Doświadczyłem tego na Ukrainie wiele razy. Widzisz Polaka w tych dziwnych czasach i w jakimś dziwnym miejscu, znacie się 10 minut, ale nagle rozpoczynacie współpracę jak byście byli zaprzysiężeni w podziemnej organizacji pod tym samym sztandarem. Tak było, gdy poznałem Michała z Gdańska, wolontariusza, z którym w miejscowości Dnipro przypadkiem spotkaliśmy się przy kolacji. Dwóm obcym ludziom wystarczyło, nie wiem, może pół kwadransa, by zdecydować się na wyprawę do Lymana w Donbasie, wówczas już zajmowanego przez Rosjan. Dwa dni później z nim, moim rówieśnikiem, który zawiesił działalność firmy, by zapakować samochód po brzegi i ruszyć z pomocą humanitarną na Ukrainę, otóż z tym Michałem stałem z podniesionymi rękami w lesie pod Lymanem, bo właśnie z krzaków wyskoczył żołnierz i po rosyjsku zawołał: „ręce do góry”. Okazało się, że był Ukraińcem, pośmialiśmy się, zrobiliśmy materiał i pokornie zawróciliśmy spod miejscowości nad Dońcem.
Michał i inni
Ile byś potrzebował czasu, by z obcym człowiekiem umówić się na wojnę? Bo Polacy na Ukrainie robią to szybko, sprawnie i z fantazją, jakby rozpoznając się nie niewidzialnych ułańskich czakach i epoletach, po których widać rodzaj jednostki, stopień zaangażowania i styl wyprawy. Podobnie było z Moniką o bardzo lewicowych poglądach, która jednego dnia wysyła mi pełne oburzenia komentarze za krytykę elektoratu opozycji, a drugiego dnia pomaga jak nikt inny zająć się uchodźcami, którzy zamieszkali u mnie w domu, w Krakowie, gdy ja byłem w Donbasie. Albo tych trzech chłopaków z województwa świętokrzyskiego, co to ich spotkałem w Żytomierzu, a którzy opowiedzieli o nowych odkryciach wokół Makarowa, dzięki czemu godzinę później dojechałem tam z kamerzystami, rozmawiając z merem miasteczka o realiach rosyjskiej okupacji.
Dariusz w ostrogach
Skoro ta polskość tak działa, to nie powinienem się dziwić, że napisał do mnie Dariusz Wołosiuk i przekazał mi szczegóły niezwykłej ukraińskiej historii.
Wracał ze wschodu Ukrainy ze swoimi wolontariackimi misjami, gnał 1000 kilometrów przez ten wielki kraj i z punktu widzenia rachunku prawdopodobieństwa nie mógł zobaczyć - z pędzącego samochodu - polskiej flagi łopoczącej nad grobem. A skoro zauważył to nie musiał po powrocie zastanawiać się nad tą biało-czerwoną widniejącą w wołyńskiej wiosce Usicze. A jeśli się zastanawiał to nie musiał szukać kontaktów z mieszkańcami, by tę historię podrążyć. Dariusz był jednak uparty, coś mu ta flaga biało-czerwona weszła w głowę i nie mogła się wydostać. Tak Dariusz odkrył historię 26-letniego ochotnika ukraińskiego, Bogdana Szczerbyka, którego ostatnim życzeniem było spocząć pod ukraińską ale i pod polską flagą, na której miał widnieć napis: „Wszystko dobrze”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Ukrainiec z Wołynia chciał zostać pochowany z Polską flagą! Poznaj historię Bogdana Szczerbyka!
Dariusz przeszedł typową, polską drogę tej wojny. Zaczęło się przecież od drobnego pomagania, potem zapuszczał się coraz dalej i dalej, wreszcie zobaczył tę flagę i nie odpuścił tematu. Odnalazł Mamę chłopaka i zachęcił ją do podzielenia się historią ukraińskiego ochotnika, która powoli przebija się do kolejnych mediów, stając się jednym z symboli polsko-ukraińskiego pojednania. Podobnie w wojnę, w naszą, polską sprawę pobicia rosyjskiego imperium, wsiąknął „Batman”, polski ochotnik do ukraińskiej armii, który zaczął od wożenia uchodźców, a skończył z ukraińskimi towarzyszami broni, odsyłając najeźdźców do piekła.
Co w nas wstępuje?
I oto polskość wybija na wojennej Ukrainie w swojej pełnej krasie - „dziennikarze” (może poza jednym) zabierają ze sobą pomoc humanitarną, wolontariusze odnajdują tematy dla dziennikarzy, jeżdżą dalej niż deklarowali żonom i matkom, a czasem ostatecznie chwytają za broń, wstępując do ukraińskiej armii. Oj, uwierzcie mi Państwo, że każdemu Polakowi oczy się błyszczą na widok polskiego „Kraba” chlustającego ogniem na rosyjskie pozycje, języki nam się rozwiązują w okopach, ziemiankach i w bazach wojskowych, gdy tym Ukraińcom życzymy zwycięstwa, dodajemy otuchy, ba, może im nawet trochę zazdrościmy, oczywiście nie wojny, nie tragedii inwazji, ale męstwa, bohaterstwa, twardości?
Rosyjska inwazja jest zbrodnią ludobójstwa ze swoimi deportacjami, mordami, gwałtami, masowymi grobami i podziemnymi obozami koncentracyjnymi, jest wielką tragedią dla Ukrainy i ciężarem dla nas, Polaków. Ten trudny egzamin historii zdali jednak nie tylko Ukraińcy, chwytając za broń w obronie swojego jakże niedoskonałego kraju, ale zdaliśmy też my - mistrzowie miłosierdzia, humanitaryzmu i wolontariackiej odwagi. Szóstki z tego testu nikt nam już nie odbierze, choć wielu będzie próbowało. Takich świadectw zbierajmy jak najwięcej.
A historię odkrytą przez Dariusza możesz poznać tutaj:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639582-co-w-nas-wstepuje-na-tej-ukrainie-rzecz-o-wolontariuszach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.