Historia lubi się powtarzać – zwłaszcza jeśli chodzi o niedoskonałości natury ludzkiej. W latach 90. za korupcję i bezprawne pozyskiwanie dóbr za burtą znalazło się kilku posłów, a dwóch z nich wylądowało w więzieniu. Pośród tych, którzy musieli zrezygnować z mandatu, jest teoretyk Nowej Labour Party Peter Mandelson - za nieujawnienie w zeznaniach podatkowych pożyczki od partyjnego kolegi 370 tys. funtów, i drugi raz - za załatwienie poza kolejnością brytyjskiego paszportu dla miliardera Srichandy Hinduji, w zamian za „sponsorowanie” Millenium Dome, nad którym Mandelson sprawował opiekę. Kolejny poseł został sczyszczony, tym razem z partii torysów, za zakupienie mieszkania komunalnego przez tzw. słupa, który mógł je nabyć z 30 proc. zniżką. Jeszcze inny, także konserwatysta, minister Tim Yeo musiał odejść z powodu skandalu obyczajowego. Znalazłam dwa przypadki niemal identyczne z aferą Radka Sikorskiego, oba zakończyły się wyrzuceniem posłów z szeregów partyjnych, a potem wyrokami więzienia. Pierwszy, to wpływowy konserwatysta, kandydat na przyszłego premiera, Jonathan Aitken. Zarzucono mu korupcję – przyjmowanie prezentów oraz gościny m.in. w paryskim Ritzu, wówczas własności petrodolarowego multimilionera, Mohammeda al-Fayeda. Co prędzej wyrzucono go z partii, stanął przed sądem, otrzymał 1,5 roku więzienia, które przesiedział. I casus drugi – światowej sławy pisarza Jeffreya Archera, także torys, także skazany za korupcję i mataczenie, po osiemnastu miesiącach w więzieniu owszem, wrócił, ale nie do Izby Gmin, tylko do pisania. Identycznie stało się podczas słynnej wielkiej afery w Izbie Gmin w 2009 roku, w którą uwikłanych było 39 deputowanych. Wszyscy z nich – albo szybko rezygnowali z mandatu posła, albo nie stanęli do następnych wyborów, a trzech z nich wylądowało w więzieni. W prawdziwej demokracji, jeśli przypadek korupcji zostanie ujawniony, wszystkie partie, i rządząca i opozycja, wszystkie media, konserwatywne i lewicowo-liberalne, oraz społeczeństwo upomina się o wykluczenie ich z parlamentu, bo niszczą zdrowie systemu politycznego i odbierają swojej partii wiarygodność.
I teraz proszę spojrzeć, co z demokracji zrozumiała polska opozycja. Na Radosława Sikorskiego zwróciła uwagę sama Transparency International Holandia. „Co za skorumpowany gang!” - mówiła szefowa Transparency, Lousewies van der Laan. Potem Politico pytał skąd na jego koncie bierze się 40 tys. euro miesięcznie za bliżej nieokreślone „konsultacje”. Następnie dziennik holenderski „NRC” zastanawiał się co to za 100 tys. euro miesięcznie z Emiratów Arabskich za bliżej nieokreślone „doradztwo” Forum przy konferencji Sir Bani Yas.
„Szejkowie – pisała gazeta – są uwikłani w brudną wojnę jemeńską, ostatnio pomagali Putinowi obchodzić sankcje. To nie jest zwykły pracodawca”.
W Emiratach przebywa aktualnie ok. 100 tys. Rosjan, interesy, wakacje, a niedawno ZEA dały zezwolenie na funkcjonowanie tam wielkiego rosyjskiego banku, zapewne transfer z któregoś państwa na Zachodzie po nałożeniu sankcji. Jeśli przypomnimy, że belgijska gazeta „De Staadard” zatytułowała swój materiał: ”Korupcja. Europoseł Sikorski milczy w sprawie pieniędzy z ZEA”, a program TV publicznej EenVandaag opowiadał o „walizce z pieniędzmi i słodkich wycieczkach do kurortów” Sikorskiego – jego zdawkowe tweety wydają się czystą kpiną. Właśnie napisał:
„Uważam za niesprawiedliwe i niewłaściwe łączenie tej prestiżowej roli z moją działalnością posła do PE. Oświadczam niniejszym, że na moje głosowania w PE w żaden sposób nie wpływa działalność zewnętrzna”.
Kpi czy o drogę pyta? Przecież gdyby był radnym z powiatu nakielskiego, gdzie leży Chobielin, a nie posłem w Parlamencie Europejskim, ZEA raczej by się nim nie zainteresowały, a z pewnością nie płaciły za „konsultacje” 40 tys. euro miesięcznie. Nie jest to zresztą tylko kłopot PE - choć tam, gdzie krzyżują się interesy państw Europy i świata, gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, aż się kłębi od lobbystów! Pamiętam jak w Londynie, po wielkiej aferze korupcyjnej, pojawiła się sugestia, aby zmniejszyć dopuszczalną ilość lobbystów z wejściówką na teren parlamentu brytyjskiego. Przecież te zależności są oczywiste, i Unia Europejska, która w tym roku obchodzi swoje 30-lecie, powinna o tym wiedzieć. Więc co z zasadami funkcjonowania lobbystów, których pełno jest w PE? I dlaczego w deklaracji podatkowej obok rubryki „wpływy” wciąż nie ma kolejnej, „od kogo?”
Oczywiście Koalicja Obywatelska, znana z „doktryny Neumanna”, Donald Tusk, sam Neumann, Siemoniak, Halicki chórem zapewniają, że im podejrzenie o korupcję nie przeszkadza – podobnie jak w przypadku marszałka Grodzkiego, kolegi Gawłowskiego i wielu innych, wobec których już toczą się postępowania karne. „Nigdy mu nie wybaczą dworku, Oksfordu i wpływowej żony” – komentował Lis. Proszę mnie nie rozśmieszać! Są tacy, którzy mają zamki i pałace, Oksford ukończyli na poziomie magistra, a nie licencjatu – w Pembroke College jest taki zwyczaj, że po siedmiu latach od zrobienia licencjatu można sobie kupić za 10 funtów tytuł magistra, co się właśnie stało - i mają wpływowe żony – przyjaciółki Polski. Z partii opozycyjnych tylko lider Razem Adrian Zandberg wyłamał się z chóru:
”Polityk, widniejący na liście płac ZEA nie może zostać szefem MSZ. To państwo autorytarne, nie ma tam demokracji, ani wolności słowa”.
Słowem, dopóki skorumpowani politycy nie są eliminowani ze swojej partii, żeby oczyścić i uzdrowić system, to znaczy, że to ugrupowanie nie wie, co to demokracja i nie powinno być atrakcyjna dla wyborców. To znaczy, że jej ludzie zawsze mogą coś skręcić, podwędzić, zabić dziecko na pasach, brać pieniądze od autorytarnych krajów, gwałcących prawa człowieka, albo wręcz od historycznego wroga, i nigdy nie wylądować w więzieniu. Co to są za standardy, czy wyborcy KO naprawdę nie rozumieją, że działają wbrew swoim własnym interesom?
To małżeństwo nazywano mezaliansem. To Anne Applebaum, pochodząca z rodziny wpływowych amerykańskich Żydów ze wschodniego Wybrzeża, ojciec – znany adwokat i lobbysta spółek energetycznych, matka – wielkie galerie sztuki. Studentka Yale University, St. Antony’s College w Oksfordzie i London School of Economics, korespondentka „The Economics” w Warszawie, dziennikarz funkcyjny tygodnika „Spectator”, komentator polityczny w londyńskiej gazecie „Evening Standard”, „Washington Post” – tak, ten sam, który nagłośnił aferę Watergate – to ona była „a high flyer”, a nie on. Ze skromnej inteligenckiej rodziny z Bydgoszczy, azylant polityczny w Wielkiej Brytanii, licencjat w Oksfordzie - na początku lat 90. spotkaliśmy się kilka razy w POSK-u przy okazji kampanii wyborczej do parlamentu w ‘93 i prezydenckiej w ‘95. Konserwatysta, w garniturach z second handu z przykrótkimi rękawami, ale niezły merytoryczny mówca, dziś - liberalna lewica, w garniturach od Hugo Bossa, i – awanturnik polityczny. To dzięki swojej żonie wszedł na demokratyczne amerykańskie salony Wschodniego Wybrzeża – ciekawe także, jaka rolę odegrała Applebaum w publikowaniu jego artykułów w „Spectatorze”, gdzie w tamtych czasach była z-cą naczelnego? Cóż, oboje byli wtedy antykomunistami, patrz: „Gułag”, który otrzymał nawet nagrodę Pulitzera. Ale w 2007 roku oboje byli gotowi do zmian. Przez świat przetoczył się walec rewolucji kontrkulturowej, widać było żeglowanie na lewo wielkich dzienników jak „Le Monde”, „Die Welt” „El Pais”, i linie podziału przebiegały już inaczej. Było to już po błyskotliwej karierze Radka Sikorskiego po stronie prawicy. Podsekretarz stanu w rządzie Buzka, minister obrony narodowej w rządach Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, senator VI kadencji 2005-2007. Jego kariera w 2007 roku załamuje się. Sikorski w atmosferze skandalu odchodzi ze stanowiska ministra obrony narodowej, a media piszą o jego nieformalnych kontaktach z byłym szefem WSI gen. Markiem Dukaczewskim i o jego interwencji na rzecz białoruskiego szpiega Siergieja Monicza. Wtedy pomocną dłoń podaje Sikorskiemu Donald Tusk, i jesienią 2007 roku podczas kampanii wyborczej padają słynne słowa o „dożynaniu watahy”. Sikorski dojrzał do zmian, doszlusował do swojej żony, która reprezentowała już prasę lewicową m.in. „Financial Times” „Washington Post”, „New York Times”. I wtedy PO rozłożyła przed nim czerwony dywan: poseł V i VII kadencji, marszałek Sejmu, minister spraw zagranicznych w rządach Donalda Tuska.
Z nadgorliwością neofity zaczął atakować Prawo i Sprawiedliwość, która dała mu szansę na polityczną karierę. Padały słowa o „robieniu laski Amerykanom”, „mniej się boję potęgi Niemiec, niż niemieckiej bierności”, no i ten słynny tweet po ataku na gazociąg Nord Stream 2 „Thank you, USA”. Oraz zwykłe głupstwa jak „Rosja się rozwija i patrzy na świat, choć według innego kodu kulturowego”, „Putin to nie morderca. Jeśli morduje, to nie masowo, ale detalicznie”, albo tłumacząc że sprzeciwiał się w sprawie rozmieszczenia w Polsce tarczy antyrakietowej, „żeby Rosja miała komfort, że tam się nic nie dzieje”. Była umowa gazowa, likwidacja jednostek wojskowych na wschodzie Polski, sprzedaż Lotosu, torpedowanie Baltic Pipe, oddanie Rosji śledztwa smoleńskiego, i – już odpowiedzialność jednostkowa, zaproszenie ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Lawrowa na naradę polskich ambasadorów. Co to za pomysł, skąd się wziął? No właśnie. Ze wszystkich tych wypowiedzi wynika jednoznacznie: Sikorski jest antyamerykański, proniemiecki, prorosyjski.
A teraz „top of the tops”, afera korupcyjna, z której w kraju demokratycznym Sikorski by się nie wywinął. W identycznej sytuacji kilka lat temu znalazł się poseł do Izby Gmin Patrick Mercer, którego złapano na przyjmowaniu pieniędzy za lobbowanie na rzecz Fiji, która została wykluczona z Commonwealthu i chciała powrócić do macierzy. Najpierw Komisja ds. Standardów parlamentu zawiesiła go na 6 miesięcy za łamanie „the House rules”, zasad parlamentu, po czym - na skutek presji kolegów z własnej partii, całego środowiska politycznego oraz mediów - Mercer zrezygnował z mandatu. A co zrobił Sikorski? Najpierw oświadczył, że jest niewinny, potem jego koledzy, Donald Tusk, Halicki, Neumann, stanęli za nim murem, władze Unii Europejskiej także milczą jak zaklęte. A przecież nie można być posłem/ europosłem i zarazem lobbystą. To jest zasadniczy konflikt interesów. A co z zasadami funkcjonowania lobbystów, których pełen jest Parlament Europejski? I dlaczego natychmiast nie zabrano się za uściślenie zeznań podatkowych o specyfikację „od kogą są te pieniądze”?
Tymczasem Radek Sikorski jest pod lupą CBA, która bada prawidłowość jego zeznań podatkowych. KO nie tylko nie skrytykowała go za korupcję, nie tylko broni go „jak niepodległości”, ale podobno obiecała mu w jesiennych wyborach jedynkę w Bydgoszczy. Wspólnota interesów? Za dużo wie? Kompletny brak wiedzy o tym, jak działa poseł w warunkach demokracji? Ale nad Radkiem Sikorskim widać potrójny parasol ochronny. Pierwszy – partyjny, drugi – unijny, a trzeci – środowiska Anne Applebaum, lewicowego skrzydła demokratów, środowiska wielkich mediów jak CNN, NBC, New York Times, Washington Post, wielkich platform społecznościowych z Billem Gatesem, Markiem Zuckerbergiem i Jackiem Debray na czele. Jest tam i Ted Turner, Steven Spielberg, Robert Redford, Barbra Streisand i George Clooney. Oni nie lubią Ameryki, Ameryki tradycyjnych wartości. Zresztą, gdyby nie wojna na Ukrainie, i nie strategiczne działanie „głębokiego państwa”, nasza siatka przyjaźni także mogłaby wyglądać inaczej. Czy to znaczy, że politycy jak Sikorski będą bezkarni? Jak zawsze, do czasu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/634664-czy-politycy-jak-sikorski-beda-bezkarni