Nowy minister obrony Niemiec Boris Pistorius uchodzi – jeśli wierzyć sondażom – za jednego z najbardziej kompetentnych i popularnych polityków za Odrą. W badaniu „RTL Trendbarometer” z 21 lutego, w którym można było zebrać od 0 do 100 punktów, otrzymał 53. Kanclerz Olaf Scholz znalazł się dopiero na trzecim miejscu (45 punktów). Niemcy uważają w swojej zdecydowanej większości, że u Pistoriusa „kraj jest w dobrych rękach”. Złośliwcy twierdzą wprawdzie (tak, tak, takich można znaleźć w niemieckich mediach), że po niezbyt udanej kadencji Christiny Lambrecht nawet „worek od odkurzacza poradziłby sobie lepiej z resortem obrony i byłby równie popularny jak Pistorius”. A niemiecką politykę obronną da się „znieść już tylko przy pomocy humoru”. Dużej dawki humoru. Szczególnie iż Pistorius rok po zapowiedzianej przez kanclerza Scholza „Zeitenwende” przyznał, że Bundeswehra jest „niezdolna do obrony kraju, w sytuacji otwarcie prowadzonej brutalnej agresji”. Tak miał rzec wczoraj na spotkaniu frakcji SPD w Bundestagu i doniósł o tym brukowiec „Bild”.
Położyło się to cieniem na dzisiejszym wystąpieniu Olafa Scholza w Bundestagu, w którym kreślił on osiągnięcia „Zeitenwende”(epokowej zmiany), którą ogłosił 27 lutego 2022 r.: dostawy broni na Ukrainę, uniezależnienie się od dostaw surowców z Rosji, rozmowy z Indiami, Brazylią, Chinami, poprawa relacji z USA. 19 minut zajęło mu dotarcie do tematu, który większości Niemców kojarzy się z Zeitenwende, czyli specjalnego jednorazowego funduszu na unowocześnienie Bundeswehry w wysokości 100 mld euro. Nie miał jednak zbyt wiele na ten temat do powiedzenia. „Nie będziemy zaniedbywać naszych sił zbrojnych” – zaznaczył i chwilę potem zszedł z mównicy. Opozycja buczała, a szef CDU Friedrich Merz zarzucił kanclerzowi, że obiecał rok temu, iż Niemcy będą wydawały 2 proc. PKB na obronność. Tymczasem „dziś jesteśmy jeszcze dalej od tego celu niż rok temu”. Z tych 100 mld nie zostało wydane wciąż choćby jedno euro. „Bundeswehra ma ogromne deficyty, a Zeitenwende wciąż nie wystartowała” – powiedział gazecie „Augsburger Allgemeine” także Roderich Kiesewetter, odpowiedzialny w chadecji za politykę zagraniczną. „Wojsko straciło rok i jest gołe, nawet bardziej niż na początku 2022 r.” – dodał.
Według niego brakuje nie tylko sprzętu i amunicji, ale także narodowej strategii bezpieczeństwa, którą Scholz rok temu również zapowiedział i która miała zostać zaprezentowana na konferencji bezpieczeństwa w Monachium w lutym, ale wciąż nie powstała. Pracę nad nią utonęły w sporach kompetencyjnych między urzędem kanclerskim a MSZ Annaleny Baerbock. Nic dziwnego, że obserwatorzy, w tym niemieccy obywatele, mają wrażenie, że Zeitenwende polega na tym, by mówić o problemach, obiecywać ich poprawę a następnie nic nie robić. Takie perpetuum mobile. Reforma Bundeswehry to w końcu nie przelewki, po dekadach zaniedbań i rzadko spotykanej biurokratyzacji. Łatwiej i taniej mówić o osiągnięciach, kreować się na głównego dostawcę broni do Ukrainy. I wytykać innych palcami, choćby Polskę, jak uczynił to na Twitterze ambasador Niemiec w Polsce Thomas Bagger. Polska też kupowała surowce w Rosji za miliardy – napisał. Uff, od razu lżej. Wystarczy to powtarzać wystarczająco często i może ludzie zapomną o Nord Stream 2, pani Schwesig i Gerhardzie Schroederze w radzie dyrektorów „Rosnieftu”. Niemcy to dojrzała demokracja, gdzie w urzędzie podatkowym palą zeznania podatkowe nietransparentnych, związanych z Gazpromem fundacji.
Jak dowiedzieliśmy się ponadto z łam „New York Timesa” Niemcy są niezadowolone z sojuszników jeśli chodzi o czołgi leopard 2. Najpierw - zadeklarował Pistorius – związała się międzynarodowa koalicja w celu zmuszenia Berlina do udzielenia zgody na wysłanie tych czołgów niemieckiej produkcji na Ukrainę, a potem się okazało, „że wiele krajów nie jest w stanie ich – z różnych powodów – dostarczyć”. M.in. Polska ma się nie do końca wywiązywać z zobowiązań, i jak przekonuje „NYT” i wysłała ich wciąż za mało. Tyle, że Polska w przeciwieństwie do Niemiec dostarczyła Ukraińcom już wszystko, co obiecała, czyli sprzęt o wartości 2,4 mld euro, w tym ponad 300 czołgów. Rzeczywiście dostarczyła, a nie tylko obiecała. Na przykład z zadeklarowanych dostaw 37 haubic (155 mm) Niemcy dostarczyły dopiero 14. Nie wspominając o innym sprzęcie. Można to oczywiście uznać za realizację Zeitenwende, ale w ślimaczym tempie. A Ukraina zbyt wiele czasu nie ma. Niemieccy Socjaldemokraci bronią oczywiście postawy swojego kanclerza, argumentując m.in., że część społeczeństwa boi się eskalacji wojny, że Scholz nie chce ich zgorszyć. Tyle, że gdyby działał bardziej zdecydowanie i określił o co mu chodzi, to może daliby się przekonać?
Bądź jak bądź, rok po jej ogłoszeniu Zeitenwende jest, ale jednocześnie jej nie ma. Do tego Berlin wysyła nam zupełnie sprzeczne sygnały. Z jednej strony propozycje współpracy, mówienie o partnerstwie polsko-niemieckim, a z drugiej ostrzeżenia, że nasze pięć minut zaraz minie (były ambasador Rolf Nikel), a poza tym nie jesteśmy lepsi od nich (obecny ambasador). Może nasi niemieccy partnerzy mogliby ustalić czego właściwie od nas chcą: partnerstwa, czy ponownego grzecznego podporządkowania się i uznania „naturalnego przywództwa Berlina” (co partnerstwo wyklucza), bo obecne miotanie się od ściany do ściany staje się powoli męczące.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/636649-zeitenwende-scholza-czyli-wiele-halasu-o-prawie-nic