„W 2019 r. też były sondaże Kantara, gdzie zwyciężała KO, a później rzeczywistość okazała się inna. W przypadku jednej listy problemami są ambicje personalne poszczególnych polityków, teraz już widać animozje chociażby między Donaldem Tuskiem a Szymonem Hołownią, po drugie taka duża koalicja to mezalians polityczny, bo należą do niej ugrupowania o zupełnie różnych liniach i pomysłach w kwestiach światopoglądowych i społeczno-gospodarczych. Efekt jest taki, że uczestnicy takich koalicji głównie zajmują się samymi sobą, czego Polacy nie lubią” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Norbert Maliszewski, szef Rządowego Centrum Analiz, sekretarz stanu w KPRM.
wPolityce.pl: Pracownia Kantar Public przeprowadziła sondaż, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”, a z którego wynika, że opozycja może odsunąć PiS od władzy tylko w wypadku startu wyborczego z jednej listy. Czy rzeczywiście pana zdaniem tak jest?
Prof. Norbert Maliszewski: W 2019 roku też były takie sondaże, które Koalicji Europejskiej dawały wygraną, tylko problem jest taki, że w tych sondażowych wariantach, gdzie pokazuje się jedną listę opozycji, dostaje się bonus sondażowy za zjednoczenie, który później bardzo trudno jest utrzymać. W 2019 r. też były sondaże Kantara, gdzie zwyciężała KO, a później rzeczywistość okazała się inna. W przypadku jednej listy problemami są ambicje personalne poszczególnych polityków, teraz już widać animozje chociażby między Donaldem Tuskiem a Szymonem Hołownią, po drugie taka duża koalicja to mezalians polityczny, bo należą do niej ugrupowania o zupełnie różnych liniach i pomysłach w kwestiach światopoglądowych i społeczno-gospodarczych. Efekt jest taki, że uczestnicy takich koalicji głównie zajmują się samymi sobą, czego Polacy nie lubią. Donald Tusk zapowiadał powstanie takiej koalicji, ale poniósł w tej kwestii porażkę. Kompletnie nie zrealizowały się też jego buńczuczne zapowiedzi, że KO prześcignie PiS w sondażach.
Mówi pan o porażce Donalda Tuska ze względu na brak jednej listy opozycji, ale może ona jeszcze powstanie? Poza wspomnianym sondażem „GW” w ostatnich dniach miało miejsce też wystąpienie przewodniczącego PO w Żywcu, podczas którego mówił, iż partie opozycyjne sprzeciwiające się jednej liście „dostaną baty od wyborców” i po prostu znikną, nie będzie ich w przyszłym Sejmie.
To jest cały syndrom Tuska. On polega na tym, że z jednej strony przewodniczący PO w swojej retoryce podkreśla, iż stoi po stronie dobra, a strona rządowa dzieli, starszy, posługuje się negatywnymi emocjami, a tak naprawdę sam Donald Tusk dzieli, straszy i opiera się na negatywnych emocjach w swojej polityce. Wspomniane zapowiedzi przewodniczącego PO służą dwóm celom: pierwszym jest straszenie liderów innych partii opozycyjnych, że jeżeli się nie zjednoczą, to zjednoczenie nastąpi poprzez wchłonięcie, a druga kwestia to już taka atrybucja winy – Tusk nawołuje do jednoczenia się, jest retoryka niby miłości, a z drugiej już wskazuje winnych porażki – że to nie on jest winny, tylko szefowie innych partii opozycyjnych. Zatem ten syndrom Tuska to syndrom dzielenia, wzbudzania negatywnych emocji, opierania się na straszeniu, zamiast prezentowaniu jakichś propozycji programowych. Z tego też powodu w sondażach uzyskujemy coraz lepsze poparcie. Dzisiaj mamy pierwszy dzień wiosny, jest koniec sezonu grzewczego. Tusk straszył, że w tym czasie będzie zimno i ciemno, węgla nie będzie. Okazało się inaczej. Syndrom Tuska spowodował, że on traci zaufanie, wiarygodność, a my zyskujemy w związku z tym, że takie straszenie okazuje się niezasadne.
Jakiś czas temu mówił pan, że by Zjednoczona Prawica po raz kolejny wygrała wybory, musi pozyskać wyborców, którzy poparli PiS w wyborach parlamentarnych w 2019 roku i część z tych, którzy zagłosowali na prezydenta Andrzeja Dudę w 2020 roku. Czy dostrzega pan, że ten plan udaje się już realizować? W ostatnim czasie faktycznie w różnych sondażach PiS notuje wzrosty. Czy istotna dla tych dobrych dla PiS-u sondaży była kwestia obrony św. Jana Pawła II?
Część wyborców faktycznie wychodzi z „poczekalni” niezdecydowanych za sprawą niesprawdzenia się tego, czym straszył Donald Tusk. Udało nam się wygrać zimę, bo m.in. zamroziliśmy ceny energii, a węgiel jest dostępny. Opieramy się też na wartościach, dla nas ważne są autorytety, tożsamość. Elementem tej tożsamości na pewno jest św. Jan Paweł II. Taką postawę i prezentowane przez nas wartości dzieli duża część Polaków, stąd być może ma to wpływ na wzrost naszego poparcia, ale my nie bronimy Ojca Świętego dla słupków sondażowych, ale robimy to dlatego, że to dla nas ważne moralnie.
Co PiS powinien zrobić, by utrzymać tę obecną, pozytywną dla siebie tendencję sondażową? Czy tu kluczowe są nowe propozycje programowe, które mają się zacząć pojawiać bodajże w czerwcu?
Trzeba dalej przekonywać wyborców z „poczekalni” i będą pojawiać się adresowane do nich propozycje programowe, tak jak zapowiedział sztab PiS-u. Na pewno będziemy pracować nad tym, żeby te propozycje były dobrze przygotowane, policzone, a nie takie jak Donalda Tuska, jak chociażby zapowiedź wprowadzenia kredytów z oprocentowaniem 0 proc.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639161-prof-maliszewskizyskujemy-poparcie-dzieki-syndromowi-tuska