„Unijni, polityczni kłusownicy próbują teraz wejść do polskiego lasu z innej strony, wykorzystując w roli wabika organizacje ekologiczne. Gdyby – jak chce TSUE – przyznać im prawo do zaskarżania planów urządzenia lasu, mielibyśmy samowolkę i chaos zamiast planowanego rozwoju” - ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Izabela Kloc.
wPolityce.pl: Czy wyrok TSUE ws. KE vs Polska oznacza kolejną próbę ingerencji w polskie lasy?
Izabela Kloc: W ostatnim czasie jesteśmy świadkami prawdziwego, „leśnego” wzmożenia ze strony unijnych instytucji. Najpierw w styczniu komisja Parlamentu Europejskiego ds. środowiska wysunęła kontrowersyjny, wręcz rabunkowy pomysł, aby Unia Europejska miała większą kontrolę nad gospodarką leśną i bioróżnorodnością w państwach członkowskich. Polska już na tak wstępnym etapie stanowienia unijnego prawa powiedziała stanowcze: nie. W innych państwach ten pomysł też nie wzbudził entuzjazmu. Nie oznacza to, że nie ma problemu. Unijni, polityczni kłusownicy próbują teraz wejść do polskiego lasu z innej strony, wykorzystując w roli wabika organizacje ekologiczne. Gdyby – jak chce TSUE – przyznać im prawo do zaskarżania planów urządzenia lasu, mielibyśmy samowolkę i chaos zamiast planowanego rozwoju. Brukseli się to może nie podobać, ale polska gospodarka leśna, jak w mało którym unijnym państwie prowadzona jest w sposób zrównoważony, racjonalny i przede wszystkim planowy. Nasze lasy przystosowywane są do zmian klimatu poprzez dobór gatunkowy drzewostanów, uwzględniający dynamicznie zmieniające się warunki. Jest to proces długotrwały, nie mierzony kadencją Parlamentu Europejskiego, ale długością życia drzew. Utrzymanie zróżnicowanej struktury lasu zwiększa jego biologiczną odporność na ekstremalne warunki pogodowe, zmiany klimatyczne oraz maksymalizuje produkcję tlenu i wiąże dwutlenek węgla. Jest to proces skomplikowany i niezwykle odpowiedzialny. Z oczywistych, organizacyjnych i historycznych przyczyn Bruksela nigdy nie zrobi tego lepiej, niż rząd w Warszawie. Jeśli krajowe kompetencje w zakresie leśnictwa zostaną oddane Unii Europejskiej, oznaczać to będzie cios w narodowe gospodarki i poważne zagrożenie dla skutecznej strategii walki z ociepleniem klimatu.
Co w polskich planach urządzenia lasu miałoby zagrażać zwierzętom i ptactwu?
Tego chyba nie wie nikt, ponieważ w medialnych i politycznych komentarzach po opublikowaniu wyroku TSUE wszyscy piszą, że polskie plany urządzenia lasu mogą naruszać dyrektywy siedliskową i ptasią, ale trudno dowiedzieć się, o co konkretnie chodzi. Przypomnę, że w Polsce obszary Natura 2000 zajmują łącznie prawie 20% powierzchni lądowej kraju, a średnia europejska wynosi 18 proc. Polskie przepisy chroniące przyrodę, w tym zwierzęta i ptactwo nie odbiegają od standardów obowiązujących w Europie zachodniej. To jednak nie ma znaczenia dla TSUE. Skoro jedna, hiszpańska sędzia mogła wydać nakaz zamknięcia kopalni Turów, jej koleżanki i koledzy równie ochoczo mogą narobić szkód w polskiej gospodarce leśnej pod pretekstem wydumanych zagrożeń dla jakiegoś gatunku.
Skąd tego rodzaju obawy KE i TSUE?
Wygląda na to, że największą obawą obu instytucji jest to, że polska gospodarka leśna funkcjonuje nad wyraz dobrze. W połowie XX w. lasy zajmowały jedną piątą obszaru Polski, a dziś już prawie jedną trzecią. Lasy Państwowe pozyskują drewno, a jednocześnie odnawiają drzewostany i zalesiają dotychczasowe nieużytki. Co roku leśnicy sadzą aż 500 mln nowych drzew, czyli średnio… 57 tys. na godzinę. Takie dane robią wrażenie, bo inne państwa unijne nie mają lasów tak pięknych i tak dobrze zagospodarowanych. Widocznie komuś to przeszkadza.
Czy w tej sytuacji można mówić o zagrożeniu dla polskiej gospodarki leśnej?
Gdyby Unia Europejska była strukturą szanującą własne, wewnętrzne regulacje, nie byłoby się czego obawiać. Traktat Lizboński przecież wyraźnie mówi, że leśnictwo jest wyłączną domeną państw członkowskich. Póki rządzi Prawo i Sprawiedliwość, Polska nie zgodzi się na oddanie Brukseli władzy nad narodowymi lasami. Pamiętajmy, że jest to bardzo ważny segment polskiej gospodarki, w którym pracuje prawie pół miliona osób. Natomiast trzeba się mieć na baczności przed zakusami Komisji Europejskiej. Bruksela działa na zasadzie salami, odcinając po plasterku państwom członkowskim kompetencji w kolejnych dziedzinach życia i gospodarki.
Dlaczego instytucje unijne kolejny raz biorą na warsztat polskie lasy?
Moim zdaniem, powody są dwa: gospodarczy i polityczny. Drewno już dawno przestało być tylko źródłem energii czy surowcem dla budownictwa. Dziś z materiałów drewnopochodnych wyrabia się dziesiątki tysięcy produktów. A im bardziej rozwinięta jest gospodarka, tym więcej drewna potrzebuje. W ciągu ostatnich dwóch dekad zużycie drewna w Polsce wzrosło 2,5-krotnie. Jest to trend światowy i cywilizacyjny. Nasze zasoby wynoszą 2,6 miliarda metrów sześciennych drewna, w tym pod opieką Lasów Państwowych – blisko 2,1 mld. Jesteśmy na piątym miejscu w Europie. To łakomy kąsek. Z jednej naciskają na Lasy Państwowe firmy z przemysłu drzewnego, aby zwiększać wycinkę drzew, a z drugiej ten proces chcą blokować organizacje ekologiczne. Choć do końca nie wiadomo w czyim interesie działają obrońcy przyrody? Rynek nie znosi próżni. Jeśli zabraknie drewna z Polski, w to miejsce od razu pojawi się dostawca z innego kraju. Powód polityczny jest nie mniej istotny. Być może nagłe zainteresowanie Brukseli lasami jest kolejnym rozpoznaniem, do jakich granic może posunąć się Komisja Europejska w swoich nieuprawnionych roszczeniach. Oficjalny przekaz jest taki, że w dobie kryzysu klimatycznego lasy są dobrem wspólnym, które należy chronić przed zakusami poszczególnych stolic. Jeśli akcja się powiedzie, Bruksela skupi się na kolejnym obszarze, który należy „ochronić” przed państwami członkowskimi. I tak dalej, aż do skutku, czyli do powstania sfederalizowanego, europejskiego państwa.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
JJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/636611-wyrok-tsue-ws-lasow-kloc-unijni-polityczni-klusownicy