Jestem dzisiaj gotowy bez żadnych warunków wstępnych każdemu powiedzieć: idźmy razem, nie ma problemu – zadeklarował lider PO Donald Tusk podczas spotkania z nauczycielami w Siemianowicach Śląskich, pytany o możliwość stworzenia wspólnej listy wyborczej opozycji.
Przewodniczący Platformy ocenił, że po powrocie do polskiej polityki udało mu się odbudować siłę Koalicji Obywatelskiej.
Robię wszystko, żeby (poparcie dla KO – PAP) przekroczyło 30 proc. i żeby wygrać te wybory. I robię wszystko, żeby namówić pozostałych, żeby to zrobić razem, bo wydaje mi się, że wtedy ta wygrana jest bardziej gwarantowana. I muszę cierpliwie słuchać ich tłumaczeń, że nie, że z Tuskiem nigdy. Jestem tutaj absolutnie cierpliwy, chociaż czas się powoli wypełnia, bo zaraz te wybory się zaczną
— powiedział Tusk.
Jak zauważył, liderzy: PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, oraz Polski 2050 Szymon Hołownia, „często publicznie dają do zrozumienia, że oni nie chcą iść razem, bo Platforma czy KO jest za silna. Ja nie mogę się tłumaczyć z tego, że udało mi się odbudować siłę Koalicji Obywatelskiej” – powiedział szef PO.
Na zarzut, że liderzy opozycji nie potrafią się porozumieć, czego efektem może być wygrana PiS, Tusk odpowiedział, że nie jest tak, iż „durni faceci w krótkich spodenkach nie potrafią się dogadać”.
Mam ten sam lęk co pani, że może zabraknąć głosów: dwóch, pięciu; że oni mogą trochę oszukać, albo i nie trochę; że mają do dyspozycji potężne narzędzia. Naprawdę, jestem dzisiaj gotowy bez żadnych warunków wstępnych każdemu powiedzieć: idźmy razem, nie ma problemu
-– oświadczył lider Platformy Obywatelskiej.
Jego zdaniem, należy wyciągnąć wnioski z doświadczeń partii politycznych i ruchów społecznych, próbując „znaleźć syntezę i synergię tego, co pozwoli wygrać wybory”.
Taka synteza musi dotyczyć wszystkich środowisk, różnych wrażliwości. Na pewno nie możemy sobie pozwolić na sformułowanie bardzo radykalnego, progresywnego programu, nawet jeśli chcielibyśmy się pod nim podpisać obiema rękoma (…), bo on będzie miał mniejszościowy charakter
— mówił Tusk, wskazując przy tym na postawę Lewicy.
Odwołał się do doświadczeń amerykańskich, przekonując, iż Joe Biden zdał sobie sprawę, iż Demokraci przegrają z Donaldem Trampem i Republikanami, dopóki ton na lewicy będą nadawały mniejszościowe projekty z różnych dziedzin życia.
Nie zbuduje się większości poprzez radykalne formułowanie projektów, które są właściwe dla różnego typu mniejszości. W polityce, w demokracji nie jest tak, że większość zdobywają ci, którzy składają się z różnych mniejszości
— wskazał.
Wygramy tę wybory jeśli znajdziemy wspólną melodię, wspólną polityczną pieśń – czy to będzie konserwatysta, który wierzy w umiarkowaną reformę Kościoła, czy to będzie waleczna dziewczyna o mocnych, np. lewicowych poglądach ze Strajku Kobiet. Musimy sobie uzmysłowić, co jest dla nas rzeczywiście wspólnym priorytetem, który może zbudować większość wokół tego priorytetu
— wyjaśnił.
W ocenie lidera Platformy, w Polsce ma miejsce faktyczna „konfrontacja zła z dobrem”.
Naprawdę jesteśmy o krok od politycznej katastrofy - takiej degradacji Polski, że aż czasami nie jestem w stanie uwierzyć i zrozumieć, że tak wielu w Polsce tego nie widzi, że to jest naprawdę zło i dobro
— powiedział Tusk, który chciałby przekonać do tego także partnerów po stronie opozycyjnej.
Każdy może zachować swoją tożsamość – (Szymon) Hołownia nie musi być taki jak Lempart (Marta, liderka Strajku Kobiet – PAP). I nawet źle byłoby, gdyby tak się stało - tylko muszą znaleźć to, co jest wspólne i to, co łączy. Wokół tego zbudować nie szczegółowy program – bo przecież te partie będą się różniły między sobą, i dobrze – tylko wspólny cel
— powiedział w Siemianowicach Śląskich Donald Tusk.
Podkreślił, że w polityce istotnymi wartościami są sprawczość, siła i wola. Potrzebna jest – wskazał – „zdolność do podjęcia walki wokół czytelnego celu; pewnych czytelnych kryteriów, które są do zaakceptowania przez większość”.
Tusk znów gra hasłem Polexitu
Partia rządzącą jest dziś do Europy ustawiona bokiem, a niektórzy z nich plecami; nikt z PiS nie powie otwarcie, że chcą wyprowadzić Polskę z UE, ale większość klasy rządzącej jest de facto antyeuropejska. A przecież obecność Polski w UE to dla nas być albo nie być - powiedział szef PO Donald Tusk.
Lider Platformy spotkał się w piątek z nauczycielami w Siemianowicach Śląskich. Szef PO mówił na spotkaniu, że wielu nauczycieli to ludzie zaangażowani od lat w „budowanie świadomości europejskiej”.
Nie europejskiej zamiast polskiej, czy zamiast śląskiej, tylko europejskiej - jako harmonijnie splecionej z polską i śląską w waszym przypadku tożsamością
— podkreślił lider PO. Zaapelował do nauczycieli, by ponownie wzięli na siebie ten - jak mówił - „patriotyczny obowiązek, by alarmować, uświadamiać, że nic nie jest dane raz na zawsze, że UE wymaga stałej pielęgnacji, obecności, że ta UE będzie taka, jak my będziemy chcieli, jeśli będziemy w niej aktywni”.
I że, naprawdę, za chwilę w Polsce mogą rządzić ludzie, którzy już nie ukrywają, że chcą wyprowadzić Polskę z UE. Dziś partia rządząca jest, powiedziałbym, ustawiona do Europy bokiem, niektórzy z nich plecami. Ale generalnie tam nikt w PiS otwarcie nie powie, że chce, by Polska wystąpiła z UE. Mają takie sztuczki słowne: że „Unia tak, ale nie taka, jaka jest”, „nie chcemy wystąpić, ale to ma być luźny związek państw narodowych”
— mówił Tusk.
Według niego, to „zaklęcia, które mają ukryć to, że większość dzisiejszej klasy rządzącej jest de facto antyeuropejska”.
Ale rośnie też Konfederacja, jak wiecie, to może być też poważna siła polityczna. Nie żeby wygrała wybory, ale może być na tyle poważną siłą polityczną, że oni mogą z PiS - przecież to nie jest wykluczone - utworzyć rząd. A tam - ta „piątka” Konfederacji, te pięć haseł: Polska bez Żydów, Polska bez gejów, Polska bez aborcji, Polska bez podatków i Polska bez UE. To ich (…) oficjalne poglądy
— powiedział lider PO.
To od naszego wysiłku zależy, czy uchronimy Polskę przed rządami już jawnych mizoginów, którzy pogardzają kobietami, ksenofobów, którzy do każdej odmienności mają stosunek już nie sceptyczny, ale pogardliwy i agresywny i ludzi, którzy nie ukrywają, że ich politycznym celem jest wyprowadzenie Polski z UE
— podkreślił Tusk.
Lider PO mówił również o Wielkiej Brytanii, która - jak zauważył - „przez głupotę kilku polityków wystąpiła z UE” i „co z tego, że dziś prawie 70 proc. obywateli Wielkiej Brytanii żałuje tego”.
Wyobraźmy sobie, że znów (…) tu, przez głupotę, brak wyobraźni lub złą wolę polityków obozu skrajnie prawicowego może się tak zdarzyć przez jeden taki moment, zaćmienie chwilowe i możemy znaleźć się poza UE
— powiedział lider PO. Według niego, „to naprawdę realna perspektywa”.
Nikomu (…) nie muszę tłumaczyć, co oznacza to skrzyżowanie naszej historii, geografii, tego, co się dzieje na naszych oczach po napaści Rosji na Ukrainę, (…) jakby wyglądała Polska, gdyby była poza UE, a w Ameryce by rządził (Donald) Trump lub „trumpopodobny” typ, a to przecież znów się może zdarzyć. (…) To jest być albo nie być Polski
— ocenił Tusk.
Lider PO mówił też w swym wystąpieniu m.in. o potrzebie edukacji regionalnej w szkołach.
Mało gdzie tak bardzo czujemy potrzebę edukacji regionalnej jak na Śląsku, czy u mnie na Pomorzu, czy na Kaszubach
— powiedział szef PO. Przypomniał, że kilka dni temu w Radzionkowie (woj. śląskie) zobowiązał się, że - jeśli PO będzie miała po wyborach większość w parlamencie, to język śląski, zostanie uznany za język regionalny.
Polityk podkreślił, że „śląskość to jest powód do dumy”.
Niektórzy w Warszawie, szczególnie ci o takich nacjonalistycznych odchyłach patrzą zawsze podejrzliwie na pewną różnorodność, na pewne odmienne tradycje, różne dziedzictwa i dla nich jak ktoś, jak ja, jest Kaszubą i się nie wstydzi tego, że Kaszubi mają też swój język, albo czuje się Ślązakiem, już nie mówiąc o „dziadku w Wehrmachcie”…Bo oni nic nie rozumieją z realnego życia i z prawdziwej historii
— mówił lider PO.
Oni naprawdę nie rozumieją, że wielkość Polski właśnie polega na tym, że tu mogły w symbiozie rozwijać się różne tożsamości, różne dziedzictwa, w tym także języki regionalne
— wskazał Tusk.
Szef PO o… zwalczaniu korupcji
Będziemy musieli zacząć od absolutnie podstawowych rzeczy: przecięcia łańcucha korupcji na styku władza - pieniądze publiczne - uczelnia – mówił lider PO Donald Tusk, pytany o pomysły na poprawę sytuacji uczelni wyższych i sprawę finansowania nauki.
Musimy po tych siedmiu latach (rządów PiS - PAP) przede wszystkim wrócić do prostych zasad: że finansowanie nauki to nie jest korupcja partyjna
— powiedział Tusk podczas spotkania z nauczycielami. Nawiązał przy tym do nieprawidłowości w Narodowym Centrum, Badań i Rozwoju.
Według szefa PO, potrzebne jest „przywrócenie elementarnej rzetelności, przyzwoitości; odsunięcie ludzi, którzy rozkradają środki przeznaczone na naukę i oczywiście odblokowanie możliwości awansu młodym ludziom na uczelniach” – powiedział. Jak ocenił, obecny „bardzo nienowoczesny, bardzo hierarchiczny układ na uczelniach wyższych” powinien ulec przełamaniu.
Tak, żeby młody naukowiec mógł szybko awansować nie dlatego, że jest bardzo lojalny i wierny na uczelni, tylko, że jest naprawdę kreatywny, mądry i dobrze przygotowany do tego, co robi
— tłumaczył Donald Tusk.
Jego zdaniem „sytuacja na uczelniach wyższych jest dzisiaj gorsza niż w szkolnictwie podstawowym i średnim”.
To nie musi być tak, że najlepsza polska uczelnia będzie w piątej, a w najlepszym wypadku w czwartej setce uczelni świata. Nie możemy konkurować ze Stanami Zjednoczonymi czy Wielką Brytanią, ale nie ma żadnego powodu, żebyśmy byli wyraźnie poniżej w tych rankingach jeśli chodzi o uczelnie wyższe od państw naszego regionu. Nie na powodu do kompleksów
-– ocenił polityk.
Według Tuska, obecna władza zniszczyła system finansowanie badań naukowych, czyniąc z niego odwrotność tego, po co została zbudowany.
Musimy przywrócić zupełnie elementarną przyzwoitość. Z najlepszego systemu finansowania nauki można zrobić koryto (…), kiedy ma się złą wolę
— powiedział.
Odpowiadając na pytania nauczycieli, Tusk podkreślił, iż konieczne jest radykalne uatrakcyjnienie zawodu nauczyciela.
Żeby zdecydowanie najzdolniejsi, najlepsi myśleli choćby przez chwilę, że to jest także zawód dla nich
— tłumaczył polityk. Wskazał, iż nauczyciele powinni zarabiać wyraźnie – nie jedynie 20 proc. – więcej niż obecnie.
Jak dodał, „podwojenie wynagrodzenia nauczycieli wydaje się absolutnym minimum ustrojowym”.
Ja tę sprawę uważam za absolutnie priorytetową
— zaznaczył.
Zdaniem lidera PO w systemie oświaty – także w kontekście jego finansowania - konieczne jest rozstrzygnięcie, jaką rolę ma odgrywać samorząd, a jaką państwo.
To generalne rozstrzygnięcie powinno być wstępem do tego, żeby tak prawo zapisać, żeby nie można go interpretować na niekorzyść nauczycieli
— zaznaczył.
Pytany o możliwość ustawowego ograniczenia liczebności klas w szkołach, przewodniczący PO zauważył, że wymaga to analizy, czy taka decyzja nie poskutkuje brakiem nauczycieli. Zdaniem Tuska, głównym zadaniem jest uatrakcyjnienie zawodu nauczyciela, by nie musieli oni pracować – jak często zdarza się obecnie – na dwóch etatach.
Jak mówił Tusk, należy przeanalizować, czy możliwe jest odpowiednie zwiększenie wynagrodzenia nauczycieli, żeby nie musieli dorabiać, przy jednoczesnym ustawowym zmniejszeniu liczebności klas. To również – według lider PO – wiąże się z ustrojowym określeniem, czy główna odpowiedzialność za szkołę ma spoczywać na państwie, czy samorządzie. Ocenił, że system edukacji wymaga znacznie większych niż obecnie pieniędzy, nie tylko na wynagrodzenia, ale także na działania służące poprawie komfortu pracy i podniesieniu kwalifikacji nauczycieli.
Tusk nie odpowiedział na pytanie, kto będzie rządził polską edukacją, jeżeli KO wygra wybory.
Uważałbym za śmiertelny błąd, gdyby dzisiaj liderzy partii opozycyjnych zaczęli opowiadać, kto tam jakie funkcje będzie spełniał. Błąd, który naprawdę utrudni, a nie ułatwi nam to kluczowe zadanie (wygranie wyborów - PAP)
— powiedział b. premier. Ocenił, iż liderzy innych partii opozycyjnych odebraliby taką wypowiedź jako rodzaj „dyktatu” Platformy.
Jeśli ja będę miał na to wpływ, w rządzie będą ludzie, którzy są do tego profesjonalnie przygotowani. Nie będą w rządzie ludzie, którzy wynikają z tajnych, korupcyjnych umów między partiami. Środowiska zainteresowane będą miały na to wpływ
— zapewnił polityk.
Ocenił, iż w każdym rządzie premier powinien być najmądrzejszy w sensie politycznym, ale w konkretnych dziedzinach, za które odpowiadają resorty, każdy minister musi być mądrzejszy od premiera.
Ja żyję w tej chwili w kulcie profesjonalizmu i mogę wam obiecać, że na pewno tutaj zdania nie zmienię
— podsumował Donald Tusk.
tkwl/PAP
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639777-tusk-znow-o-jednej-liscie-straszyl-tez-polexitem