Do tej pory zdarzało mi się oglądać wyłączanie mikrofonu nielicznym posłom w Sejmie, gdy w swoim wystąpieniu znacznie przekraczali czas przeznaczony na poselską wypowiedź, wygłoszenie oświadczenia czy zadawanie pytań podczas debat. I także tym, którzy na mównicę wkraczali, poza kolejnością, nieuprawnieni do tego w tym momencie. Aż tu nagle okazało się, że prowadzący program telewizyjny, w której toczy się swobodna debata z udziałem polityków, dziennikarz – czyli w gruncie rzeczy moderator takiej dyskusji - wchodzi w rolę prowadzącego obrady Sejmu i w sytuacjach, które sam uznaje za odpowiednie – post factum twierdzić pewnie będzie, że było to konieczne - decyduje się na wyłączenie mikrofonu jednemu z uczestników. Z takim przypadkiem, przyznać muszę, a znam trochę media od lat ponad 30, nie spotkałem się dotychczas.
Niezależnie od tego w jak nieopanowany, czy nawet nieco gwałtowny sposób zaproszony gość reaguje na wypowiedź innego uczestnika spotkania, chcąc na gorąco zakwestionować jego opinię, prowadzący winien to należycie rozwiązać. Będąc wszak gospodarzem programu, zobowiązany jest zachować maksimum taktu i szacunku wobec każdej zaproszonej osoby. Choćby wprowadzała ona zakłócenia do zaplanowanego harmonogramu programu. Towarzyszyć temu musi założenie, iż nie robi tego złośliwie, lecz z pewnością mimowolnie. Ma właśnie taki temperament, że mimo zgłaszanych do niego uwag, musi natychmiast reagować.
Wyłączenie mikrofonu powinno wynikać z sytuacji nadzwyczajnej, np. kiedy uczestnik zaczyna w sposób mający posmak skandalu obrażać innych gości, kiedy zaczyna używać wulgarnych zwrotów.
Lekceważenie zasad
Decyzja o wyłączeniu mikrofonu, w momencie, gdy jeden uczestnik zakłóca swoimi wtrąconymi uwagami, wywód interlokutora, jest swoistego rodzaju pokazem lekceważenia podstawowych – zwyczajowo oczywiście – praw zaproszonego gościa. Zawiera także element jego poniżenia wobec innych. Co równie ważne, dowodzi mizernego profesjonalizmu prowadzącego. W skład kwalifikacji zawodowych dziennikarza wchodzi również umiejętność radzenia sobie nazwijmy je – w mało komfortowych sytuacjach. A do nich z pewnością należy sytuacja, kiedy dwoje lub troje uczestników, bo i takie przypadki nie należą do wyjątkowych, mówi jednocześnie i odbiorcy nie słyszą żadnego z nich.
Dla mnie najbardziej przykre jest to, że plonem decyzji prowadzącego jest opinia pani Magdaleny Filiks, która tak kwituje wyłączenie mikrofonu gościowi, którym był Paweł Jabłoński, wiceminister spraw zagranicznych:
Darł gębę cały program, nie reagował na prośby, przerywał wszystkim łącznie z prowadzącym. Zajął 85 procent czasu antenowego - zwykły cwaniak i cham. Nie zakrzyczycie tego, ze jesteście skorumpowani i okradacie Polki i Polaków choćby jakiś cham darł się przez 100 procent czasu.
Tak właśnie o opisanym zdarzeniu wypowiedziała się posłanka Platformy Obywatelskiej, a jednocześnie przewodnicząca Komitetu Obrony Demokracji z Barlinka w woj. zachodnio-pomorskim.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/633249-poslanka-po-magdalena-filiks-wspiera-dziennikarza-tvn