Jaki jest klucz do zwycięstwa Zjednoczonej Prawicy i tym samym sięgnięcia po trzecią kadencję? W rozmowie z tygodnikiem „Sieci” Ryszard Czarnecki mówi bardzo zwięźle: „Trzeba przeprowadzić dobrą kampanię i popełnić bardzo małą liczbę błędów”. Ale to nie wszystko. Zdaniem europosła PiS „nie warto też zamykać sobie możliwości koalicyjnych”. W rozmowie wprost pada, że ew. koalicjantem PiS mogłaby zostać Konfederacja. Ale czy tylko?
„Zawsze trzeba mieć jakiś plan B”
Zostańmy na chwilę przy Konfederacji. Środowisku bardzo zróżnicowanym i w ostatnim czasie skłóconym. I wydaje się, że to właśnie mnogość poglądów pogrążyła Konfederację, która od dawna już tylko dryfuje nie mogąc obrać żadnego konkretnego kierunku. Zdaniem Czarneckiego, konflikty w Konfederacji, paradoksalnie mogą sprzyjać przyszłej współpracy PiS z tym środowiskiem.
Konfederacja jest ugrupowaniem wewnętrznie zróżnicowanym. Są tam czy byli tacy politycy, z którymi nigdy nie będzie nam po drodze, są tacy, z którymi można rozmawiać
podkreśla europoseł.
Na pytanie, czy jego zdaniem Konfederacja się rozpadnie, odpowiada:
Nie sądzę. Czytam te zmiany raczej jako pewną walkę o sterowność tej formacji. A to właśnie może uczynić lepszą atmosferę dla potencjalnej współpracy PiS–Konfederacja choćby w pewnych obszarach na forum parlamentu. Zwracam uwagę, że Robert Winnicki ostatnio nawet ogłosił jakieś warunki dla PiS.
I dodaje:
Zawsze trzeba mieć jakiś plan B.
I rzeczywiście, na pierwszy rzut oka wydaje się, że wyborcom PiS-u, jak i samej partii, najbliżej jest właśnie do narodowców z Konfederacji. Nie oczekiwałbym jednak w najbliższym czasie żadnych politycznych deklaracji w tej sprawie. Dziś Nowogrodzka wciąż gra o najwyższą wygraną, czyli w tym przypadku III samodzielną kadencję. Konfederacja zaś chyba sama nie wie, czego od siebie chce i w którym kierunku zmierza. To dopiero będzie się krystalizować. Jeżeli jakieś deklaracje się pojawią, to dopiero tuż przed wyborami, choć najpewniej dopiero po, gdy okaże się, czy obóz Jarosława Kaczyńskiego może samodzielnie rządzić czy musi szukać dodatkowych koalicjantów.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ryszard Czarnecki w tygodniku „Sieci”: Jest plan A, jest plan B. „Jaka opozycja, takie cele. Wyścig o shake-hand z Bidenem”
Ale czy na tym zdolności koalicyjne PiS się kończą? Moim zdaniem nie, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że tych zdolności obóz Kaczyńskie nie ma.
„Cierpliwości, panie przewodniczący, cierpliwości”
Jeżeli nie z częścią obecnej Konfederacji, to z ludowcami. I tutaj trzeba podkreślić, że temat koalicji PiS z PSL przewija się niemal przez całą drugą kadencję Zjednoczonej Prawicy. Najczęściej słyszeliśmy o niej wtedy, gdy wydawało się, że Solidarna Polska już pakuje walizki i żegna się ze Zjednoczoną Prawicą. Ludowcy Władysława Kosiniaka-Kamysza mieli zastąpić ziobrystów. Tak się jednak nigdy nie stało. Warto jednak przypomnieć pewną ciekawą uwagę prezesa Kaczyńskiego skierowaną - jak to zostało wtedy zinterpretowane - właśnie do lidera PSL. Cofnijmy się do grudnia 2020 r. Trwała właśnie debata nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego z funkcji wicepremiera ds. bezpieczeństwa. Lider PSL zarzucił wtedy prezesowi PiS, że ”słucha radykałów, którzy chcą wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej”.
Należy odrzucić ten głos radykałów, odstawić ich na bok i słuchać Polaków, którzy chcą, być w Unii Europejskiej, chcą być silnym narodem w Unii Europejskiej
— grzmiał z mównicy Sejmowej Kosiniak-Kamysz.
Gdy głos zabrał ówczesny wicepremier ds. bezpieczeństwa, a z mównicy sejmowej padły interesujące słowa:
Przemówienia, które tutaj słyszałem, były różne. Niektóre z nich zawierały pewną polityczną propozycję. Cokolwiek przedwczesną i wskazującą na pewne niedoświadczenie tego, kto tu w nieco bardziej cywilizowany sposób przemawiał
— mówił Kaczyński. I patrząc na Władysława Kosiniaka-Kamysza powiedział: „Cierpliwości, panie przewodniczący, cierpliwości”.
Co ciekawe, tydzień przed tą debatą, Marek Sawicki na antenie RMF FM przyznał, że prowadzi w imieniu Kosiniaka-Kamysza rozmowy z „różnymi politykami PiS, żeby dogadać się w tych dwóch sprawach i w sprawie także unijnej”. O jakie sprawy wtedy chodziło? O rozpoczynający się unijny szczyt, na którym dyskutowane były rozwiązania dotyczące unijnego budżetu i zapowiadanego przez Polskę i Węgry weta, a także propozycji kompromisowych. Sawicki zaznaczył jednak dwa dni później na antenie TOK FM, że PSL do żadnej koalicji PiS się „nie wybiera”.
My znamy doskonale PiS od dnia jego powstania i wiemy, co robi z koalicjantami
— podsumował.
Dziś sytuacja nieco się zmieniła. Kosiniak-Kamysz zawarł sojusz Szymonem Hołownią i wiele wskazuje na to, że obie partie pójdą razem do wyborów, choć w zasadzie nic jeszcze nie jest przesądzone. W mediach można jednak przeczytać o rozmowach polityków PiS z ludowcami.
Kosiniak-Kamysz premierem Kaczyńskiego?
I tutaj postawię tezę dość odważną, choć już raz pojawiła się ona w przestrzeni publicznej w 2019 r. Otóż uważam, że w sytuacji, gdy PiS wygra wybory, ale nie zdobędzie wystarczająco dużo mandatów, aby móc utworzyć większościowy rząd, partie opozycyjne, mam tu na myśli przede wszystkim PSL i być może jakąś część przyszłej Polski 2050, powinny rozważyć… koalicję z PiS.
Otóż oferta złożona przez obóz Kaczyńskiego, który będzie miał do wyboru: albo oddanie władzy albo bardzo szerokie się nią podzielenie, może zdecydować się wybrać to drugie. I może być tak, że oferta Nowogrodzkiej przedstawiona ew. koalicjantom będzie o wiele korzystniejsza niż ta, którą zaproponować będzie mógł Donald Tusk.
Władysław Kosiniak-Kamysz premierem Jarosława Kaczyńskiego? Nie widzę problemu. Tak, brzmi to jak political fiction, ale podobna sugestia wyszła w 2019 r. spod pióra… Katarzyny Kolendy-Zaleskiej.
Przypomnijmy. Jest rok 2019 r. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Grzegorz Schetyna z trudem montuje Koalicję Europejską. Ludowcy są niechętni do wzięcia udziału w tym dziwacznym eksperymencie. Niewiadomo również w jakiej konfiguracji wystartują w późniejszych wyborach parlamentarnych. Co pisze dziennikarka TVN w „Gazecie Wyborczej”?
Jeśli PiS po wyborach parlamentarnych będzie miał kłopot ze znalezieniem koalicjanta do rządzenia, może zerknąć w stronę ludowców. A w przestrzeni publicznej wciąż pokutuje mit o PSL jako partii obrotowej, która dogada się z każdym za wyborcze łupy. Biorąc pod uwagę ostatnie lata, mit całkowicie fałszywy. (…) W dużej mierze to zasługa Kosiniaka-Kamysza i jego odporności na antydemokratyczne pokusy
— pisała kilka lat temy Kolenda-Zaleska.
Problem w tym, jak długo prezes będzie w stanie powściągać apetyty swoich działaczy. Może już wyczuli, że po wyborach PiS będzie dla nich bardziej łaskawcy i zechce podzielić się władzą? (…) Może nawet zaoferować Kosiniakowi-Kamyszowi wysokie stanowisko. Odda premiera? W podbramkowej sytuacji - czemu nie?
— zastanawiała się publicystka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kolenda-Zaleska wpycha ludowców w ramiona Schetyny: „Od wyboru, jakiego dokona PSL, zależy przyszłość polityki w Polsce”
Proszę Państwa, proszę mnie dobrze zrozumieć, jeżeli taka tuza dziennikarstwa, która jako jedyna zwraca się do Donalda Tuska tak jak należy, czyli „per panie profesorze”, mogła postawić taką śmiałą tezę, to osobiście nie mam żadnych oporów, aby kilka lat później się pod nią podpisać.
Uważam, że ludowcy - sami czy wraz z Hołownią - siadając do stołu z prezesem Kaczyńskim, który potrzebować będzie dodatkowych szabel do utworzenia rządu, mogą otrzymać z tortu władzy o wiele większy kawałek niż mogliby otrzymać od Tuska. I to, a nie żadne „wartości”, o których tak lubią wykrzykiwać na manifestacjach, liczy się dla polityków. Tusk nie zgodzi się na to, aby premierem był ktoś spoza Platformy. I otwarcie mówią o tym politycy tej partii: szefa rządu wskazuje największe ugrupowanie.
Ktoś spyta, a co na to elektorat? Skoro można było „jakoś wytłumaczyć” podwyższenie wieku emerytalnego, to i taką koalicję dla „dobra Polski” na pewno uda się wytłumaczyć. Prawda?
Hołownia już Kaczyńskiemu pomagał
A co z Szymonem Hołownią? I tutaj napiszę coś, co z pewnością sprawi, że Tomasz Lis jeszcze kilkukrotnie napisze na Twitterze o „Kałowni”. Otóż chciałbym przypomnieć, że lider Polski 2050 w przeszłości już nie raz pomógł… Kaczyńskiemu. Dwie, a w zasadzie trzy sprawy.
Pierwsza: Hołownia nie poparł Rafała Trzaskowskiego w II turze wyborów prezydenckich Rafała Trzaskowskiego. Przynajmniej nie zrobił tego wprost.
Druga sprawa, która w zasadzie łączy się z trzecią: Posłowie od Hołownia zagłosowali przeciwko nowelizacji ustawy o SN, czym wykiwali Platformę i resztę opozycji. To strasznie rozwścieczyło Lisa, „GW” i całą resztę. I w końcu, Hołownia nie zgadzając się na jedną listę, osłabia politycznie Tuska, któremu nie udało się zjednoczyć opozycji, a przecież wrócił właśnie po to, aby do tego doprowadzić i pokonać Kaczyńskiego.
I nie oszukujmy się, i wie to również Hołownia, kwestią czasu byłoby, gdyby Platforma będąc w przyszłym rządzie w koalicji z Polską 2050, zaczęła ją podgryzać i przyciągać do sobie jej posłów. Czy PiS by tego nie robił? Pewnie tak, ale ryzyko rozpadu takiej mniej lub bardziej formalnej koalicji i oddania władzy, mogłoby skutecznie paraliżować takie ruchy ze strony Nowogrodzkiej.
Warto tutaj zaznaczyć, że część elektoratu Hołowni to osoby, które niechętnie patrzą na Donalda Tuska.
„To są ludzie racjonalni”
Na koniec wróćmy jeszcze do wywiadu, którego wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki udzielił pod koniec zeszłego roku tygodnikowi „Sieci”. Padają tam ciekawe słowa na temat „postkomunistycznej lewicy”. Polityk zapytany, czy wspólne rządy PiS-u i Lewicy są w ogóle wyobrażalne, Terlecki odpowiedział:
Mamy poprawne stosunki towarzyskie ze starą lewicą, taką postkomunistyczną. To są ludzie racjonalni, podoba im się nasz program społeczny, nie lubią też dziwactw tej nowej lewicy. Ale jest tam także skrzydło Biedronia, z którym nam nie po drodze.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ryszard Terlecki w rozmowie z „Sieci”: Donald Tusk ma duży problem, który bardzo go osłabia. „Dziś wydaje się, że jest bez szans”
Ten sojusz wydaje się najmniej prawdopodobny. Ale czy jakiś pojedynczy „racjonalny postkomunista” nie skusiłby się na dobre stanowisko, którego nie mógłby zaproponować mu Tusk?
Tak, mam świadomość, że wielu z Państwa powie, że to political fiction. Polityka jednak nie takie rzeczy widziała. Bo czy Monika Pawłowska nie dostała się do Sejmu z list lewicy, aby na koniec znaleźć się w Prawie i Sprawiedliwości? Czy Paweł Kukiz nie mówił najpierw o ludowcach, że są „grupą przestępczą”, aby później się z nimi przeprosić i iść razem do wyborów? A czy posłanki Joanna Mucha i Hanna Gill-Piatek, obie przecież raczej o lewicowych poglądach, nie dołączyły do raczej konserwatywnego Hołowni? Już nie wspominając o ostatnim egzotycznym sojuszu, który pojawił się na naszej scenie politycznej, czyli połączeniu AgroUnii z Porozumieniem. To tylko kilka przykładów, a pewnie można byłoby ich mnożyć długie godziny. Zresztą przypomnę, że według Tomasza Lisa i spółki, każdy kto nie z Tuskiem, to kolaborant Kaczyńskiego. A tych, którzy nie chcą z Tuskiem na jedną listę, jednak trochę jest…
Reasumując. Tak, PiS musi mieć plan B na wypadek, gdyby okazało się, że po wyborach brakuje mu mandatów do utworzenia większościowego rządu. I tak, uważam, że możliwości koalicyjne PiS są o wiele szersze niż tylko sojusz z Konfederacją, z którą rządzenie mogłoby być nawet trudniejsze niż z ludowcami.
Jedno wiem na pewno: czekają nas ciekawe miesiące.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/637279-sojusz-z-konfederacja-zdolnosci-koalicyjne-pis-sa-szersze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.