Po wczorajszym przemówieniu Joe Bidena znów słyszymy w Polsce głosy zawodu. Kapiszon, a nie historyczne wystąpienie, zbyt mało konkretne i bardzo ogólne, argumentują ci którzy czują niedosyt. Podobnie było rok temu, kiedy amerykański prezydent wygłaszał mowę na dziedzińcu Zamku Królewskiego, a nasi komentatorzy głośno artykułowali swoje rozczarowanie. Pisałem wówczas w komentarzu, że Biden „przedstawił diagnozę sytuacji w której znalazł się świat, obóz Zachodu i Polska. Co więcej z tej oceny wynikają fundamentalne dla Polski i naszego regionu wnioski będące zapowiedzią rewolucyjnych, a z pewnością głębokich zmian” a także, iż „Waszyngton będzie pomagał Ukrainie, dosłownie mówiąc ‘nie pozwolimy Wam upaść’”. Czas potwierdził, że nie były to czcze obietnice czy ulotne, wiecowe, deklaracje. Podtrzymuję ówczesną ocenę, co więcej, uważam, że to co wczoraj powiedział Joe Biden było nie tylko ważne, ale zawierało również niesłychanie istotne deklaracje o charakterze politycznym i zapowiedź tego jak Stany Zjednoczone widzą nowy kształtujący się porządek na rzecz którego będą działać. Było też wystąpienie bardzo konkretne, tylko my najwyraźniej mamy w Polsce kłopot z odczytaniem przesłania Joe Bidena. Przeprowadźmy zatem szczegółowy rozbiór tego co powiedział amerykański prezydent.
Przywołując słowa Wołodymira Zełenskiego wypowiedziane przezeń w czasie wizyty w Waszyngtonie podkreślił, że „ta walka zdefiniuje świat i to, jak będą żyły nasze dzieci i wnuki, a potem ich dzieci i wnuki” dodając zarazem, iż nie chodzi tylko o tych którzy mieszkają na Ukrainie, ale ten opis dotyczy wszystkich, całego świata Zachodu. W końcowej części swego wystąpienia Biden mówił też o „punkcie zwrotnym” w naszej historii. Mamy zatem do czynienia z wojną, której wynik przesądzi kształt porządku globalnego, a także z pewnością regionalnego. W tym kontekście zupełnie innego znaczenia nabierają słowa Bidena, który deklarował, że „Nasze poparcie dla Ukrainy nie osłabnie, NATO nie będzie podzielone, a my się nie zmęczymy” oraz podkreślenie, iż „na Ukrainie Rosja nigdy nie odniesie zwycięstwa”. Kijów nie upadnie zarówno z tego powodu, że jest broniony przez dzielny, miłujący wolność naród i kierowany przez przywódcę, „człowieka, którego odwaga zostałaby wykuta w ogniu i stali”, a także dlatego, że Stany Zjednoczone i koalicja państw Zachodu nie przestaną wspierać Ukrainy. Biden w całym swym przemówieniu podkreślał znaczenie wolności i determinacji aby jej bronić w sytuacji próby. To właśnie „umiłowanie wolności” konstytuuje Zachód, jest fundamentem na którym zbudowane zostały współczesne demokracje. A jeśli tak jest, to trudno z tej rodziny państw demokratycznego Zachodu, obozu wolności, wykluczyć Ukrainę. Amerykańskie prezydent w Warszawie potwierdził to co my wiemy od dawna – Ukraina jest częścią cywilizacji zachodu, ale jego deklaracja ma również wymiar polityczny, bo opisuje kształt docelowego porządku powojennego w naszej części Europy. W tych kategoriach należy bowiem traktować jego wzmianki o „dzielnym narodzie białoruskim walczącym o demokrację” i o determinacji „narodu Mołdawii aby żyć w wolności”. To nie przypadek, że wymienił te dwa państwa. Docelowo porządek wolności, świat demokratyczny, winien objąć i je. Mamy w tym wypadku do czynienia z ważną deklaracją geostrategiczną, bo też nie jest przypadkiem, że amerykański prezydent nie wspomniał np. o Gruzji. Idźmy dalej. Opisując konsekwencje rosyjskiej agresji Biden mówił o geostrategicznych błędach Putina w wyniku których rosyjski prezydent osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego. Jednym z nich jest, jak powiedział „NATO-izacja Szwecji i Finlandii”. Jak w nowych realiach znalazł się obóz Zachodu i obrońców wolności? Biden i w tej kwestii nie ma wątpliwości. Mówi i podkreśla to jak bardzo Putin pomylił się licząc na podziały wśród narodów wolnego świata, brak zdecydowania i determinacji przywódców i obojętność społeczeństw. Ale też podkreśla jak Putin pomylił się, i to bardzo, oceniając Stany Zjednoczone, licząc, że naród i przywódcy Ameryki nie będą w stanie zmierzyć się z rzuconym wyzwaniem. Stało się inaczej, Zachód, to Biden podkreślał w swej mowie wielokrotnie, wychodzi z tego kryzysu bardziej zdeterminowany, bardziej zjednoczony i bardziej przekonany o własnych racjach. Przywództwo Stanów Zjednoczonych w wolnym świecie zostało odnowione. A jaka jest w tym rola Polski? Tu też warto zwrócić uwagę na to jak amerykański prezydent rozłożył w swym wystąpieniu akcenty. „Witaj Polsko. Jeden z naszych wielkich sojuszników” - zaczął, by potem podkreślić nasze umiłowanie wolności i gotowość ponoszenia w walce o nią wielkich ofiar. Polską gościnność, gotowość na przyjęcie ukraińskich uchodźców, za co Bóg nas błogosławi, Biden zestawił z jednością narodu amerykańskiego popierającego politykę wspierania Ukrainy i obrony wolności. Trudno o bardziej jednoznaczne podkreślenie zarówno wagi sojuszu jak i charakteru tego związku, który nie jest budowany na kalkulacjach geostrategicznych i wspólnych interesach, ale na czymś znacznie głębiej osadzonym w narodowej duszy. Ale idźmy dalej. Jeśli Biden mówi o odbudowanej jedności Zachodu, o tym, iż Ameryka przewodzi światu w walce z mocarstwem rewizjonistycznym i wszystko to ma związek z wojną na Ukrainie, bo tam toczy się realna walka o wolność to jest rzeczą oczywistą, że bez Polski ta walka byłaby przegraną. Dostrzegł to nawet ambasador Andriejew, mówiąc w jednej ze stacji rosyjskiej telewizji, że „90 % pomocy na Ukrainę dociera przez Polskę”, dostrzegają to przedstawiciele władz w Kijowie, europejscy politycy i media, szkoda tylko, że nie są w stanie zobaczyć tego niektórzy przedstawiciele polskiej opozycji. Ale zostawmy to i zastanówmy jak stwierdzenie tego oczywistego faktu sytuuje się w kontekście sojuszu Warszawy i Waszyngtonu. Jeśli Polska uprawiałaby wobec Ukrainy politykę podobną do Węgier, albo choćby Niemiec, to najprawdopodobniej opór Ukrainy wobec rosyjskiej agresji byłby słabszy, pomoc docierałaby wolniej a niewykluczone, że Putin zrealizowałby swe cele strategiczne, których, jak powiedział Biden, nie osiągnął i nie osiągnie. Ameryka nie odbudowałaby swego przywództwa, a świat Zachodu wyszedłby z tej próby osłabiony, podzielony i bez szans na ostateczne zwycięstwo. A to oznacza, że w Waszyngtonie doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że jednym ze źródeł dotychczasowego sukcesu polityki Bidena, polityki odbudowy geostrategicznego znaczenia Stanów Zjednoczonych której przesłanie zawarte jest w haśle „America is back” jest postawa Warszawy. I to dlatego amerykański prezydent przyjechał do naszej stolicy z przesłaniem dla Europy Centralnej omijając Berlin czy choćby Monachium. To też czytelny sygnał.
Wracając do kwestii ważniejszych, czyli kształtu porządku bezpieczeństwa w naszym regionie Biden wysłał wiele czytelnych sygnałów. O tym, że musi on obejmować Ukrainę, Mołdawię i Białoruś pisałem już wcześniej, ale warto podkreślić siłę tego co amerykański prezydent określił mianem „zobowiązania” (commitment). Wypowiadając słowa, że „Nasze zobowiązanie dotyczy narodu ukraińskiego i przyszłości Ukrainy — Ukrainy wolnej, suwerennej i demokratycznej” przesądził nie tylko kształt polityki Waszyngtonu w najbliższych latach, ale zakorzenił ją głębiej, na poziomie zobowiązania wobec narodu. Następnie Biden kreśli dość czytelny plan działania. Mówi o tym, że decyzje, które Stany Zjednoczone i amerykańscy sojusznicy podejmą w najbliższych 5 latach określą kształt przyszłości, to w jakich realiach będziemy żyć w następnych dekadach. Deklaruje gotowość rozpoczęcia już w przyszłym roku, w związku ze spotkaniami z okazji 75 rocznicy NATO, które odbywały się będą w Stanach Zjednoczonych, pracy nad kształtowaniem tego nowego porządku geostrategicznego. Mówi wreszcie o Rosji, o tym, że ta „zapłaci za swoje nadużycia”, zbrodnie i agresję. Sankcje będą kontynuowane i sprawiedliwości, również w wymiarze personalnym, stanie się zadość. W zeszłym roku Biden mówił w Warszawie, że „Putin nie może rządzić Rosją” i to w połączeniu ze stwierdzeniami o wymierzeniu sprawiedliwości za agresję, opisuje przyszłość Rosji, przynajmniej to jak ją widzą w Białym Domu. Jest to scenariusz Serbii, państwa pokonanego, trwale osłabionego, pozostającego na peryferiach wolnego świata, którego liderzy ponieśli zasłużoną karę. Biden, co oczywiste nie opisuje dróg którymi podążać będzie Ameryka aby osiągnąć tego rodzaju efekt, ale intencje są czytelne i wyraźne.
Wysłuchaliśmy zatem mowy skierowanej do naszej części Europy, deklaracji nie tylko obrony Ukrainy i osiągnięcia zwycięstwa ale również tego jaki porządek geostrategiczny wolny świat i Ameryka chcieliby w naszym regionie zbudować. Czy są to deklaracje historyczne? Jeśli uda się przeprowadzić plan w zarysach zakreślony przez Joe Bidena w Warszawie, to tak jego wystąpienie będzie w przyszłości opisywane.
Jeden z publicystów opiniotwórczego polskiego tygodnika napisał, że najważniejszym wydarzeniem wczorajszego dnia była 40 sekundowa rozmowa Bidena z prezydentem Warszawy. W świetle tego co usłyszeliśmy w ogrodach Zamku Królewskiego ta ekstrawagancka opinia wydaje się nieuprawniona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/635439-co-biden-powiedzial-w-warszawie