Tusk, po dwóch tygodniach nieobecności w polskiej polityce, wrócił do aktywności i najpierw we wtorek miał „spotkanie” z prezydentem USA Joe Bidenem (uścisnął rękę prezydentowi USA i pozował do zdjęcia, a całość tego spotkania trwała około 40 sekund), a w czwartek wystąpił w programie „Fakty po Faktach” w TVN24.
Mimo, że prowadząca wywiad dziennikarka starała się być bardzo pomocna, Tusk nie tylko sprawiał wrażenie wyraźnie bardzo zdenerwowanego, ale był jakiś rozdygotany, chaotyczny i jak to ma w już w zwyczaju kłamał i straszył, i tak na przemian. Człowiek, którego bardzo bliskimi współpracownikami, byli, teraz stojący po ciężkimi oskarżeniami o korupcję, ówcześni ministrowie: Sławomir Nowak, Stanisław Gawłowski, czy Sławomir Neumann, straszący rozliczeniami i więzieniem przedstawicieli obecnego rządu, to jest jednak szczyt bezczelności. No i nieustanne kłamstwa, w tym przede wszystkim te, przy pomocy których próbuje siebie i swoją ekipę przemalować z wieloletniej prorosyjskości, w antyrosyjskość i to taką realizowaną od zawsze.
„Nasz człowiek w Warszawie”
W pewnym momencie wywiadu Tusk skrytykował kraje Europy Zachodniej za zbytnią opieszałość w udzielaniu pomocy Ukrainie, stwierdzając, że „kończy się czas romansów z autokratami typu Putin”. Przypomnijmy, że w połowie stycznia TVP Info powtórzyła film „Nasz człowiek w Warszawie”, dotyczący jego polityki wobec Rosji, w czasie blisko 7 lat sprawowania funkcji prezesa Rady Ministrów. Z twardych faktów zaprezentowanych w tym filmie wynika, że polityka resetu z Rosją prowadzona przez Tuska, nie była polityką wymuszoną przez Zachód (USA, Niemcy) jak się powszechnie sądzi, ale była jak najbardziej jego autorskim posunięciem. Zaczęła się bowiem w czasie kiedy Stanami Zjednoczonymi rządził jeszcze George. W Bush (który przecież nie był zwolennikiem resetu z tym krajem), co więcej była tak głęboka w każdej dziedzinie, że nawet Rosja była zaskoczona niektórymi propozycjami płynącym z Polski. Tusk już w lutym 2008 roku, a więc zaledwie w 3 miesiące po objęciu funkcji premiera, wybrał się z wizytą do Moskwy i złożył tam daleko idące propozycje współpracy, chwaląc się tym w mediach.
„Chcemy dialogu z Rosja taką jaką ona jest”
Jednak koronnym dowodem, że tak właśnie było, był kryzys gazowy 2009 roku i procedowanie umowy gazowej z Rosją, aż do ingerencji w nią Komisji Europejskiej w lutym 2010 roku, która uznała, że wiązanie się z Rosją kontraktem aż na 27 lat jest nie do przyjęcia z punktu widzenia prawa europejskiego. Tusk mówił w Sejmie, „chcemy dialogu z Rosja taką jaką ona jest”, a jego ministrowie gotowi byli na daleko idące ustępstwa wobec Rosji, których głębokością, nawet strona rosyjska była bardzo zaskoczona. Tak było w przypadku podpisania umowy o współpracy pomiędzy rosyjska FSB i Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, czy zgodą strony polskiej aby wobec rosyjskiej zbrodni w Katyniu na polskich oficerach, nie stosować terminu ludobójstwo, a tylko sformułowanie „zbrodnia wojenna” (większość PO-PSL w Sejmie przyjęła nawet we wrześniu 2009 roku, uchwałę zawierającą właśnie takie znacznie lżejsze sformułowanie.
Dokumentem pokazującym jak daleko gotowi w ustępstwach wobec Rosji, byli w stanie iść urzędnicy rządu Tuska, jest raport pokontrolny NIK dotyczący relacji energetycznych z Rosją. Raport NIK za okres 2006-2011, przygotowany za prezesury Krzysztofa Kwiatkowskiego, wywodzącego się z Platformy, przez kilka następnych lat, był materiałem niejawnym. Przypomnijmy, że raport ten udało się odtajnić dopiero w 2018 roku i wtedy okazało się jak szkodliwe były dla naszego kraju, decyzje rządu Tuska, podejmowane w szeroko rozumianych sprawach energetycznych w relacjach Polska- Rosja.
„Prezent” dla Gazpromu
Miedzy innymi, ówczesny polski rząd podczas negocjacji w latach 2008-2010, zrobił rosyjskiemu Gazpromowi swoisty „prezent” w wysokości 1 mld zł, rezygnując z zaległych opłat za tranzyt gazociągiem Jamalskim rosyjskiego gazu do krajów Europy Zachodniej. Ponadto zgodził się na utratę zysków z tranzytu rosyjskiego gazu przez Polskę (dokładnie ograniczając je tylko do 21 mln zł rocznie), tym samym podarował Gazpromowi kolejne 1,5 mld zł, oddał także bez walki władzę w Europol Gazie - spółce zarządzającej gazociągiem Jamalskim, utrwalił zależność od Rosji wieloletnim kontraktem gazowym, ostatecznie do roku 2022, (a więc na 12 lat, a nie na 27 jak wcześniej proponowano). Wstrzymał także działania na rzecz dywersyfikacji dostaw gazu do Polski (opóźniono budowę gazoportu w Świnoujściu, rozpoczęła się dopiero w marcu 2011 roku w związku z tym został oddany częściowo do użytku pod koniec 2015 roku, zamiast w 2013 roku), zrezygnowano także po raz kolejny z budowy Baltic Pipe. Co więcej, jak wynika z raportu, ówczesne negocjacje gazowe z Rosją były prowadzone, bez żadnej instrukcji zatwierdzonej przez Radę Ministrów, z pozycji zupełnie „kapitulanckiej”, w konsekwencji w czasie ich trwania, nawet nie podniesiono kwestii zmiany formuły cenowej zawartej w kontrakcie w rezultacie czego, Polska za rosyjski gaz płaciła jedną z najwyższych cen w Europie.
Rzeczywiście skala ustępstw rządu Tuska wobec Rosji w sprawach gazowych jest wręcz zatrważająca, ale na szali poprawy relacji położono także sprawy, których Rosjanie wręcz się nie spodziewali. Propozycja podpisania umowy o współpracy pomiędzy SKW, a FSB w sytuacji kiedy Polska była w NATO już od 1999 roku, a Rosja nawet w owym czasie, była traktowana jako jego przeciwnik, czy wycofanie się przez Polskę z nazywania tego co stało się w Katyniu ludobójstwem, a tylko zbrodnią wojenną, należały właśnie do takich posunięć. I teraz ten człowiek mówi bez żadnego skrępowania, że kończy się czas romansów z autokratami typu Putin, do kogo on to adresuje, czasami aby nie do siebie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/635721-tusk-mowi-o-koncu-czasow-romansow-z-autokratami