„To zależy w dużym stopniu od tego, co będzie głównym tematem w końcówce kampanii, w ostatnich tygodniach, które mogą być np. zdominowane takim tematem jak atak na Jana Pawła II, który zbliży tamte elektoraty do siebie i odsunie na drugi plan różnice między nimi” - powiedziała dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w „Salonie Dziennikarskim”, wspólnej audycji portalu wPolityce.pl, Radia Warszawa i Tygodnika „Idziemy” transmitowanej w TVP Info.
Gośćmi redaktora Michała Karnowskiego byli również: Stanisław Janecki (Tygodnik „Sieci”, portal wPolityce.pl), Piotr Semka („Do Rzeczy”) oraz Marek Grabowski (socjolog, Fundacja Mamy i Taty).
Janecki: „Sondaż obywatelski” to środek nacisku na mniejsze partie opozycyjne
Pierwszym tematem była sytuacja w opozycji i parcie Platformy Obywatelskiej do jednej listy.
Przede wszystkim chodzi o to, aby umocnić Donalda Tuska jako lidera Platformy Obywatelskiej. On ma konflikt wewnętrzny, który co prawda jest ukrywany, ale za to bardzo silny i może wpłynąć długofalowo na to, co się w tej partii dzieje
— ocenił Stanisław Janecki.
Wszystko podporządkowane jest temu, żeby Tuska wzmocnić, bo jak się wzmocni w PO, to wzmocni się jednocześnie jako lider opozycji. Ten sondaż jest mistyfikacją, jeśli nazywa się sondażem obywatelskim. Mniej więcej tak jak milicja była obywatelska. To przedsięwzięcie „Gazety Wyborczej”, całkowicie zmitologizowane, które jest aktem zastraszenia reszty opozycji i też próbą zmanipulowania wyborców
— dodał.
Sama ta nazwa jest bardzo zabawna. Opowieści o tym, że to jest takie oryginalne, przewrót kopernikański, bo zostało sfinansowane ze zbiórki publicznej, jest kolejną bujdą, bo przecież można to sfinansować jakkolwiek i nie ma to żadnego przełożenia na wyniki. Trzecia rzecz to „bezstronna” analiza Andrzeja Machowskiego – polityka Unii Demokratycznej, Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej, który „bezstronnie” przelicza te współczynniki i potem ludzie, którzy się na tym znają, wyśmiewają to oczywiście - przejście od głosów na jedną listę do posiadania 245 mandatów to kompletna lipa. To spełnia wiele funkcji tylko nie sondażu
— podkreślił.
To jest przede wszystkim środek nacisku, rozgrywania tych mniejszych: i tak wam wszystko zabierzemy, jeśli nie przystąpicie do tego i uzyskamy tę większość bez was, czyli będzie wrogie przejęcie
— wskazał publicysta.
Mnie to cała sytuacja przypomina film i powieść „Konopielka” – jest ponoć zakopany złoty koń na wzgórzu i wszyscy się boją tego konia odkopać, bo stanie się coś złego. On jest bardziej wartościowy, ale oni nie chcą go odkopać, bo stanie się coś złego
— ocenił Janecki.
Grabowski: Tego rodzaju badania mają zaktywizować wyborców PO
Marka Grabowskiego redaktor Karnowski zapytał, jaki jest dziś prawdziwy obraz sympatii Polaków.
To ciekawa kwestia, bo z jednej strony, jeśli spojrzymy na ten „sondaż obywatelski” – tutaj była mowa o próbie 4 tys., ale tak naprawdę to były cztery różne sondaże, standardowe sondaże razy 4, z różnymi wariantami. Po drugie – dr Maciej Onasz, socjolog z Łodzi, przeliczył wyniki surowe i to, co zostało opublikowane. I tutaj różnice są dramatyczne: bardzo mocna Konfederacja, lekko osłabiona Platforma
— powiedział socjolog.
To ma oczywiście, po pierwsze zaktywizować wyborców PO, którzy, widząc, że skrajna prawica u bram, muszą się zaktywizować. Po drugie: bardzo demotywuje wyborców Zjednoczonej Prawicy
— dodał.
A jednocześnie to pompowanie jednej listy, która, jak przecież wiadomo, zmarginalizuje mniejsze partie. W innych sondażach Lewica jest całkiem wysoko, Hołownia ma prawie 10 proc., Konfederacja gdzieś walczy o to podium, natomiast nic nie wydarzyło się takiego przez ostatnie tygodnie, żeby w sondażowniach wielkich, korporacyjnych, miał nastąpić przeskok Konfederacji z 4-5 proc. do 12. Nie ma kompletnie ku temu powodu, poza jakimś celem politycznym, chociażby właśnie „Gazety Wyborczej”, która tak niesamowicie sztucznie podpompowała ten wynik
— wskazał.
Hajdasz: Nie dziwię się potencjalnym koalicjantom PO, że usztywniają stanowiska
Reakcje znanych dziennikarzy sprzyjających opozycji w mediach społecznościowych, histeryczne wręcz, na każdą wypowiedź negatywną o jednej liście, pokazuje, jak bardzo jest tam silna presja ze strony tych, którzy popierają wyłącznie PO, żeby za wszelką cenę zmusić innych do działania w tym kierunku: np. zrezygnować z własnej tożsamości, własnego programu, podporządkować się wyłącznie koalicji, Platformie, w imię wygranej z PiS-em
— podkreśliła Jolanta Hajdasz.
Czy zatem media „batożą” potencjalnych koalicjantów, dzięki czemu Tusk nie musi już tego robić?
Dokładnie tak, ale robią to w sposób żenujący. To jest język, którego nie da się zaakceptować. To są upokorzenia, wręcz na granicy z inwektywami wyrażanie się o tych potencjalnych sojusznikach. Nie dziwię się, że z szacunku dla samych siebie te stanowiska usztywniają
— dodała.
Pytana, czy media publiczne są obiektem nagonki, dyrektor CMWP SDP odparła:
Absolutnie tak, szczególnie dziennikarze, którzy są wyraziści, którzy mają odwagę, talent, żeby nazywać w trafny sposób rzeczy po imieniu, potrafią prowadzić debaty na żywo czy zadawać trudne pytania.
To są dla opozycji groźni ludzie, bo potrafią trafić do odbiorców
— stwierdziła Hajdasz.
Jednak musimy założyć, że ci, którzy są po drugiej stronie ekranu, myślą. Oni te słowa czytają, odbierają ze zrozumieniem. Odróżniają pytanie, które jest taką fajną ekwilibrystyką od tego, które trafia w punkt
— podkreśliła.
Semka: Na opozycji trwają ciągłe ruchy tektoniczne
Wciąż jeszcze nie wiadomo, jak poradzi sobie zestaw Hołownia-Kosiniak-Kamysz. To jest dosyć egzotyczna koalicja. Bardzo wielu wyznawców Hołowni chciało widzieć w nim człowieka spoza systemu, a PSL z całym tym swoim aparatem dosyć szpetnym ten wizerunek osłabia
— ocenił Piotr Semka.
Drugi element, to ciągłe ruchy tektoniczne, trochę zapomniany ruch „TAK dla Polski” samorządowców, po tym jak Donald Tusk dosyć surowo skarcił Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu, za próby zamówienia sondażu. Teraz okazuje się, że oni próbują nawiązać kontakt z Hołownią i PSL-em. Jak znam życie, to samorządowcy trochę przestraszą się takiej samodzielności od Platformy, a Donald Tusk potrafi wykonać parę telefonów, po których szefowie największych miast będą znacznie bardziej chłodni wobec Jacka Karnowskiego
— dodał.
Nie wiadomo też, jak będzie wyglądać wewnętrzna sytuacja w Platformie. Na razie pojawiają się głosy, że należałoby użyć wariantu z wyborów prezydenckich – wymiany Kidawy-Błońskiej na Trzaskowskiego, a obecnie ofiarą tego działania miałby paść Donald Tusk. Ale Donald Tusk chyba jednak ciągle trzyma swoją partię na tyle mocną ręką, że to nie nastąpi. W każdym razie to się wszystko dekomponuje
— podkreślił.
Sojusz Hołowni i Kosiniaka?
Pytany, czy Kosiniak – Kamysz i Hołownia polubili się, ale wyborcy niekoniecznie, Marek Grabowski odparł:
Myślę, że ci wyborcy, choć odlegli od siebie, to nie są do siebie wrogo nastawieni. Ten sojusz może wydawać się dość egzotyczny, ale ma pewnie kilka wspólnych elementów. Na pewno mocno gryzie się wyborca lewicowy i np. wyborca Hołowni.
Symulacje też dobitnie pokazują, że duża część głosów jednak odpada w przypadku jednej listy. Trudno wyobrazić sobie, żeby osoby, które są katolikami, miały zagłosować na Adriana Zandberga. To ogień i woda. Jedna lista w takiej sytuacji jest tak naprawdę dużym zgrzytem dla wyborców. W przypadku PSL i Hołowni jest to pewnie akceptowalne, ale tak naprawdę mamy początek kampanii, różne mogą się pojawić się jeszcze statementy ze strony polityków
— dodał socjolog.
To zależy w dużym stopniu od tego, co będzie głównym tematem w końcówce kampanii, w ostatnich tygodniach, które mogą być np. zdominowane takim tematem jak atak na Jana Pawła II, który zbliży tamte elektoraty do siebie i odsunie na drugi plan różnice między nimi
— stwierdziła z kolei Jolanta Hajdasz.
Trzeba zwrócić uwagę, w którym momencie zaczęło spadać poparcie Szymonowi Hołowni – gdy powiedział: zlikwidujemy gotówkę, wprowadzimy euro. Dla dużej części konserwatywnego elektoratu jest to nie do wyobrażenia, bo to po prostu ograniczenie wolności
— dodał Grabowski.
To nowa forma sojuszu robotniczo-chłopskiego z końca lat 40., to komuniści robili, a potem Gomułka się tym przechwalał. Te elektoraty się nie znają po prostu. Góra zakłada, że oni to przyjmą do wiadomości, a to wcale nie musi być takie pewne
— podkreślił Janecki.
aja
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639808-salon-dziennikarski-czy-opozycja-stworzy-wspolna-liste