Wolność ponad wszystko, ale do czasu! To, przed czym dekady temu ostrzegali konserwatyści, zaczyna przybierać realny kształt. Przymusowy weganizm, racje żywnościowe drastyczniejsze niż za komuny, zakaz podróżowania, eliminowanie samochodów i inne absurdalne pomysły „nowego, wspaniałego świata” pojawiają się coraz odważniej. Raport C40 Cities wstrząsnął opinią publiczną, ale nie jest to przecież pierwsza emanacja ekoterrorystycznej ideologii. To tylko kolejny krok zapowiadany od lat. Zidiocenie pseudoekologów jest tak bezgraniczne, że nie są zdolni pojąć absurdalnej niekonsekwencji. Człowiek ma zrezygnować z jedzenia mięsa i picia mleka, bo powoduje tym cierpienie zwierząt, ale ma mieć pełną swobodę w mordowaniu dzieci nienarodzonych. Dziecko ma otrzymać pełną wolność w wyborze płci i orientacji seksualnej, bo przecież „wolność” najważniejsza, ale podstawowe czynności życiowe mają być ograniczone stanowionym przez szaleńców prawem. Czy zdezorientowani ekofascynaci zdołają wreszcie pojąć, dokąd prowadzą ich obłąkani liderzy?
Zakaz podróży, jedzenia mięsa i noszenia nowych ciuchów
Raport C40 Cities, organizacji do której należą m.in. Warszawa, Nowy Jork, Berlin, Pekin, Londyn, przedstawia rekomendacje, które pozwolą spełnić cele polityki klimatycznej. Rekomendacje, tak jak i cały Zielony Ład, wręcz zamordystyczne. Jak podaje stołeczny ratusz, władze Warszawy, przychylnie odnoszą się do proponowanych zmian i ograniczeń. Jakie są plany? Wyznaczono dwa cele: progresywny i ambitny. Ten pierwszy przewiduje wprowadzenie następujących limitów: 16 kg mięsa i 90 kg nabiału w ciągu roku na osobę, 8 sztuk nowych ubrań rocznie, przelot raz na 2 lata z zastrzeżeniem dystansu – mniej niż 1500 km. Cel ambitny zakłada totalny weganizm, czyli zerowe spożycie mięsa i nabiału, zakup zaledwie 3 sztuk nowej odzieży oraz przelot raz na 3 lata. Prawda, że przyjemnie?
Jeśli ktoś łudził się, że to jedynie nieśmiałe, niewiążące rozważania, europoseł Sylwia Spurek rozwiewa wątpliwości. Oświadczyła na Twitterze, że to warunek powstrzymania katastrofy klimatycznej i opozycja powinna mieć odwagę mówić o tym głośno. „Jednym z koniecznych warunków jest 100 proc. weganizacja i odesłanie sektora hodowlanego do historii” — napisała.
Ideologizacja światowej polityki
Spurek powtarza swoją wegańską mantrę od lat. Przekonuje, że trzeba „doprowadzić do zmian instytucjonalnych, na przykład poprzez tworzenie nowych praw (…). Musimy sprawić, by produkcja wyrobów odzwierzęcych była trudniejsza i droższa”. I właśnie tak kreuje się wegański świat. Lobbyści naciskają na polityków, by stworzyli takie zapisy prawne, które sprawią, że hodowla zwierząt na mięso będzie nieopłacalna, a mięso będzie tak drogie, że ludzi nie będzie na nie stać.
Do kreowania tej matni używani są politycy, organizacje pozarządowe, celebryci i rozmaite autorytety. Weźmy taką choćby Olgę Tokarczuk, która już kilka lat temu wbijała swoim czytelnikom do głów, że jedzenie mięsa jest zbrodnią i będziemy się tego wstydzić. Nie zabrakło też głosu Magdaleny Środy, która w 2020 r. pisała w „Wyborczej”: „Nie jemy mięsa, jemy śmierć, cierpienie i strach ukryte w tkankach martwych zwierząt przerabianych na schabowe i befsztyki”. Były też szaleńcze popisy Sylwii Spurek o „holocauście krów” i „losie krów mlecznych zdominowanych przez ich płeć” oraz opowieści o gwałceniu krów na mleko i opłakiwanie cieląt, tegoż mleka pozbawionych. Większość ludzi reagowała na to z politowaniem, ale to przesunięcie granic w publicznej debacie miało swoje realne skutki polityczne.
Parlament Europejski podjął w 2020 r. debatę dotyczącą „sprawiedliwego ustalania cen mięsa”. Organizacje ekologiczne zrzeszone w Koalicji TAPP zaapelowały o ustanowienie „opłaty środowiskowej”, która pozwoli zwiększyć ceny mięsa w całej UE. Wszystko poprzedzone zostało raportem organizacji ekologicznych, według którego „podatek mięsny” zgromadziłby środki na pokrycie szkód wyrządzonych środowisku naturalnemu. Dziś sprawa idzie jeszcze dalej. Niektóre zapisy wprowadzone zostały do unijnego Zielonego Ładu, dyskutują o nich politycy, ministrowie niektórych krajów wyznaczają je jako własne cele polityczne, a naciski ekologicznych organizacji pozarządowych postępują. Co za tym stoi? Przypomnijmy tylko jeden fakt, dotyczący jednej organizacji. W 2018 roku „Otwarte Klatki” otrzymały pół miliona dolarów z Doliny Krzemowej na skuteczne wdrażanie „ekologii” w Polsce. Sapienti sat!
Przez wolność do zniewolenia
Nie mam nic przeciwko weganizmowi. Niech idzie na zdrowie tym, którzy taki styl życia preferują i dokonują świadomego wyboru. Ale opinie krytyków, zwłaszcza naukowe, powinny być nagłaśniane w równym stopniu. Przytoczę więc na marginesie niedawny artykuł prof. Jarosława Całki, który podsumowując najnowsze badania, ostrzegał że „restrykcyjne diety wegańska i wegetariańska odpowiadają za niedorozwój mózgu, obniżoną inteligencję i słabe zdrowie psychiczne”.
Gdyby więc ludzie podejmowali decyzje o przejściu na wegetarianizm w sposób absolutnie wolny, nie byłoby tematu. Rynek mięsny zacząłby kurczyć się samoistnie. Jeśli jednak mamy do czynienia z dyktatem ekologów, z naciskiem politycznym, z ekoterroryzmem wdzierającym się w regulacje polityczne, skutkujące zaburzeniem działań gospodarczych, należy zadać pytanie o interesy, które za tym stoją. Dlaczego obrońcy wolności konstytucyjnych, obywatelskich i wszelkich innych nie biją na alarm? Takiego zniewolenia, jakie wyłania się z rozmaitych, światłych rzekomo, projektów nie było chyba nawet w najcięższej komunie. Ot, cała prawda o neomarksizmie i sile ideologii. Pod sztandarami „wolności” ogłupiały lud ma sam wywalczyć sobie ciasne miejsce w małej, czerwonej klatce. Potem będzie mógł już tylko tęsknie jęczeć za światem, który stracił i liczyć na rewolucyjną siłę tych, których konserwatywnym światopoglądem dziś gardzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/634692-wybierz-sobie-plec-ale-nie-to-co-zjesz-wolnosc-nadciaga