27 stycznia 2023 r. dokonał się akt dziejowej sprawiedliwości. Najuczciwszy człowiek w Platformie Obywatelskiej (później się okaże, dlaczego także najuczciwszy na świecie) został doceniony. Uczciwość zadecydowała o tym, że Sławomir Nitras ma pilnować, by wybory przebiegły prawidłowo, czyli żeby wygrała je Koalicja Obywatelska & Co. Wszelki inny wynik będzie nieuczciwy. Także ze względu na najuczciwszego na świecie stróża, nawet gdyby ktoś nazywał go złośliwie cieciem.
Nie na darmo Donald Tusk powiedział 27 stycznia 2023 r.: „Mamy w naszych szeregach Sławomira Nitrasa i nie zawahamy się go użyć. Zwróciłem się do człowieka znanego z energii, umiejętności mobilizacji, optymizmu i sprawczości, by w imieniu Koalicji Obywatelskiej zajął się przygotowaniem obrony wyborów przed manipulacjami i fałszowaniem”. Trudno zrozumieć, dlaczego nie padło słowo „uczciwość”, z czego poseł Nitras jest najbardziej znany.
Muszę przyznać, że byłem w „mylnym błędzie” wyrzucając najuczciwszemu posłowi Nitrasowi to, że w grudniu 2016 r. buszował wśród ław posłów PiS, przeglądając ich rzeczy. Nitras po prostu sprawdzał uczciwość posłów rządzącej partii poprzez kontrolę zawartości torebek i osobistych rzeczy. Wielokrotnie sprawdzał też uczciwość drogówki (nie tylko w Polsce), bo po filmie Wojciecha Smarzowskiego wiadomo, jak to z tą służbą bywa.
Sprawdzając uczciwość policjantów w grudniu 2006 r. Nitras tak się poświęcił, że rozbił na Trasie Zamkowej w Szczecinie służbowe auto ówczesnego przewodniczącego zachodniopomorskiego sejmiku Michała Łuczaka. Okazał dobroć, bo dysponent auta nie miał prawa jazdy. Rozbił, bo z trasą było coś nie tak, a nie z posłem. W marcu 2012 r. jadąc swoim autem aleją Wojska Polskiego w Szczecinie Sławomir Nitras wpadł na patrol policji i żandarmerii wojskowej, które najwyraźniej urządziły na niego zasadzkę. No i co z tego, że jechał 101 km/h w miejscu, gdzie dopuszczalna prędkość to 50 km/h? Spieszył się na służbę Polsce. Dlatego domagał się respektowania immunitetu i słusznie nie dostał 400 zł mandatu i 10 punktów karnych.
31 lipca 2009 r. na autostradzie nr 93 w Bawarii poseł Nitras sprawdzał z kolei uczciwość niemieckiej policji. Jechał na wstecznym biegu po pasie awaryjnym. A niemieckie jełopy nie mogły zrozumieć, że dzieci posła były zmęczone, córka chciała do toalety, a jego jazda nie stwarzała zagrożenia. I te jełopy chciały, żeby za jazdę pod prąd Nitras zapłacił 150 euro, przyjął 4 punkty karne oraz przez miesiąc nie siadał za kierownicą. To był ewidentny atak na posła z Polski (w latach 2009-2014 był eurodeputowanym), dlatego wyciągnął on paszport dyplomatyczny i Niemcy mogli mu nagwizdać.
W grudniu 2016 r. Sławomir Nitras biegał po Sejmie za politykami PiS ze smartfonem nastawionym na filmowanie. Chciał ich przyłapać na nieuczciwości. Zaczepiany wtedy poseł PiS Krzysztof Zaremba absolutnie nie miał racji pytając najuczciwszego: „Nitras, powiedz mi kochany, na czym ty dzisiaj jedziesz?”. Na czym by nie jechał, liczy się uczciwość. Tę cnotę poseł Nitras demonstrował miliony razy, a jeden przypadek przeszedł wręcz do historii.
Trudno zrozumieć, jakim cudem w listopadzie 2006 r. sąd nakazał najuczciwszemu opublikowanie takich przeprosin: „Sławomir Nitras przeprasza panią Teresę Lubińską za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, jakoby Teresa Lubińska jako minister finansów umorzyła zobowiązania posła Samoobrony Bernarda Ptaka w kwocie 300 tys. zł”. Sąd zachował się absolutnie nagannie, gdyż poseł Nitras musiał zapewnić sukces swemu koledze w wyborach na prezydenta Szczecina, a ten sukces oznaczał dobro Szczecina i dobro Polski.
Sławomir Nitras w autoryzowanej wypowiedzi zawartej w tekście o nim w „Rzeczpospolitej” (z 3 października 2008 r., autorstwa obecnej poseł Joanny Lichockiej) wszystko uczciwie wyjaśnił: „Był tydzień do wyborów i wiedzieliśmy, że mamy jeden słaby punkt. Kontrowersję wokół mieszkania komunalnego, które zostało Krzystkowi [Piotrowi, kandydatowi PO na prezydenta Szczecina] przyznane. Wyciągnął to PiS. Ich kandydatką była Teresa Lubińska. Było tylko kilka godzin, żeby im ‘oddać’. Posadziłem kilka osób przed komputerem i kazałem szukać. No i znaleźliśmy: sprawę umorzenia przez Ministerstwo Finansów długów pewnego działacza Samoobrony. Gdy oskarżyłem o to Lubińską, wiedziałem, że to nie ona podejmowała decyzję i że potem pewnie będę musiał przepraszać. Ale efekt [zwycięstwo Krzystka] został osiągnięty”. Właśnie: liczy się większe dobro, a nie mniejsze zło.
Sławomir Nitras słusznie miał pretensje do siebie samego, że „nieco powierzchownie autoryzował swoje wypowiedzi. Wiedziałem, że dokument umarzający długi działacza Samoobrony nie został podpisany przez Teresę Lubińską, lecz jej zastępcę. Uważam, że urzędnik państwowy ponosi odpowiedzialność za czyny swojego zastępcy. I właśnie tego zdania w mojej wypowiedzi dla ‘Rzeczpospolitej’ zabrakło”. Słusznie natomiast zabrakło tego, że decyzja o umorzeniu została podpisana 27 stycznia 2006 r., zaś prof. Teresa Lubińska przestała być ministrem finansów 7 stycznia 2006 r. Przestała, ale jej duch wciąż się w budynku na Świętokrzyskiej unosił, więc Nitras miał oczywiście rację.
Trudno zrozumieć, dlaczego w kontekście ducha Andrzej Łuc, współpracownik Teresy Lubińskiej, ośmielił się powiedzieć (w listopadzie 2006 r. szczecińskiej „Gazecie Wyborczej”), iż „wyrok oznacza, że Nitras jest kłamcą”. Jak jest, kiedy nie jest. A najbardziej wygłupił się obecny eurodeputowany Platformy Bartosz Arłukowicz (wtedy szef sztabu Jacka Piechoty, kandydata Lewicy i Demokratów), który bez sensu stwierdził, że „kłamstwo dyskwalifikuje go [Nitrasa] jako polityka o aspiracjach ogólnopolskich. Teraz nigdy już nie będzie wiadomo, kiedy poseł Nitras mówi prawdę”. Arłukowicz nie zrozumiał, że Nitras zawsze mówi prawdę. Bo zawsze jest uczciwy, a to wynika z jego biografii.
Biografię wielkiego Sławomira Nitrasa poznaliśmy 17 sierpnia 2019 r. Czytając ją w „Gazecie Wyborczej” zalałem się łzami, które wartkimi strumieniami ściekły na dywan i rozmiękczyły klepki parkietu. Prawdziwy, czyli uczciwy Sławomir Nitras to człowiek, którego życie porusza do głębi, ma ogromny walor edukacyjny, moralnie wstrząsa i wywołuje podziw. Jak może być inaczej, kiedy chodzi o człowieka pochodzącego „z biednej, wielodzietnej chłopskiej rodziny, rozkułaczonej”.
Babcia wspaniałego Sławomira „miała lęki, koszmary. Jak jej się śnili Ukraińcy, to moczyła się w nocy. Opowiadała, że w czasie wojny uciekała przed nimi, kryła się po lasach z niemowlęciem, starszym bratem mamy”. I mimo to jej wnuk starał się „wspierać mniejszość ukraińską na Pomorzu”, gdyż „oni też doznali cierpień”.
Ojciec Sławomira „dostał się bez egzaminów na Wojskową Akademię Techniczną w Warszawie, ale przyjechali do babci na wieś smutni panowie”. Dlatego babcia, „której siostra była przełożoną zakonu loretanek w Polsce, a bratanek księdzem – zabroniła ojcu pójść na taką komunistyczną uczelnię”, choć „te studia były jego marzeniem”.
Najuczciwszy Sławomir, uczący się w Koszalinie, oddalonym o 60 km od rodzinnego Połczyna, „wychodząc w poniedziałki z domu na autobus, który o szóstej rano odjeżdżał do Koszalina, płakał”. Bo przeniósł się z pełnego miłości domu „do koszmaru, jakim był męski internat, w którym przy 13 stopniach mrozu kaloryfery były zimne”. A starsi koledzy „bili po prostu, a potem zabrali magnetofon Grundig”. Ale Sławek nie dał się złamać, „chociaż ciężko było”.
Po latach Sławomir „wierzy w Boga, ale w Kościele czuje się coraz bardziej obco”. Bo Kościół „nie spełnia jego oczekiwań”, czuje się z niego „wykluczany”, choć w sercu ma gorącą wiarę. Z tego powodu na imprezie Campus Polska Przyszłości chciał „opiłować katolików”, czyli przywrócić proporcje. Z uczciwości tak chciał. Każdy wie, że maj kojarzy mu się „z majowym” (nabożeństwem), czerwiec - „z czerwcowym”, październik – „z różańcem”, przełom listopada i grudnia – „z adwentem”, a marzec – „z wielkim postem”. Dlatego musi reagować, gdy „hierarchowie niszczą dorobek społeczny Kościoła w Polsce”. Ale wiedzą, że ich czas się skończył, że „wraz z nimi odejdzie ten rodzaj wpływu na państwo. A Kościół zostanie”. W sercu takich ludzi jak najuczciwszy Sławomir.
Skoro Nitras jest najuczciwszy, ma prawo apelować, „żebyśmy się nie okładali tępymi pałkami, tylko żeby mierzyć się i walczyć o wartości, poglądy, idee”. On pałki nie używał nigdy, chyba że puchową, jak wtedy gdy kopnął posłankę PiS Iwonę Arent. W słusznej sprawie. Jak się to wszystko wie, nie ma lepszego kandydata (na całym świecie), by pilnować we Polsce wyborów. Trzeba podziękować Donaldowi Tuskowi, że nie zawahał się najuczciwszego Sławomira użyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/631998-nie-ma-na-swiecie-uczciwszego-czlowieka-od-nitrasa-slawomira