Jeszcze „realiści” nie namawiają do sojuszu z Putinem, tak jak za zbawienny dla Polski uznają niedoszły sojusz z Hitlerem w 1939 r., ale wszystko przed nami.
Właściwie mówią to samo o Powstaniu Warszawskim oraz o wojnie obronnej Ukrainy napadniętej przez Rosję. Nie nazywają jeszcze heroicznej walki Ukraińców „obłędem ‘22”, ale to gdzieś wisi w powietrzu. Za to już tzw. realiści mogliby (gdyby na to wpadli) nazywać „obłędem ‘23” militarną i materialną pomoc udzielaną Ukrainie przez Polskę. To „obłęd”, bo polski rząd i prezydent mają działać pod dyktando Kijowa oraz Waszyngtonu i systematycznie wciągają Polskę do wojny. A przecież nie mamy ponoć żadnego interesu, żeby tak się angażować. Wystarczy czekać i dać działać innym albo pozorować jakąś aktywność.
Polsce nie grozi żadne niebezpieczeństwo ze strony Rosji, jeśli nie będzie się angażować po stronie Ukrainy i przestanie się dawać podpuszczać przez Stany Zjednoczone – to nie sformułowana wprost, ale oczywista teza „realistów”. Dlatego chwalą postawę Viktora Orbana i Węgier. On jest realistą, który ma w nosie wszelkie zobowiązania i gesty, gdyż jego jedynym zobowiązaniem jest dbałość o Węgrów. Nie o Ukraińców czy kogokolwiek. Węgry mogą być oskarżane o realizowanie interesów Putina, ale ich chata z kraja, w dodatku bezpieczna, więc mogą to wszystko mieć gdzieś. I Polska powinna robić tak samo.
A co, gdyby Polska robiła to samo, co Węgry, a jednak wcale nie była bezpieczna, bo to państwo bez porównania potężniejsze, ważniejsze i zupełnie inaczej od Węgier usytuowane, a przez to pełniące inne funkcje? „Realiści” w to niespecjalnie wierzą, bo „doktryna realizmu” ma być bezwzględnie gwarantem bezpieczeństwa. Putin na „realistów” nie napada. Gdyby jednak mu coś odbiło i złamał „doktrynę realizmu”, wtedy sojusznicy z NATO muszą nam pospieszyć z pomocą, bo zobowiązuje ich do tego artykuł 5 traktatu północnoatlantyckiego.
My nie musimy, a wręcz nie powinniśmy kiwnąć palcem w sprawie Ukrainy , a sojusznicy z NATO muszą nam pomagać, ich żołnierze za nas ginąć, ich społeczeństwa na to płacić itp., bo takie są zasady. W odwrotną stronę to nie działa, więc my nie jesteśmy do niczego zobowiązani. I koronny argument: Ukraina nie jest w NATO, więc żadne nasze zobowiązania, może poza jakimiś humanitarnymi gestami, nie istnieją. Głupio postępuje więc nie tylko Polska, ale też Rumunia czy Czechy, a szczególnie państwa małe i narażone na gniew Putina - Litwa, Łotwa i Estonia. A coraz głupiej postępują też Niemcy, które początkowo zachowywały się nad wyraz rozsądnie.
Co to może Polaków obchodzić, że Putin zająłby Ukrainę? Zająłby i tyle, a nasza chata nadal pozostałby z kraja, bo chroniłaby nas „doktryna realizmu”. I to samo, gdyby Putin, już bez wojny, zajął i w pełni ubezwłasnowolnił Białoruś. Po prostu Polska miałaby tylko bardzo długą granicę z Rosją lub jej okupowanymi terytoriami – od Braniewa na północy po Krzemieniec na styku obecnej granicy polsko-słowacko-ukraińskiej. Z małym wyjątkiem w postaci tzw. przesmyku suwalskiego, ale to też, dla dobra pokoju, dałoby się jakoś załatwić, przy okazji temperując wojowniczą Litwę.
Kto nie chce wojny z Rosją, ten jej nie będzie miał – dają do zrozumienia „realiści”. Czyli wszystkie dotychczasowe napaści Rosji muszą wynikać z tego, że napadane państwa nie chciały pokoju. A pokój polega na tym, że się z Rosją kolaboruje. Głupio postępują więc nawet te byłe sowieckie republiki, a obecnie suwerenne państwa, które – jak Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Tadżykistan czy Kirgistan – nie przyjęły „doktryny realizmu”, tylko w różny sposób się od Rosji dystansują, a nawet jej sprzeciwiają. To może i bywa ładne, ale jest całkowicie niepraktyczne. Gdyby władze tych państw dbały o własne narody, dawno już przyjęłyby „doktrynę realizmu” i grzały się w cieple opiekuńczego Putina.
W tym miejscu można już przejść do analogii między „obłędem ‘44”, a „obłędem ‘22” czy „obłędem ‘23”. Wedle „realistów”, generałowie Tadeusz Bór-Komorowski, Tadeusz Pełczyński, Leopold Okulicki czy Antoni Chruściel postąpili równie głupio, a nawet zbrodniczo, jak teraz postępują prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, szef MON Mariusz Błaszczak czy szef sztabu gen. Rajmund Andrzejczak. Teraz i w 1944 r. trzeba (było) się kierować „doktryną realizmu”. Poetycko i popkulturowo dała jej wyraz aktorka Maria Peszek w piosence „Sorry Polsko”: „Gdyby była wojna, byłabym spokojna. (…) Nie musiałabym wybierać ani myśleć jak tu żyć. Tylko być, tylko być. Po kanałach z karabinem nie biegałabym. Nie oddałabym ci Polsko ani jednej kropli krwi”. Wystarczy przyjąć „doktrynę realizmu”.
I co z tego, że domorośli insurekcjoniści gardłowaliby o zdradzie i kolaboracji, snuli analogie do Philippe’a Petaina, Pierre’a Lavala czy Vidkuna Quislinga? Najważniejsze, że nasza chata pozostałaby z kraja. Hitler był zwolennikiem „doktryny realizmu” i z nią na pewno liczy się Putin. Dlatego „realiści” uważają, że wszystko, co w Powstaniu Warszawskim było heroiczne, ostatecznie okazało się głupie, naiwne i sentymentalne, a przede wszystkim niepraktyczne. Zawsze, i to jest istota „doktryny realizmu”, liczy się antyheroiczny pragmatyzm. Z tego wprost wynika, że najbardziej pożądaną postawą powinny być kapitulacja i kolaboracja. A jak trzeba, to także ochocze oraz masowe podpisywanie współczesnych odpowiedników volkslisty. Dlatego trzeba wyśmiewać wszelkie działanie w imię honoru i godności, bo to szkodnictwo.
Zgodnie z „doktryną realizmu”, uznawaną na przykład przez tysiące niemieckich intelektualistów, piszących listy do rządu w Berlinie, Ukraina powinna się szybko poddać, unikając w ten sposób horrendalnych ofiar, zniszczeń i ogromnych strat materialnych, nie narażając reszty Europy na gniew Putina, może nawet w formie ataku bronią jądrową. Jeszcze realiści nie namawiają wprost do sojuszu z Putinem, tak jak za zbawienny dla Polski uznają niedoszły sojusz z Hitlerem w 1939 r., ale wszystko przed nami. I absolutnie nie mają racji ci, którzy twierdzą, że „realiści” to zwykli tchórze i ludzie o mentalności kolaborantów. To oni naprawdę troszczą się o substancję narodu i materialne bogactwo Polaków. A te gwarantuje tylko „doktryna realizmu”. Jakże jest ona sprzeczna z tym, co przedstawił w Warszawie i Kijowie prezydent USA Joe Biden.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/635898-jeszcze-realisci-nie-namawiaja-do-sojuszu-z-putinemale