Jeśli jakiś polityk z Polski mógłby wygadywać to, co natychmiast podchwytuje ruska propaganda i się tym zachwyca, jest nim Sikorski.
Przecież nie można być aż tak głupim – pocieszają się politycy Platformy Obywatelskiej, gdy mowa o ostatnim wyskoku Radosława Sikorskiego. Tylko czy odpowiedź Sikorskiego na pytanie Bogdana Rymanowskiego (w Radiu Zet) to wyskok? Pytanie:
Pan wierzy w to, że rząd PiS-u przez moment myślał o rozbiorze [Ukrainy]?
Odpowiedź:
Myślę, że miał moment zawahania w pierwszych 10 dniach wojny, wtedy, gdy wszyscy nie wiedzieliśmy, jak ona pójdzie, że może Ukraina upadnie.
Jeśli jakiś rząd w Unii Europejskiej nigdy nie przyjąłby propozycji rozbioru Ukrainy, a nawet nie chciałby o tym rozmawiać, to jest to rząd Zjednoczonej Prawicy. I z drugiej strony: jeśli jakiś polityk z Polski mógłby wygadywać skończone brednie, które natychmiast podchwytuje ruska propaganda i się nimi zachwyca oraz je wzmacnia, to jest nim Radosław Sikorski. W obu wypadkach nie ma wątpliwości, nie ma przypadku, nie istnieją okoliczności cokolwiek zamulające.
Rząd Zjednoczonej Prawicy nigdy by się nie zgodził na rozbiór Ukrainy ze względu na zasady i fundamentalne interesy Rzeczypospolitej. Sikorski by to rozważał ze względu na pilną i desperacką potrzebę znalezienia kogokolwiek, z kim mógłby się podzielić własnymi karygodnymi, a wręcz zbrodniczymi błędami, wchodzącymi nawet w zakres zdrady dyplomatycznej (art. 129 kodeksu karnego). Sikorski wie, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nigdy by Ukrainy nie sprzedał i wie, jak fatalną politykę wobec Ukrainy i Rosji sam uprawiał. Dlatego musi się wręcz histerycznie drzeć, żeby odwrócić od siebie uwagę i musi zachowywać się wyjątkowo podle, żeby rozmyć swoje winy, a najlepiej znaleźć wspólników. Wszystko to Sikorski robi z premedytacją, a nawet z pewnym upodobaniem, graniczącym z ekstazą.
Były szef MSZ celowo podrzuca Putinowi i jego propagandzie argumenty do ataków na Polskę, bo na celowniku jest właśnie Polska, a nie on. Nie szkodzi, że pochwały pod jego adresem ze strony np. Marii Zacharowej, rzeczniczki rosyjskiego MSZ, każdego normalnego Polaka (nie tylko polityka) powinny doprowadzić do pilnego przemyślenia tego fragmentu wiersza Czesława Miłosza, który na Krakowskim Przedmieściu nieudolnie wydukał Donald Tusk. Sikorski odwrotnie: czuje satysfakcję i chyba nawet nie jest to masochizm. Nigdy się nie przyzna do okropnych błędów i będzie brnął w kolejne, byleby zagłuszyć te poprzednie. Licząc na to, że zrobi ludziom kompletny kapuśniak w głowach, sam sobie robi kapustę z grochem.
Gdy po wysadzeniu ładunków, które zniszczyły fragmenty rur Nord Stream, Sikorski napisał na Twitterze „Thank you, USA”, rzecznik Departamentu Stanu Ned Price powiedział: „Idea, że Stany Zjednoczone w jakikolwiek sposób zamieszane w ten prawdopodobny sabotaż gazociągów Nord Stream, jest niedorzeczna. To nic więcej niż funkcja rosyjskiej dezinformacji i tak powinna być traktowana”. Sam Sikorski najwyraźniej jest z siebie dumny, że stał się „funkcją rosyjskiej dezinformacji”.
Wybitny historyk i znawca Rosji prof. Andrzej Nowak tak podsumował działania Sikorskiego: >Uważał, że rozmawiać trzeba z silniejszymi sąsiadami, z Rosją i Niemcami, nawet na kolanach (…), a na słabszych można krzyczeć albo ich zignorować. (…) Dech zapiera bezczelność, hucpa ludzi [Tuska i Sikorskiego] najbardziej zaangażowanych w popieranie agresywnej polityki Putina całkowitą biernością i podporządkowaniem Polski jego planom. A dzisiaj ośmielają się pouczać, występować bez zmrużenia oka w roli jakichś autorytetów moralnych w sprawie polityki wschodniej. Poniekąd są ekspertami, skoro „nikt - poza oczywiście Władimirem Putinem - nie zrobił tyle, ile Donald Tusk i Radosław Sikorski, żeby zaszkodzić Ukrainie. Żeby wesprzeć Putina w agresji na Ukrainę w tych latach do 2013 r.
A później też nie było lepiej.
Sikorski szukał porozumienia z Rosją kosztem Litwy i Ukrainy. Upokarzał te państwa, na co wobec Rosji nigdy się nie odważył, a wręcz zachowywał się jak wasal Siergieja Ławrowa, z którym się spotykał, a nawet zaprosił jako mentora dla polskich dyplomatów. Absolutnie kompromitujące (chyba że chodzi o wykonanie jakiegoś zadania) były wypowiedzi Sikorskiego o stworzeniu dla Rosji ścieżki do NATO i traktowanie tego państwa jak normalnej demokracji, z którą uprawia się przyjacielską dyplomację – jak on z Ławrowem. Fatalna strategia Sikorskiego zaczęła się od ataków na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by uniemożliwić mu prowadzenie aktywnej polityki zagranicznej. Były kpiny po incydencie w Gruzji (ostrzelanie miejsca, gdzie byli prezydenci Saakaszwili i Kaczyński), była współpraca z Rosją przeciw prezydentowi w przededniu katastrofy smoleńskiej.
To Sikorski, razem z żoną Anne Applebaum, są autorami prowokacyjnych tez, jakoby USA nie chciały bezwarunkowo bronić Polski, a nawet zgodziłyby się na jakąś formę okupacji Polski przez Rosję. Po takich „numerach” nawet politycy PO zaczęli się zastanawiać, dlaczego Radosław Sikorski zachowuje się tak, jakby był zakładnikiem Putina i Rosji, wpisującym się w rosyjską politykę dezintegracji, dezinformacji i manipulacji wobec Polski. Sikorski zaczął urzędowanie w MSZ od ugruntowania przyjaźni z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem, jednym z najgorszych moskiewskich jastrzębi i kłamców jednocześnie.
Powtarzanie rosyjskiego i kagebowskiego legendowania przed 2010 r. (a także przed 2014 r.) w sprawie Polski, Europy, demokracji czy czegokolwiek innego jest wyjątkowo kompromitujące dla byłego szefa MSZ. Nie sposób zrozumieć, jak on się znalazł na takim stanowisku (chyba że chodzi o wykonywanie jakiegoś zadania). A jeśli je sprawował na serio, to chyba tylko boskiej opiece zawdzięczamy, że nie doszło do jakiejś totalnej katastrofy.
Zanim w 2019 r. Sikorski dostał się do europarlamentu, niegdysiejszy kandydat na sekretarza generalnego NATO, przewodniczącego Rady Europejskiej, prezydenta Polski, a w najgorszym wypadku Wysokiego Przedstawiciela Unii Europejskiej ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej snuł się po imprezach bardzo przeciętnej rangi, nudził i wpadał w dekadenckie klimaty. Może dlatego, że nie ustawiały się do niego kolejki chętnych do składania hołdów, a nawet do zdawkowego zagadywania. Tym bardziej zagadkowe jest więc to, kto płaci Sikorskiemu setki tysięcy euro rocznie za doradzanie, co znalazło się w jego oświadczeniu majątkowym i wywołało zdziwienie nawet przychylnych mu eurodeputowanych.
Inwestowanie w dwór w Chobielinie, zapraszanie tam ważnych osobistości ze świata, traktowanie tej posiadłości jak magnackiego pałacu było przygotowaniem do funkcjonowania Sikorskich jak pary królewskiej, a przynajmniej książęcej. Prezydentura byłego szefa MSZ miała być równie wzniosła i majestatyczna jak Ignacego Mościckiego w II RP, a nawet bardziej, bo znana, światowa i wpływowa żona miała legendę Sikorskich przenosić w świat. I nagle ten wielki balon pękł, a po planach nie zostało dosłownie nic. Sikorscy uświadomili sobie, że nie tylko nie zrealizują planu maksimum, ale żadnego. Do czego mogło to pchnąć Sikorskiego, można się tylko domyślać.
Sam Sikorski odkrył prawdziwe oblicze Putina, a i to dalekie od prawdy, dopiero w styczniu 2022 r., co pokazuje albo kompletne zaczadzenie, albo ogromne niedostatki analityczne. Owóż w styczniu 2022 r. Sikorski zauważył, że „Rosja pod panowaniem Putina wraca do polityki mocarstwowej”. Kiedy w 2010 r., zaledwie kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej zakumplował się z Siergiejem Ławrowem, realizatorem polityki zagranicznej Putina, a nawet pozwalał mu indoktrynować polskich dyplomatów, Putin ani nie panował, ani nie prowadził wielkomocarstwowej polityki. Czy można być aż tak niemądrym? A jeśli, to za jaką cenę?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/631436-po-co-sikorski-odgrywa-role-solisty-w-orkiestrze-putina