Tylko czekać, jak podmiot i przedmiot kultu świętego wraku ruszą w trasę razem z Tuskiem. A wożąca wrak laweta też może się stać przedmiotem kultu.
Ta historia mogłaby być uznana za zwykłą szajbę, tłumaczącą się tym, że zbliżają się wybory, a wtedy rozum idzie w kąt. Ale to nie jest zwykła szajba, lecz przeszajba. Powstał bowiem nowy kult, którego „prorokiem” został Donald Tusk. Kult złomu, a konkretnie wraku samochodu seicento. „Prorok” Tusk zawitał w Żywcu ze świętym wrakiem na lawecie. Żeby był przedmiot kultu. Na tę okoliczność „prorok” stwierdził:
„Chcieliśmy przywieźć tutaj do Żywca odzyskany przez pana Sebastiana samochód po sławetnym wypadku pani premier Szydło”.
„Pan Sebastian” to Sebastian Kościelnik, sprawca wypadku drogowego 10 lutego 2017 r. Później stał się on znany jako gość specjalny partyjnych imprez Platformy Obywatelskiej, funkcjonujący w roli „ofiary arogancji władzy”. Samochodu nikt nie ukradł, żeby trzeba go odzyskiwać, po prostu był dowodem w sprawie, a przestał mieć taki status w związku z prawomocnym wyrokiem wydanym 27 lutego 2023 r. Wypadek był może i „sławetny”, ale „premier Szydło” nie ma z nim nic wspólnego poza tym, że była ofiarą. Nie kierowała samochodem, nie podejmowała żadnych decyzji, była tylko pasażerem. Po wypadku mocno poszkodowanym.
„Sławetny wypadek pani premier Szydło” sugeruje, że ówczesna szefowa rządu brała w tym jakiś czynny udział. Wypowiadający te słowa Donald Tusk doskonale zna prawdę i jest w miarę sprawny językowo oraz ma jakie takie pojęcie o semantyce, więc po prostu kpi sobie z wszystkich i wszystkiego przyklejając wypadek do Beaty Szydło. Powtórzmy – mocno poszkodowanej Beaty Szydło, ofiary wypadku. Donald Tusk nawet słowem nie współczuł pani premier, choć przez kilka dni bardzo cierpiała, a i później nie było lekko. I mimo że jakiekolwiek ludzkie odruchy tego byłego szefa rządu zdałyby się burkowi na budę, mógłby się chociaż wpisać w jakieś elementarne, cywilizowane odruchy. Jak widać nawet tego od obecnego przewodniczącego PO nie sposób oczekiwać.
W Żywcu „prorok” Tusk powitał święty wrak, przedmiot nowego kultu: „Państwo wiecie, co to jest? Kiedyś pański samochód, słynne seicento, a tak naprawdę dzisiaj pomnik arogancji władzy”. Jedyną władzą, która działała po wypadku i była upoważniona do rozstrzygnięć, była władza sądownicza. A ponoć sądy są jednak wolne, i nie chodzi tu o stowarzyszenie dowodzące akurat czegoś przeciwnego. Czy Donald Tusk otwarcie twierdzi, że władza sądownicza jest „arogancka”?
Kult świętego wraku musi mieć swój mit założycielski, więc „prorok” Tusk uznał go za „symbol” i dla tego „symbolu” specjalnie przyjechał. Jak mamy symbol, to musi być też męczennik:
„Tego młodego człowieka władza, służby, rządząca partia polityczna usiłowały zaszczuć i niemalże odniosły skutek”.
Nikt nikogo nie zamierzał zaszczuć, a wezwanie sprawcy wypadku do sądu jest tak normalne, jak ukaranie Tuska mandatem i czasowym odebraniem prawa jazdy, gdy w obszarze zabudowanym „grzał” 107 km/h. To Tusk i spółka zrobili z Kościelnika najpierw męczennika, a potem współtwórcę kultu świętego wraku bo ktoś taki był im potrzebny
Nigdy nie było tak, że jest „samotny, młody człowiek kontra aparat władzy”, bowiem od razu rzucił się na „młodego człowieka” aparat PO, innych partii i organizacji, bo rokował jako męczennik. Rzucili się też mu pomagać znani adwokaci oraz liczne media. Osamotnienie jest więc piramidalną bzdurą. A już wyjątkowym paskudztwem jest zrobienie z Kościelnika kogoś, kto „wspólnie z nami [będzie chciał] walczyć o to, żeby już nigdy w Polsce władza nie atakowała bezkarnie ludzi, no wydawałoby się bezbronnych”. Władza nikogo nie atakowała, a Kościelnik nie był bezbronny, tylko wręcz zaciężnie uzbrojony w pomocników, kibiców i wszelkie możliwe środki, także materialne.
Sama premier Beata Szydło wyjaśniła „prorokowi” Tuskowi, że goni w piętkę. Od siebie dodałbym, że demonstruje kompletną szajbę.
„Nikt się nie ‘zderzył z Szydło’. Kierowca mojego samochodu uratował kierowcę auta, które zajechało kolumnie drogę, omijając go. W efekcie ja oraz oficer SOP spędziliśmy wiele dni w szpitalu i tygodnie na rehabilitacji”
— napisała Beata Szydło. Na Tusku to nie zrobiło najmniejszego wrażenia (ach ta empatia i wrażliwość oraz wrodzona rycerskość), bowiem strasznie poszkodowanym był dla niego Sebastian Kościelnik, któremu skądinąd nic się nie stało.
Już po prawomocnym wyroku sądu Sebastian Kościelnik był pytany, czy zamierza przeprosić Beatę Szydło. Ale będąc twardym jak Roman Bratny odpowiedział tylko: „nie widzę takiej potrzeby”. No, jak mógłby widzieć, gdy to on jest męczennikiem i strażnikiem świętego wraku? Jak już mamy kult świętego wraku i męczennika Sebastiana, to tylko czekać, jak ten podmiot i przedmiot kultu ruszą w trasę razem z Donaldem Tuskiem. Wożąca wrak laweta też może się stać przedmiotem kultu, w końcu obcowałaby ze świętym wrakiem.
Święty wrak, prorok Tusk oraz męczennik Sebastian gładko przeszli nad prawomocnym wyrokiem sądu w Krakowie. A sąd wprawdzie warunkowo umorzył sprawę, lecz Sebastian Kościelnik wcale nie został oczyszczony z zarzutów. Sąd zaznaczył tylko, że nie jest jedynym odpowiedzialnym za wypadek. Kościelnik przepuścił pierwszy samochód z kolumny rządowej, zauważając, że jest on uprzywilejowany, ale popełnił poważny błąd, bo wykonując manewr skrętu w lewo, czyli niejako ponownie włączając się do ruchu, nie zrobił tego „ze szczególną ostrożnością”, jak nakazują przepisy ruchu drogowego.
Zachowanie funkcjonariusza BOR można uznać za naganne, co jednak nie znosi winy oskarżonego.
„Decyzja o wznowieniu ruchu, bez ponownego upewnienia się pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym z sytuacją, do której doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu”
— stwierdził sędzia Sławomir Noga. A z tego wynika, że to nie Marsjanie, a tym bardziej pisowcy przyczynili się do obrażeń u premier Beaty Szydło i jednego z oficerów BOR, lecz męczennik Sebastian.
Tak dobrze zapowiadający się kult świętego wraku, łącznie z obwożeniem go po partyjnych imprezach Platformy i Donalda Tuska, nie może się skończyć na prawomocnym wyroku. Można się więc spodziewać wniosku o kasację. Kult świętego wraku musi żyć i się rozrastać, a męczennik Sebastian powinien się stać jednym z jego świętych. Poszkodowaną premier Beatą Szydło nikt się nadal nie przejmie, bo dżentelmeni ostatniej minuty już tak mają. Co najwyżej wymienią sobie na nową słomę w butach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639069-do-akcji-wszedl-swiety-wrak-seicento-i-meczennik-sebastian