Sprawa, w której zabrali głos na łamach „Gazety Wyborczej” Dorota i Krzysztof Brejzowie, dotyczy piątkowych doniesień tego dziennika o dotarciu dotarła do wniosku, który w 2019 r. pozwolił na inwigilację Brejzy. Miał go złożyć ówczesny wiceszef CBA Grzegorz Ocieczek, a zatwierdzić zastępca prokuratora generalnego Bogdan Święczkowski, obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego.
Jak czytamy w „GW”, CBA chciało inwigilować Brejzę programem Pegasus przez trzy miesiące, ale sąd wydał zgodę tylko na miesiąc. Z raportu kanadyjskiej organizacji Citizen Lab wynika jednak, że kontrola operacyjna senatora trwała znacznie dłużej - od kwietnia do października 2019 r.
We wtorek „GW” wróciła do tematu publikując obszerny wywiad z Brejzami i przypominając, że we wspomnianym okresie Krzysztof Brejza był szefem sztabu Koalicji Obywatelskiej w kampanii wyborczej do parlamentu.
„Chodziło o atak na moją rodzinę”
Pytany o udział w sprawie Ocieczka i Święczkowskiego Brejza zasugerował związek użycia przez CBA Pagasusa z faktem, że wspomniani byli przez niego przesłuchiwani w komisji śledczej ds. badania nacisków.
Chodziło o atak na moją rodzinę – ojca, mamę, a także żonę. To było wielowektorowe działanie, oparte na kłamstwie i obsesji dopadnięcia mnie. I teraz widać, skąd ta obsesja płynęła
— ocenił Krzysztof Brejza.
CZYTAJ TAKŻE:
„Motywy polityczne tej sprawy są jednoznaczne”
Motywy polityczne tej sprawy są jednoznaczne. […] Tej sprawy nie da się już zamieść pod dywan. Nie można już twierdzić, że Pegasusa nie ma. […] To perfidna, brudna polityka – i tu wszystko jest oparte na kłamstwie.
— wtórowała mu żona wyrażając ufność, że „niezależna prokuratura będzie chciała to wszystko wyjaśnić, zwłaszcza w tym kontekście politycznym”.
Brejzowie w wywiadzie tłumaczą, że zgoda na ich inwigilację - wydana na jeden miesiąc, trwająca trzy miesiące - została „wyłudzona przez służby” i „opartsa na kłamstwie”. Sugerują także m.in., że „inwigilacja prowadzona była bez jakichkolwiek pozorów jej legalności przez okres kampanii parlamentarnej w 2019 r.”.
To, że ja nie mam nic wspólnego z żadnymi przestępstwami, funkcjonariusze wiedzieli od samego początku, od 2017 r., a mimo to wprowadzili sąd w błąd. To będzie przedmiotem przyszłej sprawy karnej tych, którzy uczestniczyli w tej perfidnej operacji
— zapowiedział Krzysztof Brejza odnosząc się – jak przypomniała sama „Gazeta Wyborcza” - do sprawy o wyprowadzania pieniędzy z urzędu w Inowrocławiu, gdzie prezydentem jest jego ojciec.
Przez miesiąc zatwierdzonego przez sąd podsłuchu byłem inwigilowany w nadziei, że „coś się na mnie znajdzie”. Ale zostali z niczym. Już po pierwszym ataku Pegasusem, 26 kwietnia 2019 r., wiedzieli, że jestem czysty i nie potwierdzają się pomówienia z uzasadnienia kontroli operacyjnej
— kontynuował.
Brejzowie w rozmowie z „GW” sugerują także, że sąd, wydając zgodę na podsłuch, mógł w ogóle wiedzieć, że zatwierdza użycie przez CBA Pegasusa, ponieważ „przy składaniu wniosków w tamtym czasie nazwa tego programu nigdy nie figurowała”. Z kolei „ludzie ze służb” wypuścili „zmanipulowane materiały ze śledztwa” w TVP dwa miesiące przed wyborami „w akcie desperacji”.
Telewizja rządowa rozpoczęła na tej podstawie dwumiesięczny seans nienawiści wobec mnie i moich najbliższych.
- tłumaczy na łamach „Wyborczej” Brejza.
Nękani za „badanie afery Amber Gold”
W dalszej części wywiadu Dorota i Krzysztof Brejza tłumaczą, że „tak szeroko zakrojona operacja” przeciw nim jest wynikiem „odkrywania wielu afer rządu PiS – z aferą tzw. nagród w rządzie na czele. Wspomniał także w tym kontekście o swoim udziale w badaniu w komisji śledczej afery Amber Gold, kiedy „naraził się prokuratorom z Gdańska, którzy wtedy zawalili tę sprawę”.
Gdy w sierpniu telewizja publiczna rozpoczęła ataki na mnie, miałem prezentować własny raport końcowy z komisji Amber Gold i zaniedbania gdańskiej prokuratury
— ocenia.
Dalsze plany Brejzów
Pytani o dalsze plany w tej sprawie Dorota i Krzysztof Brejza poinformowali, że z ich inicjatywy „w sądach toczy się obecnie kilkanaście spraw, wiele z nich to cywilne”. Jednak najważniejsza z nich jest „sprawa karna w prokuraturze w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie Krzysztof Brejza jest pokrzywdzonym w związku z nielegalną inwigilacją Pegasusem”.
Nie mamy złudzeń co do tego, że politycznie dyspozycyjna prokuratura będzie chciała sama siebie skontrolować. Ale wierzymy, że niezależni śledczy będą chcieli zbadać tę sprawę i pociągnąć do odpowiedzialności osoby, które za to odpowiadają
— mówi „Wyborczej” Dorota Brejza.
Żyjemy w czasach przestępczej triady, której członkami są nie tylko służby specjalne i prokuratura, ale też telewizja rządowa. Ona stała się narzędziem propagandy i wymierzania „sprawiedliwości” ludowej. To obrzydliwy mechanizm niszczenia człowieka. Nie zamierzamy się na to godzić
— dodaje informując, że sprawą użycia przeciw nim Pegasusa zajęła się komisja Parlamentu Europejskiego, i zapowiadając, że trafi także do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Ziobro: „Jeżeli były takie decyzje, to znaczy, że były ku temu mocne podstawy”
Sprawę inwigilacji posła Brejzy skomentował dzień wcześniej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Podkreślił, że w przypadku wniosków służb o stosowanie podsłuchów zawsze decyzja sądu poprzedzona jest stanowiskiem prokuratora.
Co do zasady, takich decyzji nie wydaje prokurator generalny, tylko czynią to w ramach swoich obowiązków zastępcy prokuratora generalnego
— mówił.
Czy tak było w tym wypadku, czy nie było, trudno mi się wypowiadać. Ja nie uczestniczę na co dzień w tej procedurze, tyle mogę powiedzieć
— przyznał zaznaczając, że jeżeli „były takie decyzje, to znaczy, że były ku temu bardzo poważne i mocne podstawy”.
Jeżeli taka procedura byłaby zarządzona, to znaczy, że nie wystarczyła decyzja zastępcy prokuratora generalnego, tylko konieczna była decyzja niezawisłego sądu i bez decyzji niezawisłego sądu, czyli bez dochowania wszystkich procedur, takie decyzje był nie zapadły
— tłumaczył.
Rdm/ „GW”, PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/631437-brejza-skarzy-sie-na-rzekome-inwigilowanie-pegasusem