację. Według tego badania, może ona liczyć na ponad 13 proc. Był to zapalnik, który nakręcił falę nadziei sympatyków tego ugrupowania, i wywołał efekt kuli śnieżnej. Trzeba jednak zaznaczyć, że skokowy wzrost poparcia dla Konfederacji wciąż nie znalazł potwierdzenia w innych badaniach.
Intencje tej operacji są dość jasne: wizja wspólnych rządów PiS-u i Konfederacji, usnuta w głowach polityków i redaktorów opozycji, ma przerazić wyborców opozycji i zwiększyć presję w kierunku jednej listy. Być może w ten sposób zbijano także wynik PiS-u, co przy metodzie d’Hondta ma kluczowe znaczenie. Jeśli bowiem wspólna lista ma zdobyć większość, musi wywalczyć wyraźną przewagę nad drugim ugrupowaniem. Ale mleko się wylało, a wypuszczony z butelki dżin wymknął się spod kontroli.
W istocie w obozie opozycji mamy do czynienia z paniką. Stało się jasne, że Konfederacja - jeśli rzeczywiście zyskuje - to już nie kosztem PiS-u, ale kosztem opozycji. Zbiera różny elektorat, ale przede wszystkim ten bardziej wolnorynkowy, nawet libertariański, zmęczony debatą socjalną. Debatą narzuconą przez PiS, ale podjęto ostatnio przez Platformę. Wystarczy przypomnieć obietnice złożone w ciągu paru ostatnich dni przez Tuska: najpierw „darmowe” kredyty na mieszkania, a później „babciowe” (już funkcjonujące w ramach kapitału rodzinnego, wprowadzonego przez PiS). Paradoksalnie, wyborcy PiS są bardziej odporni na konfederacją propozycję; przede wszystkim są bardziej solidarystycznie nastawieni, ale także mniej skłonni do popierania partii tak mocno różniącej się od PiS w sferze polityki zagranicznej. Dla „luźnych” wyborców opozycji, wychowanych nie na programie, ale na emocjonalnych i wizerunkowych impulsach, są to sprawy drugorzędne. Oni pójdą tam, gdzie zechcą. Podobnie jak duża część młodzieży, która z racji nagonki na PiS nie chce brać na siebie ciężaru identyfikacji z partią tak silnie atakowaną, ale która nie chce też popierać lewicy.
Przeceniono także znaczenie emocji antypisowskiej; Tusk sądził, że z racji „świętej wojny” ma większe pole manewru, niż ma w rzeczywistości.
A więc rozpędzona przez mainstream Konfederacja zaczyna mainstreamowi zagrażać. Co gorsza, pohukiwania i pokrzykiwania niewiele tu pomogą, przynajmniej nie w krótkim okresie. Partia Bosaka i Winnickiego, która schowała swoje najbardziej radykalne twarze (Braun i Korwin-Mikke), podjada Tuska i Hołownię. I może podjeść całkiem spory kawałek.
Ta kampania może być zupełnie inna niż dotąd sądziliśmy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639981-iii-rp-w-panice-konfederacja-zaczyna-przejmowac-wyborcow-po