Decyzja prezydenta w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym - a więc wniosek o prewencyjne zbadanie nowego prawa przez Trybunał Konstytucyjny - mocno komplikuje sytuację obozu rządzącego w perspektywie nadchodzącej kampanii wyborczej.
Pod znakiem zapytania staje bowiem wielki sukces polityczny rządu, zbudowany ciężką pracą w ostatnich tygodniach: zdjęcie z agendy bieżącej debaty funduszy unijnych. Tusk nie jeździł po kraju i nie mówił, że on te pieniądze załatwi, ponieważ rząd był bardzo blisko zamknięcia tej kwestii. Co ważne, za cenę realnie niską. Kompromis z Komisją Europejską nie dotykał bowiem ani Krajowej Rady Sądownictwa, ani Trybunału Konstytucyjnego. Ktoś powie: tak, ale tylko na chwilę. Być może. Pamiętajmy jednak o perspektywie wyborczej. Realnym celem rządu musi być bowiem „zgaszenie” kwestii relacji z Unią Europejską na czas do wyborów. Później, to rzecz jasna, problemy wrócą, ale obóz PiS, w razie wygranej, będzie dysponował nowym, mocnym mandatem, i będzie mógł grać w sposób wyraźnie twardszy.
Teraz narracja opozycji o ”pieniądzach, które oni odblokują„, została zrewitalizowana. Rośnie też ryzyko uderzenia ze strony Unii w tzw. główne fundusze, czyli przede wszystkim fundusz spójności. Wydajemy bitwę, której wygrać nie możemy. Nie teraz. Idziemy na zderzenie, które polskiej sprawie nic dobrego nie przyniesie.
W mojej ocenie dużo lepszym rozwiązaniem byłoby podpisanie ustawy i skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. W ten sposób kompromis z Unią wszedłby w życie, ale państwo polskie zachowałoby możliwość oceny ustawy już po tym, gdy zacznie ona faktycznie obowiązywać. Gdyby więc potwierdziły się obawy (których nie lekceważę), że przyniesie ona chaos i podważy uprawnienia głowy państwa oraz instytucji wymiaru sprawiedliwości, Trybunał mógłby zareagować - unieważniając konkretne paragrafy, np. o teście niezależności sędziego. Dziś zaś staje TK wobec zupełnie innego dylematu: albo zaakceptować przepisy ustawy, nadając im sankcję konstytucyjności, albo zamknąć na długo, może na zawsze, możliwość porozumienia z Komisją Europejską. Wybór, którego nie zazdroszczę.
Jeśli kampania wyborcza będzie się toczyła wokół relacji Polski z Unią Europejską, wokół KPO, będzie to służyło zarówno opozycji, jak i części Zjednoczonej Prawicy (Solidarna Polska). Nie lekceważę argumentów podnoszonych przez licznych polityków prawicy. Sumarycznie jednak, brak zamknięcia tej sprawy oznacza, że Prawo i Sprawiedliwość - rdzeń polskiego obozu niepodległościowego, jedyna siła zdolna utrzymać nasze państwo na powierzchni, jedyna formacja prawicowa zdolna w obecnych warunkach do sprawowania władzy, a nie jedynie trwania w opozycji - będzie miało mocno pod górę. I to w chwili, gdy wydawało się, że ciężka praca, i długi bieg przez płotki, zaczynają przynosić efekty. Bo owszem, Unia oszukuje i kłamie, ale - również za sprawą wojny - trochę jednak ustąpiła. Polska „soft power”, wsparta rosnącą pozycją naszego państwa, jednak zagrała. A poza tym, jakąś grę z Brukselą trzeba prowadzić. Choćby dlatego, że nastroje społeczne są - obiektywnie - takie, a nie inne, i nie zmienią tego nawet setki konferencji prasowych.
Prezydent podjął decyzję, do której miał prawo. Podniósł argumenty, które mają swoją wagę. Ale fakt jest faktem: perspektywa wyborczego zwycięstwa Zjednoczonej Prawicy wyraźnie się oddaliła. Radość po stronie opozycji jest nieskrywana, autentyczna, i również uzasadniona.
Co dalej? Wszystko zależy od Trybunału. Jeśli ktoś jednak sądzi, że werdykt potwierdzający konstytucyjność ustawy jest oczywistością, mocno się myli. Dlatego wszyscy, którym zależy na kontynuacji obecnej polityki państwa polskiego, powinni zrobić wszystko, by tę sprawę, mimo wszystko, możliwe szybko zamknąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/634003-perspektywa-wyborczego-zwyciestwa-zp-wyraznie-sie-oddalila