Oceniając ostatnią decyzję Komisji Europejskiej, która zaskarżyła polski Trybunał Konstytucyjny do unijnego Trybunału Sprawiedliwości, prof. Ryszard Legutko stwierdził, że „demoralizacja w KE zaszła tak daleko, że oni robią takie rzeczy już zupełnie bezczelnie”:
Ten pozew będzie miał bardzo nieprzyjemne skutki dla Polski, bo TSUE z pewnością nie stanie w obronie polskiego TK, co więcej będzie to dla niego okazja, by wykreować się na Trybunał, który może być instytucją wyższą wobec trybunałów konstytucyjnych państw członkowskich. To dla TSUE wielka gratka i zapewne to zrobi. Najważniejsze tutaj jest to, że mamy do czynienia z próbą zastraszenia, sparaliżowania organów konstytucyjnych państwa członkowskiego. To, czy polski TK spełnia jakieś tam zasady, czy też nie, to nie jest w ogóle sprawa KE, ona nie ma kompetencji w tej sprawie. KE oczywiście nie jest jednak wstrzemięźliwa i wtrąca się również do tego.
W rozmowie z portalem wPolityce.pl, europoseł dodał:
Jeszcze parę lat temu, nawet za czasów Barroso, nikt nie spodziewał się, że KE może stać się tak bezczelnie partyjnym organem. Zresztą nie tylko KE, ale i inne instytucje europejskie.
To, co spotyka Polskę, jest w istocie najczystszą przemocą polityczną, i nie ma nic wspólnego ani z prawem, ani z praworządnością. Deptane są unijne traktaty, ustalone reguły gry, przyjęte obyczaje. Paradoksalnie, deptane jest dokładnie to, co na potrzeby wojny z naszym krajem Unia wciągnęła na sztandary. I nawet wojna niewiele tu zmieniła. Amerykanie swoją politykę wobec Warszawy mocno skorygowali, wyraźnie wzięli w nawias różnice polityczne pomiędzy obecną administracją a rządem PiS. Bruksela, po chwilowym zawahaniu (kompromis w sprawie ustawy o SN) znów zaczyna przykręcać śrubę.
Polski rząd ma dziś niewielkie pole manewru. Z racji kalendarza wyborczego, postawy opinii publicznej oraz presji ekonomicznych musi manewrować, szukać szans w trudnych rozmowach, iść na gorzkie kompromisy (być może do chwili, gdy już naprawdę nie będzie innego ruchu niż otwarta wojna). Rozumiejąc te polityczne konieczności, trzeba jednak jednocześnie nazywać rzeczy po imieniu. I trzeba mówić, że Unia Europejska nie zdałaby żadnego z „testów praworządności”, które każe nam zdawać. Oblałaby na każdym poziomie, począwszy od demokratycznej legitymizacji władzy, poprzez niezależność jej sądownictwa (TSUE klepie praktycznie każdy nielegalny ruch KE), na poszanowaniu traktatów kończąc.
To nie my mamy problem z „praworządnością”.
To agresor (a nie ofiara) nie szanuje ani własnego prawa, ani własnych reguł - tych zapisanych. W istocie buduje nowy, całkowicie scentralizowany, zamordystyczny ustrój, patrosząc stare traktaty, przejmując siłą kolejne kompetencje i obszary. Dziś sądzi, że może działać bezkarnie, i zapewne ma rację. Ale do czasu. Bywali w historii równie pyszni mocarze, i też w końcu padali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/634890-ue-nie-zdalaby-zadnego-ze-swoich-testow-praworzadnosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.