To nie pierwszy raz, gdy Radosław Sikorski dostarcza Rosjanom pożywkę dla ich wojennej propagandy.
Już w marcu zeszłego roku pisał on na Twitterze o dogadaniu się Orbana z Putinem na „rozbiór Ukrainy”. To jednak nie był nowy temat, bo niemal w tym samym czasie o tym, że to z kolei Polska ma rzekomo zająć zachodnią Ukrainę, pisał Roman Giertych. Skąd taki pomysł? Mecenas wysnuł go z propozycji prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego nt. misji pokojowej NATO. Do zabawy włączył się nawet Tomasz Lis, który komentując słowa Siergieja Ławrowa ocenił, że są one potwierdzeniem „szalonej koncepcji Giertycha”. I tak to się wtedy kręciło.
Oprócz fanatyków Platformy Obywatelskiej zgrupowanych pod hasztagiem #SilniRazem nikt w te bzdury nie uwierzył. Wszyscy zgodnie je potępili. Dla wszystkich racjonalnie myślących, jasne było to, że są one szkodliwe dla państwa polskiego. Dlaczego więc Sikorski znów do nich wraca? A broni go m.in. b. minister finansów Jan Vincent Rostowski.
Na wstępie trzeba odrzucić myśl, że europoseł Platformy może wygadywać te bzdury bezcelowo.
Sikorski uspokaja fanatyków Platformy
Moim zdaniem trzeba tutaj zwrócić uwagę na czas i to, jakie decyzje dot. militarnego wsparcia Ukrainy obecnie zapadają. Być może za kilka-kilkanaście dni usłyszymy, że w końcu udało się dojść do porozumienia i czołgi Leopard są w drodze na Ukrainę, a może już nawet tam są. Będzie to bez wątpienia wielki sukces Polski. Wkład polskiego rządu w to, że ten temat zaistniał, a prawdopodobnie zakończy się również wysłaniem broni pancernej na front, jest ogromny. I jak z takim obrazem mają poradzić sobie fanatycy Platformy Obywatelskiej, którzy od miesięcy czy nawet lat, są karmieni propagandą o rzekomej prorosyjskość polskiego rządu? Przecież to nie ma sensu.
I tutaj wkracza Radosław Sikorski, który wywraca stolik i bełkocze coś o „rozbiorze Ukrainy”. Od tej pory zamiast o czołgach, to debatujemy o tym, dlaczego były szef MSZ występuję w orkiestrze Putina. Taką narrację podłapuje natychmiast niejaki Tomasz Wiejski, który zadaje na Twitterze absurdalne pytanie premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. I tak to się kręci.
Powiedzą Państwo, że to są niepoważni ludzie. Tak? Gdyby tak było, to Sikorski nie byłby zapraszany przez mainstreamowe media na kolejne wywiady. Skoro można było wyciąć tych, którzy nie zgadzali się ze wszystkim tym, co mówiono o pandemii koronawirusa, to Sikorskiego nie można zbanować? A Wiejski? Przecież na Twitterze obserwują go nawet b. szef CBA Paweł Wojtunik czy poseł Bartosz Arłukowicz. Zgaduję, że nie dla śmiechu, ale żeby „czegoś się dowiedzieć”. To musi być przecież poważny człowiek, skoro tacy ważni ludzie go na Twitterze obserwują.
Zresztą rolą Wiejskiego i jemu podobnych, a także po części Sikorskiego, jest „obsługa” wszystkich fanatyków Platformy zebranych po szyldem #SilniRazem. To do nich adresowane są bzdury o rzekomej gotowości polskiego rządu do „rozbioru Ukrainy”.
A co z Platformą? - ktoś zapyta. Borys Budka przecież już się odciął od wypowiedzi b. szefa MSZ, a Tusk będzie milczał, chyba że o Sikorskiego zapytają go na konferencji dziennikarze.
I jeszcze jedno na koniec. Widzę na Twitterze oburzenie dziennikarzy. Nie dziwię się. Ciekaw jednak jestem, czy po kolejnej już takiej „wpadce” Sikorskiego, dostanie on bana na mainstreamowe media? Szczerze wątpię.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/631393-sikorski-doskonale-wie-co-mowi-tylko-polski-szkoda