Z niedowierzaniem czytałem wpisy niektórych dziennikarzy i polityków opozycji, którzy niezapowiedzianą wizytę prezydenta USA Joe Bidena w Kijowie, wykorzystali do uderzenia w polski rząd.
Przekonywali oni, że spotkanie Bidena z prezydentem Wołodymyrem Żeleńskim przyćmi późniejszą wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Czy przyćmiła? To będziemy mogli ocenić za kilkadziesiąt godzin, gdy samolot z prezydentem USA opuści Lotnisko Chopina w Warszawie wzbijając się w powietrze. Ale nie to w tej wizycie było najważniejsze. Ona mogła i miało prawo przyćmić tę późniejszą. Sęk w tym, że ta kijowska wizyta powinna nas raczej cieszyć, bo wojna na Ukrainie to nasza wspólna sprawa. Zupełnie nie rozumiem, jak można było pisać, że ona „przyćmi” wizytę Bidena w Warszawie. Prezydent USA udał się do Kijowa po to, aby pokazać Putinowi, że ten nie ma co liczyć na to, że Zachód ulegnie rosyjskiemu terrorowi. To z pewnością cieszy Ukraińców, ale powinno i nas. Szczególnie, że podtrzymanie przez Zachód stałego i mocnego wsparcia Ukrainy, jest przecież także w naszym interesie. A prezydent Biden wczoraj i dziś zapewnił, że wolny świat nie ustąpi Rosji. Wizyta w Kijowie sprawiła, że te zapewnienia nabrały jeszcze większej mocy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Bielecki znów jątrzy! „Najważniejszy dla Bidena stał się Kijów, a Polska tylko przystankiem”. Komentatorzy: „Obrzydliwe i antypolskie”
Już lata temy porzuciłem jakąkolwiek nadzieję na merytoryczną krytykę rządu ze strony Platformy Obywatelskiej. Krytykę potrzebną przecież każdej władzy. Ale Platforma wybrała jednak inaczej. Postawiła na „totalność”, której stała się zakładnikiem. Pisałem o tym zresztą nie raz na naszym portalu. Ale wydaje się, że są takie momenty w historii, kiedy trzeba stanąć ponad politycznymi podziałami. Ten „moment” trwa już niemal rok. Zaczął się 24 lutego 2022 r., gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu, mówiło się, że kwestia bezpieczeństwa Polski jest wyjęta z bieżącej polityki. Że w tej kwestii powinno ważyć się słowa i nie używać jej, jako pałki do okładania politycznych przeciwników. Nie wiem, czy tak rzeczywiście było. Może przed 2015 r.? Wiem, że panowało takie przekonanie, że tak właśnie powinno być. Ale dzisiaj już nawet tego przekonania nie ma. Dziś każda okazja jest dobra do tego, aby uderzyć w politycznego oponenta. Muszę przyznać, że patrzę na to z coraz większym obrzydzeniem, ale też i smutkiem, bo lepiej nie będzie.
Krytyka, a nawet jawne szyderstwo, ze strony części polityków opozycji i dziennikarzy sprawiły, że już nawet w niemieckiej prasie można było przeczytać o wiele pochlebniejsze komentarze pod adresem Polski. A należy podkreślić, że były to często komentarze jednocześnie krytyczne wobec niemieckiego rządu. Doszło więc do tego, że nawet Niemcy mówią i piszą lepiej o wizycie Bidena w Polsce niż część opozycji i mediów w naszym kraju.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Mamy więc taką sytuację, że część zachodnich mediów docenia wysiłek Polski włożony w pomoc Ukrainie, a z kolei część polskiej opozycji i przychylnych jej mediów, pisze zupełnie coś innego.
Zgoda, spory w demokracji to rzecz normalna. Można nawet powiedzieć, że święta, bo jeżeli ich nie ma, to znaczy, że z demokracją musi być coś nie w porządku. Najpewniej ma ona wtedy więcej wspólnego z reżimami w Mińsku czy Moskwie. Nawet w samych Stanach Zjednoczonych nie brakuje krytyków wizyty Bidena w Kijowie i Warszawie. Ale w polskiej debacie publicznej puszczono już wszystkie hamulce. Tutaj nie ma już praktycznie żadnych granic. Niestety, to nic dobrego dla Polski nie przyniesie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/635377-niemcy-mowia-o-wizycie-bidena-lepiej-niz-czesc-opozycji