Prof. Majcherek wierzy, że Donald Tusk chce rozwiązać problem z mieszkaniami, podczas gdy szef PO chce tylko o tym mówić.
Nie jest dobrze. Jeśli sympatyk opozycji uznał, że trzeba ratować Donalda Tuska, zanim poniesie konsekwencje swoich „świetnych”, czyli głupich pomysłów, to sprawa jest poważna. Ratownikiem jest prof. Janusz A. Majcherek, w „Gazecie Wyborczej”, gdzie rzuca Tuskowi linę, podpisany jako filozof i socjolog z Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej, wcześniej identyfikowany z Uniwersytetem Pedagogicznym w Krakowie. To także doświadczony publicysta, więc gdy rzuca linę i włącza przy tym syreny alarmowe, to coś musi się dziać.
Prof. Majcherek przypuszcza, że ktoś „wymyślił i podsunął Platformie Obywatelskiej pomysł na oprocentowane na zero procent i współpłacone ze środków publicznych kredyty mieszkaniowe”. Donaldowi Tuskowi takich rzeczy podsuwać nie trzeba, bo on sam zajmuje się właściwie tylko dwiema kwestiami: jak najdotkliwiej „skopać” PiS oraz czym zrównoważyć przewagi partii rządzącej. Mieszkania i kredyt „zero” wyglądają na autorski pomysł Tuska. Choćby z powodu kompletnego dyletantyzmu, by nie powiedzieć ignorancji. To znak firmowy przewodniczącego PO. To dlatego prof. Majcherek już wie, że „mieszkań ani dzieci nie przybędzie, a rozliczyć z pochopnie składanych obietnic będzie łatwo”.
Prof. Majcherek dobrodusznie sądzi, że Donald Tusk jest w stanie się czegoś nauczyć, a szczególnie nauczyć na błędach, nawet jeśli nie własnych. Dlatego zauważa, że „dotychczas wszystkie szumnie ogłaszane programy wspierania budownictwa mieszkaniowego kończyły się klapą”. Donald Tusk takimi drobiazgami się nie przejmuje, więc niepotrzebne jest dobijanie szefa Platformy tym, że „to nie tylko polska przypadłość”, skoro „podziwiana w całym świecie pani premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern złożyła rezygnację ze stanowiska”, a powodem było m.in. „niespełnienie zapowiedzi budowy 100 tys. tanich mieszkań”.
Gdyby Donald Tusk przejmował się „niespełnieniem zapowiedzi”, to musiałby wyłącznie milczeć. On wie, podobnie jak Radosław Sikorski, że „zapowiedzi wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”. Tusk w nic takiego nie wierzy. A gdy zbliżają się wybory, zawsze coś chlapnie, żeby nie było, iż ma gdzieś problemy zwykłych ludzi. On oczywiście tak ma, ale przecież nie będzie się z tym obnosił.
Szkoda czasu na tłumaczenie Tuskowi, dlaczego mieszkania w wielkich miastach są drogie, a nawet jeszcze droższe, bo tam „koszty są najwyższe”. Wszak „w Paryżu (10 tys. euro za 1 m kw.) czy Londynie (7,7 tys. funtów za 1 m kw.) [mieszkania] są wielokrotnie droższe niż w Warszawie, ale nie zraża to przybyszy”. Tusk to wszystko wie. Zapowiada coś, żeby było zapowiedziane. I na tym się skończy, bo przecież nie chodzi o mieszkania, tylko o wybory. Te zapowiedzi mają żyć kilka miesięcy, a potem zostaną wyrzucone do kosza.
Prof. Majcherek wierzy w to, że Donald Tusk chce się zajmować takimi duperelami jak mieszkania. Nigdy w życiu! On się chce zajmować władzą, czyli ją sprawować. Pogaducha o mieszkaniach jest tak samo dobra, jak ta o praworządności, a nawet lepsza, bo w wolne sądy wierzą tylko ci, którzy założyli Fundację Wolne Sądy. Na mieszkania ktoś jeszcze może się nabrać, choć to nie musi być ważne dla szefa PO, który w ten sposób „odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa”. I tymi mieszkaniami „otwiera oczy niedowiarkom”.
Niepotrzebnie strzępi klawiaturę prof. Majcherek dowodząc, że „ułatwiony dostęp do mieszkań” nie jest żadnym „remedium na zapaść demograficzną” i że to „kompletne nieporozumienie”. Bo w „ultrabogatej Szwajcarii” jedna osoba przypada na 1,8 pokoi, a „rodowite Szwajcarki rodzą mniej dzieci niż Polki”. Tuskowi zwisa i powiewa, jak jest. Chodzi o to, że to jest pierwsza od półtora roku, czyli od powrotu z Marsa do Polski, propozycja niebędąca bluzgiem na PiS. I jest społeczna. A jest taka, żeby nie mówiono, że PO to partia aspołeczna. I o mówienie w tym wszystkim wyłącznie chodzi. Działanie jest nieważne, bo dotyczy czasu po wyborach. A wtedy łatwo znaleźć 100 powodów, żeby nic w sprawie mieszkań nie robić.
Prof. Majcherek szarpie sobie nerwy „groźbą politycznej klęski” Tuska i ferajny z powodu „łatwości rozliczenia liczby mieszkań i rodzących się dzieci”. No i co z tego. Inne obietnice były równie łatwe do rozliczenia i obnażenia. A nawet gdy to robiono, uśmiech nie schodził z oblicza Donalda Tuska. Skoro prawie z niczego się nie wywiązał, a rządził przez 7 lat w Polsce i przez 5 lat w Brukseli, „rozlicznie” to dlań taki problem, jak wybór jednorazówek do golenia.
Nie ma sensu, żeby prof. Majcherek katował się za Tuska tym, że „jeśli nawet uda się jakąś część wyborców przekonać do programu mieszkaniowego PO i dzięki temu wygrać wybory, jego fiasko budowlane i demograficzne stanie się przedmiotem bezlitosnych ataków przyszłej opozycji, które trudno będzie odeprzeć”. Przecież to Tuska kompletnie nie obchodzi, tym bardziej gdyby wygrał wybory. Fiasko nie grozi temu, kto nie zamierza nawet kiwnąć palcem, żeby coś zrobić. Tusk jest od gadania, a nie od robienia. Dlatego bez trudu może uzasadnić, że czegoś nie robi. A łatwiej jest uzasadnić coś, czego się nawet nie zaczęło. Dlatego prof. Majcherek mocno przesadza, gdy widzi w tym jakąś tragedię. Przecież to czysta komedia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/637092-majcherek-szarpie-sobie-nerwy-ze-tusk-pracuje-na-kleske