Radek Sikorski zrobił to nie pierwszy raz, a jednak za każdym razem jest coraz groźniej. Wpływowy polityk Platforny Obywatelskiej i mąż opiniotwórczej publicystki anglo-amerykańskiej już został rozgrzeszony przez Donalda Tuska, czym w dobie rosyjskiej inwazji na naszego wschodniego sąsiada otworzył drogę rosyjskim prowokacjom.
Nic dziwnego, że media rosyjskie zagotowały się z podniecenia. Radek Sikorski zrobił im swoją wypowiedzią w Radiu Zet spektakularny prezent. W programie Bogdana Rymanowskiego polityk Platformy powiedział: „Myślę, że [rząd PiS] miał moment zawahania w pierwszych 10 dniach wojny, wtedy gdy wszyscy nie wiedzieliśmy, jak ona pójdzie, że może Ukraina upadnie. I gdyby nie bohaterstwo Zełenskiego i pomoc Zachodu, różnie mogło być”. Chwilę wcześniej mówił o propozycjach Rosji dotyczących rozbioru Ukrainy. Dodajmy do tego, że od ponad 10 miesięcy w świecie rosyjskojęzycznych mediów próbuje się przekonać odbiorców, że Polska tak naprawdę nie chce pomóc Ukrainie i ale zabrać jej ziemie zachodnie. Przez 150 dni pobytu na wojennej Ukrainie widziałem jak żołnierze śmiali się z tej przaśnej propagandy, jak stukali się w głowe i ironizowali, że przecież nikt normalny w to nie uwierzy. Gdy jednak takie słowa padają z ust byłego Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczpospolitej, zresztą także byłego Ministra Obrony Narodowej, mogą zamienić się w kulę śniegową, która zmiecie wiele delikatnych niepisanych reguł w Polsce i na Ukrainie. Donald Tusk, zapytany na spotkaniu z wyborcami, o komentarz do słów swojego bliskiego współpracownika zbagatelizował sprawę. „Dlaczego dziś nikt z oficjalnych mediów nie zada jeszcze raz tego pytania Kaczyńskiemu czy Morawieckiemu, dlaczego mając od wielu tygodniu wiedzę, że Rosja za chwilę napadnie na Ukrainę, organizowali z najbardziej prorosyjskimi politykami w Europie - ku wielkiej radości na Kremlu - spotkania w Warszawie; Morawiecki jeździł do Madrytu. Przecież tego typu działania są stukrotnie ważniejsze, niż wypowiedzi tego, czy innego polityka, nawet jeśli ma czasami wybujały temperament?”. To nieprawda. Media z Kremla korzystają z wypowiedzi Sikorskiego i pokazują zarówno Rosjanom jak i Ukraińcom: widzicie? Polska chce wam wbić nóż w plecy!
Pierwsze zagrożenie: pomoc rosyjskim najeźdźcom
Już 23 stycznia jedna z najważniejszych agencji prasowych Kremla, RIA Novosti, alarmowała: Były szef polskiego MSZ, Sikorski, stwierdził, że w początkowym okresie rosyjskiej specoperacji Warszawa rozważała wariant podziału Ukrainy. Wiadomość szybko rozprzestrzeniła się w rosyjskojęzycznych mediach. Także główne białoruskie centrum medialne, Belta, cytowało obszernie informację, które podawało jako jeden z najważniejszych newsów dnia. Do komentowania ruszyli publicyści traktując Sikorskiego jako niepodważalne źródło informacji. Pamiętajmy, że czytelnik ukraiński nie zna dobrze polskiej polityki i nie wie czy Sikorski jest byłym ministrem, bo rządził u proniemieckiego Tuska 10 lat temu, czy może jeszcze kilka miesięcy temu sterował dyplomacją Warszawy. Czytelnik we wschodniej Europie nie wie, że Platforma Obywatelska jest „totalną opozycją” i że mamy w kraju polskie media, które zwyczajnie promują kłamstwa na temat rządu Zjednoczonej Prawicy - tutaj przekaz jest jednoznaczny: bardzo ważny polityk z Warszawy zdradził sekret, że Rzeczpospolita myślała o zniszczeniu Ukrainy ręka w rękę z Rosją. Po eksplozji wdzięczności Ukraińców do Polaków (wg Centrum Mieroszewskiego aż 3/4 Ukraińców wyrobiło sobie bardzo pozytywną opinię o Polsce po 24 lutego 2022 roku) jest to pierwszy i poważny cios w wizerunek wszystkich Polaków. I zachwianie zaufaniem Ukrainy, która już prawie rok wytrzymuje napad największego imperium świata.
Drugie zagrożenie: unikanie rozliczeń
Od 2014 roku Platforma Obywatelska i sateliccy publicyści oskarżają PiS o prorosyjskie sympatie. Nikt na świecie nie podejmuje tej blagi, zwłaszcza gdy po 24 lutego Polska okazała największe wsparcie dla broniącej się właśnie przed Rosją Ukrainy. Ale polscy liberałowie wiedzą co robią - polityka Tuska z lat 2007-2014 była nacechowana wieloma decyzjami na które liczył Kreml: umorzenie długów Gazpromowi, zniesienie wiz dla Rosjan z Obwodu Kaliningradzkiego, dziwne wizyty polityków Tuska (m.in, Sławomira Nowaka) w Moskwie, oddanie śledztwa smoleńskiego Rosjanom, przedłużanie umów na rosyjski gaz i wiele, wiele innych. Ostatnio nerwowo się zrobiło w PO, gdy TVP INFO wyemitowało film dokumentalny na temat prorosyjskiej polityki Donalda Tuska, pt. „Nasz człowiek w Warszawie”, autorstwa Marcina Tulickiego. Szef PO pozwał twórców materiału i domaga się zakazu rozpowszechniania filmu! Wobec potężnej TVP takie groźby są nieskuteczne, ale tak skrajnie nieodpowiedzialne wypowiedzi jak ta Radka SIkorskiego odwracają uwagę od konieczności prawdziwych rozliczeń za prorosyjską politykę rządu PO-PSL.
Trzecie zagrożenie: kompromitacja tematu
Jeśli jakiś temat poważnie zagraża potężnym siłom politycznym, to można go ośmieszyć, a jego znaczenie - zdegradować. Choć wiadomo że w polityce sporego państwa, które jest dystrybutorem bezpieczeństwa w regionie atakowanym przez Rosję muszą być rosyjscy agenci, to obecnie debata publiczna stała się na ten argument impregnowana. Jeśli o prorosyjskość można oskarżyć walczącego od dekad z wpływami Moskwy Jarosława Kaczyńskiego czy Antoniego Macierewicza albo Piotra Naimskiego, to znaczy że podejrzenie o sprzyjanie Kremlowi nic nie znaczy. Obecnie właściwie wszystkie partie parlamentarne są oskarżane o bycie pod wpływem rosyjskim, zatem jeśli wszyscy oskarżają wszystkich to waga podejrzeń opartych o prawdziwe przesłanki drastycznie maleje. I o to też chodzi rosyjskiej agenturze wpływu - w rejwachu wzajemnych okrzyków rozsądnych argumentów nikt nie usłyszy. Takim zagłuszaniem alarmów o zagrożeniu rosyjską agenturą była wypowiedź Radka Sikorskiego. To szkodzi więc nie tylko Ukrainie, polskiemu rządowi i samej Platformie - to szkodzi autentycznej dyskusji o zagrożeniu ze wschodu.
Czwarte zagrożenie: awans totalnego kłamstwa
W roku wyborczym takie kłamstwo o zamiarach rządu ma jeszcze jedno, dramatyczne znaczenie. Gdy jedna strona wyborczego sporu może formułować dowolne oszczerstwa, uderzające również w bezpieczeństwo kraju, to znaczy, że nadchodzi czas totalnej demolki państwa polskiego. Wolno już było kłamać o rzekomych uchodźcach, którzy po szkoleniach w Moskwie szturmowali naszą wschodnią granicę, wolno było straszyć brakiem węgla dla całego kraju, teraz wolno kłamać na temat najważniejszych decyzji władz RP, które uchroniły nas przed tym, by 20 kilometrów od Przemyśla stali żołnierze Władimira Putina. Opozycja staje się totalna już nie tylko w obstrukcji procedur i pracy państwowych, ale także w rozpowszechnianiu totalnych kłamstw. Jeśli tak beztrosko igrają sobie z zagrożeniem ze strony prawdziwych, posthitlerowskich ludobójców z Moskwy to znaczy, że mogą łgać we wszystkim. Mogą obiecywać niskie podatki, zarzekać się, że nie wyprzedadzą polskich firm, że nie zmniejszą naszej armii, nie zlikwidują wsparcia dla rodzin - mogą przysiądz absolutnie każdą rzecz a potem bezczelnie się z nich wycofać.
Podpalacze Polski
Bo obecnie nie ma poważniejszej sprawy niż rosyjskie zagrożenie. Na Ukrainie widziałem ślady podziemnego obozu koncentracyjnego w Jagodnem („Sieci” 32/2022), masowe groby pod Iziumem („Sieci” 39/22) czy ataki rosyjskie na Bachmut - ten wróg Polski i Europy nie ma żadnych skrupułów, chce podporządkować i zniszczyć. Jeśli wobec takiej apokalipsy Radek Sikorski czy Donald Tusk nie budzą się do obrony podobno własnej ojczyzny, to znaczy że żadne świństwo, absolutnie żaden odruch przyzwoitości nie zatrzyma ich przed marszem po władzę nad Wisłą. To jest naprawdę ogromne zagrożenie dla Polski, która ewentualnej kadencji kłamców na usługach obcych państw może po prostu nie przetrwać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/632948-cztery-grozne-dla-polski-skutki-slow-sikorskiego-i-tuska