Powstał mit, że szpitalami czy przychodniami zarządzają idioci niewiedzący, jaki sprzęt jest im potrzebny. I gdyby nie WOŚP, nigdy by takiego sprzętu nie mieli.
Kto chce, może dawać na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy ile chce. Kto nie chce, może nie dawać. Tak samo jest z krytyką WOŚP i jej wychwalaniem pod niebiosa. I podobnie jest z Jerzym Owsiakiem jako spirytusem (warto się uczyć łaciny) całego tego przedsięwzięcia. Nie ma przymusu dawania i niedawania, lubienia i nielubienia, krytyki i apologii. W dniu zbiórki WOŚP najbardziej interesująca wydaje się jednak być się całkiem inna kwestia.
Wiele osób używa argumentu, że sprzęt WOŚP uratował komuś życie, często komuś bliskiemu osobie, która o tym mówi. I tylko to jedno uratowane życie jest wystarczającym argumentem za WOŚP. Skądinąd ten argument podnoszą także osoby opowiadające się nie tylko za aborcją „eugeniczną”, ale też taką z powodów „społecznych”, a nawet za eutanazją. Istotnie, każde uratowane życie warte jest każdej ceny, ale to oczywistość, której nikt rozsądny nie kwestionuje.
Całkiem nośna jest opinia, że są takie sytuacje, gdy tylko sprzęt kupiony za pieniądze zebrane przez WOŚP ratuje życie, bo nie ma innego sposobu, żeby ten sprzęt znalazł się w konkretnych placówkach służby zdrowia i ratował życie konkretnym osobom. Tyle że to ewidentna nieprawda. Oczywiście, wiele sprzętu trafiło do placówek, które go nie miały, ale to nie znaczy, że bez tego oprzyrządowania czy urządzeń na konkretnym oddziale bądź w konkretnym szpitalu ktoś potrzebujący pomocy straciłby życie.
Doświadczenie uczy, że chory najczęściej trafia w inne miejsce, gdzie odpowiedni sprzęt się znajduje. Może zajmuje to tylko trochę więcej czasu. Bo najczęściej ratowanie życia czy leczenie to kwestia procedur, w tym także sposobu płacenia za „usługi” medyczne. Obecnie wielu pacjentów z licznych powodów (najczęściej proceduralnych) jest odprawianych z kwitkiem ze szpitali i oddziałów bardzo dobrze wyposażonych.
Przez 30 lat działalności WOŚP powstał mit, że szpitalami czy przychodniami zarządzają idioci niewiedzący, jaki sprzęt jest im potrzebny. I gdyby nie WOŚP, nigdy by takiego sprzętu nie mieli. W rzeczywistości tymi placówkami nie zarządzają głupcy i odpowiedni sprzęt raczej prędzej niż później kupują. A nawet sporo sprzętu, który już trafił do szpitali, nie jest wykorzystywana, choćby z braku specjalistów do jego obsługi. I tego żadna zbiórka nie zmieni. Przy tym placówki ochrony zdrowia kupują sprzęt zgodnie z całkiem precyzyjnymi planami, czyli najpierw nabywa się to, co ratuje życie największej liczbie pacjentów albo znacząco poprawia jakość diagnostyki czy leczenia, a potem to, co służy także pacjentom cierpiącym na rzadkie choroby.
Wiele słów krytyki można wypowiedzieć o polskiej służbie zdrowia, ale nie to, że lekarze i menedżerowie wiedzą mniej od Jerzego Owsiaka w kwestii potrzeb ich pacjentów oraz placówek (nawet licząc doradców stojących za „Jurkiem”). Nie jest tak, że zatrudnieni w szpitalach i przychodniach fachowcy podstawowe potrzeby pacjentów i szpitali ignorują, a dopiero Jerzy Owsiak im je uświadamia. To kompletny nonsens. Inne są tylko hierarchie i wybory kogoś, kto odpowiada za codzienne funkcjonowanie szpitali, a inne Jerzego Owsiaka, organizującego raz w roku pospolite ruszenie.
Jerzy Owsiak może sobie wybierać cele nawet z najgłębszego kapelusza, bo odpowiada tylko za spektakularną akcję, a nie za skalę, dostępność i skuteczność leczenia. Cała armia apologetów Owsiaka i on sam akcję WOŚP reklamuje w wielu mediach jako najważniejszą dla pacjentów, choć ona jest najważniejsza dla celów, które jej spirytus sobie postawił, także celów marketingowych.
Obiektywnie akcja WOŚP to po prostu nisza, która z priorytetami służby zdrowia jako całości, a nawet z priorytetami konkretnego szpitala nie ma najczęściej nic wspólnego. Owsiak wykorzystuje po prostu fakt, że w służbie zdrowia, także w najbogatszych krajach świata, które na leczenie wydają gigantyczne pieniądze (w USA w 2022 r. było to ok. 4,5 biliona dolarów, czyli ponad sześciokrotnie więcej niż wynosi PKB Polski), środków zawsze jest za mało. Bardzo dobrze, że się pieniądze zebrane przez WOŚP dokłada do systemu (w ciągu 30 lat to robiąca wrażenie suma 1,75 mld zł), ale co roku to pieniądze bez istotnego znaczenia dla funkcjonowania całej ochrony zdrowia.
Bezsprzecznie można dzięki pieniądzom zebranym przez WOŚP uratować czyjeś życie i to jest bardzo cenne. Ale żadnego systemowego problemu ochrony zdrowia to nie rozwiązuje i to nawet w niewielkim stopniu. Narodowy Fundusz Zdrowia ma w 2023 r. dysponować sumą 142,6 mld zł, więc 224,38 mln zł zebrane przez WOŚP w 2022 r. to zaledwie 0,16 proc. pieniędzy funkcjonujących w służbie zdrowia finansowanej ze środków publicznych. Gdy się doda prywatne wydatki pacjentów, ta suma maleje do ok. 0,10-0,12 proc. Przeciętnie sumy zebrane w ramach WOŚP stanowiły 0,5-0,8 proc. środków, jakimi dysponowała publiczna służba zdrowia.
Chwała za każde dodatkowe pieniądze, za mobilizację wolontariuszy, za rozbudzanie chęci działania na rzecz wspólnoty, ale faktycznie niewielka jest skala akcji WOŚP, gdy chodzi o całą opiekę zdrowotną. Nie można też zapominać, że jest ona droga w sensie kosztów jej zorganizowania. W dodatku była i jest ona niebywale uprzywilejowana medialnie oraz przez administrację państwową i samorządową, przez takie instytucje jak wojsko, policja czy straż pożarna. To wszystko obiektywnie kosztuje, tyle że nie Jerzego Owsiaka. Te koszty jednak przez to nie znikają. Ale nawet przymykając oko na te koszty i przyznając, że sama akcja ma sens, mamy do czynienia z marginesem, tyle że bardzo mocno nagłośnionym.
Nawet gdyby Polska była wielokrotnie bogatszym państwem niż jest, zawsze znajdą się jakieś niezaspokojone potrzeby służby zdrowia, szpitali, przychodni, grup pacjentów czy poszczególnych chorych. Bo w ochronie zdrowia właściwie nie ma górnej granicy wydatków. Na przykład w USA wydatki na ochronę zdrowia stanowią aż 18 proc. PKB (trzy razy więcej pod tym względem niż w Polsce), a i tak zbiera ona mnóstwo krytyki i nie załatwia wielu potrzeb.
Ze względu na to, że opieka zdrowotna to finansowa studnia bez dna i z każdym rokiem staje się ona coraz głębsza (na świecie i w Polsce) WOŚP i Jerzy Owsiak zawsze (do końca świata i jeden dzień dłużej) znajdą uzasadnienie dla zbierania pieniędzy na jakiś cel. I bardzo dobrze. Trzeba tylko mieć świadomość, jaka jest tego skala, jak niewiele problemów to rozwiązuje i jak demagogicznie jest rozgrywane.
Absurdem jest przekonanie, że dyrektorzy szpitali, ordynatorzy, zwykli lekarze, pielęgniarki czy menedżerowie niemający medycznego wykształcenia są idiotami albo ludźmi kompletnie zdemoralizowanymi, którzy nie wiedzą, co potrzeba ich pacjentom i nie chcą im tego dać. To jedno wielkie kłamstwo. Nie jest też oczywiście prawdą, że WOŚP i Jerzy Owsiak muszą zastępować tych wszystkich ludzi, którzy profesjonalnie oraz z oddaniem zajmują się organizacją ochrony zdrowia i samym leczeniem. Nie muszą i nie zastępują. Robią coś obok. Skoro jednak to pomaga, to należy się z tego cieszyć. Warto jednakowoż wiedzieć, ile to wszystko rzeczywiście kosztuje i czemu oraz komu służy poza pomaganiem pacjentom, co też wydaje się bezsporne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/632096-nieprawda-ze-wosp-zastepuje-organizujacych-ochrone-zdrowia