Pół roku przed wyborami to moment na mobilizację, zakasanie rękawów i z pełną energią ruszenie z kampanią wyborczą. Powinien być entuzjazm, wiara w zwycięstwo i zagrzewanie do boju. Ale w jednym z głównych ośrodków medialnych opozycji jest dokładnie odwrotnie. Ostatnie teksty w gazecie Michnika dotyczące polityki sprawiają wrażenie, jakby do wyborów zostały dwa dni, a opozycja nie miała już najmniejszych szans na wygraną.
Może rację mają ci, którzy interpretują, że mamy do czynienia z usprawiedliwianiem porażki opozycji, a więc przede wszystkim porażki Donalda Tuska. Kierujący „Wyborczą” Jarosław Kurski larum zagrał już w piątek, gdy opublikował krótki komentarz pod znamiennym tytułem „Nie mówcie tylko, żeście nie wiedzieli”, w którym bezprecedensowo ogłosił, że „Wyborcza” ma szokujący, zatrważający sondaż, którego wyniki „są dramatycznym zaskoczeniem”, „kto wie, czy nie ostatnim dzwonkiem alarmowym dla demokratów”, ale… jego wyniki opublikuje dopiero w poniedziałek.
Dziś ten kapiszon pyknął przy Czerskiej i… zrobiło się jakoś nieswojo. Nikt nie wie, jak interpretować badanie, o którym pisze „GW”. Nie znamy jego dokładnych wyników, bo czytelnikom zaserwowano tylko ich subiektywną jednoosobową analizę, bez podania szczegółowych odpowiedzi udzielanych przez ankietowanych. Wszyscy dookoła widzą, że coś tu jest skręcane, a „Gazeta” udaje, że dotknęła jakiejś socjologicznej Czomolungmy.
Jacek Żakowski przeraził się na tyle, że omawiając tę publikację zaczął z samego rana biednym słuchaczom TOK FM ogłaszać, iż „od tego zależy nasze życie”. A więc zaintonował najwyższe możliwe „C”. Chyba uwierzył Giertychowi, który wciąż marzy o znalezieniu się na opozycyjnej liście kandydatów do Senatu i bredzi, że jeśli PiS wygra ponownie, to „będą już bezkarnie zabijać, gwałcić, rabować bez żadnej odpowiedzialności karnej”. W Lacjum ostatnio ładna wiosenna pogoda, ale przecież nie na tyle, by powodować udar słoneczny i majaki.
Wstrząśnięci piątkowym tekstem Kurskiego fanatycy religii anty-PiS również w sobotę musieli przebrnąć zatrważającą lekturę.
Bez należytego echa przeszedł tekst mojej ulubionej Agnieszki Kublik, który zaczyna się tak:
Tusk ma niewątpliwy talent wiecowy, ale organizacyjny już nie. Hołownia jest autentycznie zazdrosny o to, jak radzi sobie Tusk. A elektorat opozycji ma poczucie, że wszystko zmierza w coraz gorszym kierunku
Dalej jest jeszcze lepiej:
Brak nadziei na odsunięcie Kaczyńskiego od władzy po dwóch tragicznych kadencjach to skutek. Skutek braku umiejętności walki o wyborców w opozycji. Bo co dziś elektorat anty-PiS dostaje od swoich liderów? Naprawdę wiele złych wiadomości, co tam złych, fatalnych wprost. Za wiele, by się nie dać chęci machnięcia ręką na cały ten zgiełk partyjnych awantur. (…) Elektorat opozycji demokratycznej stanowi dziś większość tych, co chcą głosować, ale ma poczucie, że wszystko zmierza w coraz gorszym kierunku - Kaczyński będzie rządzić trzecią kadencję.
Krzyżyk na opozycji postawiony. Demobilizacja ogłoszona. Można się rozejść – kublikuje redaktorka.
Myliłby się jednak ten, który uważa, że pani Agnieszka krytykuje opozycyjnego wodza. Owszem, dostaje się Platformie, ale w tonie, który trudno zinterpretować – jest jeszcze poważną polityczną analizą, czy już satyrą? Podkreśla talenty Tuska, lecz gani jego partyjnych żołnierzy za to, że nie dotrzymują kroku liderowi i ten opuszczając miasteczka, na których wiecuje, „pozostawia po sobie pustkę”:
Ci ludzie zachęceni do walki o Polskę bez Kaczyńskiego nie mają jak, gdzie i komu swojej energii przekazać. Partia nie jest zainteresowana, by ten ich zapał wykorzystać – skrzyknąć kluby o chwytliwej nazwie (na przykład PBK, jak Polska bez Kaczyńskiego), zrobić w nich spotkania, zaprosić do rozwieszania billboardów, chodzenia z ulotkami…
Widzą to Państwo – kluby PBK jako przedwyborczy gamechanger? Aspirująca do roli platformerskiej spin doktorki pani redaktor ma więcej przełomowych pomysłów. Słyszeli Państwo o aplikacji, która z dokładnością lepszą niż mapy Google pokazuje, gdzie mieszkają pisowcy, a gdzie ludzie uważający się za demokratów? To nic Państwo nie słyszeli.
W tych wyborach trzeba zawalczyć o każdy głos, ale PO to kompletnie lekceważy. Bo jak inaczej nazwać fakt, że partia nie chce skorzystać z gotowej i darmowej aplikacji, która może wskazać, gdzie konkretnie, przy jakiej ulicy mieszkają ci, o których głosy warto zabiegać, bo nie są toksycznie wiernymi Kaczyńskiego?
A może by tak zamiast tego czerskiego szamanizmu zachęcić swoich politycznych pupilów do przygotowania dobrej oferty programowej? Broń Boże! To mogłoby tylko zaszkodzić – przestrzega Kublik i wiesza psy na Szymonie Hołowni:
Na przykład to dopominanie się Hołowni od PO programu jest po prostu niemądre. Wyborca Tuska wie, czego Platforma chce w sprawie sądów, mediów publicznych, edukacji, służby zdrowia, finansów publicznych… Hołownia i jego elektorat też to wiedzą, więc chodzi tylko o atakowanie.
Dziś PL 2050 jest średnio blisko cztery razy słabsza od KO. A przed powrotem Tuska do polskiej polityki latem 2021 r. partia Hołowni miała nawet 5 pkt przewagi. To widać, słychać i czuć - Hołownia jest autentycznie zazdrosny o to, jak radzi sobie Tusk.
Co więc ma niby przyciągnąć nowych wyborców do Platformy, jeśli nie propozycje programowe? Totem jednej listy. I nic innego. Tylko dlaczego w dniach, w których alarmują o ostatnim dzwonku, tak ostro walą w Hołownię? Ciekawa strategia. Nie może więc chodzić o namawianie do wspólnej listy – nie robi się tego przeładowując pistolet. A to czyni i „GW” i sam Tusk, który grozi „srogimi batami”.
Musi więc chodzić o coś innego. A o co, dowiadujemy się od pani Agnieszki na końcu:
A ilu w PO jest tak dobrych wiecowych mówców jak Tusk? Ilu potrafi błyskotliwie i dowcipnie godzinami rozmawiać z nieznanymi sobie ludźmi? Czy naprawdę jeden Tusk ma objechać wszystkie blisko 2,5 tys. gmin? Reszta sądzi, że wystarczy od czasu do czasu być gadającą głową w telewizji?
Do tej pory nie działało, więc i teraz nie zadziała. Jeden Tusk, który na TikToku zbiera ponad 2 miliony odsłon swojego żarciku („Kiedy wnuczka pyta, co będzie, jak dziadek wygra wybory…” – i pokazuje okładkę książeczki dla dzieci „Mateuszek w tarapatach”), tego nie zmieni.
Bo na razie to Donald jest w kłopocie, a jak przegra, będzie w tarapatach. A my razem z nim.
No i będziecie. Słusznie, że już się z tym oswajacie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639007-przy-czerskiej-juz-wiedza-ze-jesienia-bedzie-kleska