„Widziałbym tutaj kolejny akt budowania takiej narracji na zasadzie lustrzanego odbicia - mówiąc o własnej polityce, [Radosław Sikorski] próbuje przerzucić ją na rządzących” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Arkadiusz Jabłoński, socjolog z KUL.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jak oceniłby Pan wypowiedź byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego o tym, że polski rząd miał „moment zawahania” w kwestii wsparcia Ukrainy, a przynajmniej w pierwszych dniach wojny i dopiero po reakcji Zachodu i bohaterskiej postawie Ukraińców i prezydenta Zełenskiego stanął po stronie kraju broniącego się przed rosyjską agresją? Kolejna sugestia, że PiS planował „rozbiór Ukrainy”?
Prof. Arkadiusz Jabłoński: Radosław Sikorski powinien być szczególnie ostrożny w wysuwaniu tego rodzaju tez, zwłaszcza po tym, jak w 2014 r. powiedział do Ukraińców w Kijowie, że jeśli nie ustąpią i nie poddadzą się rozwiązaniom dla nich niekorzystnym, skończy się to bardzo źle.
Widziałbym tutaj kolejny akt budowania takiej narracji na zasadzie lustrzanego odbicia - mówiąc o własnej polityce, próbuje przerzucić ją na rządzących.
Co ciekawe, Sikorski sam ma na koncie dość niefortunną wypowiedź z 2014 r. - o tym, że Putin miał kilka lat wcześniej proponować rozbiór Ukrainy ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi. Później co prawda na wiele sposobów to odkręcał, ale wówczas te słowa wywołały duże poruszenie.
Tworzyli jakieś takie dziwacznie brzmiące konstrukcje, trudno powiedzieć, czemu one miały wówczas służyć, bo chyba właśnie temu, żeby wprowadzać w dyskurs publiczny tezy, które mogłyby świadczyć negatywnie o Polsce, która miałaby uczestniczyć w tego rodzaju inicjatywach wbrew wielowiekowej tradycji poszanowania dla suwerenności i niepodległości państw.
W przypadku pana Sikorskiego możemy mówić także o polityce usprawiedliwiania innych - w tym przypadku jego faworytów, czyli Niemiec. Jeżeli nawet zdobędzie się na krytykę pod adresem rządu w Berlinie, to musi zrównoważyć je sugestiami, jakoby w Polsce też brakowało woli czy jednoznaczności w kwestii pomocy Ukrainie.
Jest to kolejny rodzaj dezinformacji, wprowadzania opinii publicznej w błąd i działania, które na pewno nie służą polskiej racji stanu.
Takie tezy wyglądają inaczej, kiedy głosi je internetowy hejter czy też samozwańczy dziennikarz śledczy rozpowszechniający dziwaczne teorie spiskowe, a inaczej - znany, wpływowy polityk, pełniący w przeszłości wysokie stanowiska państwowe, takie jak minister obrony narodowej, minister spraw zagranicznych czy marszałek Sejmu.
Niestety, swoimi wypowiedziami pan Radosław Sikorski już dawno zasłużył na memiczny obrazek Radka z Chobielina. Powaga wynikająca z pełnionych funkcji, stanowisk, coraz bardziej przykrywana jest przez zbiór niefortunnych, zupełnie irracjonalnych wypowiedzi, w treści raczej sytuujących tego polityka po stronie postaci memicznych, a coraz mniej - poważnych, których słowa mają wpływ na to, co się dzieje.
Od jakiegoś czasu, a na pewno od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, Platforma Obywatelska stara się prezentować jako partia od początku dostrzegająca zagrożenie z Moskwy, a PiS - które przecież wielokrotnie było krytykowane czy wręcz wyśmiewane, kiedy ostrzegało przed Putinem - obecna opozycja próbuje kreować jako partię wręcz prorosyjską. Czy Sikorskiemu, Tuskowi i Platformie uda się przekonać opinię publiczną do tej narracji?
Nam się wydaje - myślę tutaj o osobach, które zajmują się komentowaniem czy analizą zjawisk politycznych - że ludzie wyraźnie widzą to, co się dzieje. Jako socjolog dostrzegam jednak, że społeczeństwo bardzo często myli pewne postacie, wydarzenia. W ten sposób wystarczy, że pewne kłamstwo jest wystarczająco często powtarzane, aby w różnych środowiskach przykleiło się jako prawda, z którą trudno dyskutować. Jedynym lekarstwem na tego typu kłamliwe narracje jest ciągłe prostowanie, pokazywanie, że jest inaczej, tak, aby właśnie ta mniej zorientowana część wyborców mogła sobie właściwie to poustawiać i nie mylić podstawowych wypowiedzi, wydarzeń, bo na to liczą ci wszyscy, którzy próbują tak odwracać kota ogonem.
A jak widzimy na przykładzie filmu „Nasz człowiek w Warszawie”, to pokazywanie i prostowanie chyba jednak trochę przeszkadza bohaterom tych filmów?
Oczywiście, że tak. To jest właśnie ten rodzaj koniecznej riposty na kłamstwo. Budzi to sprzeciw, pojawiają się nawet hejty czy wprowadzanie jakiejś cenzury prewencyjnej. A niekiedy prowokuje to do jeszcze większego kłamstwa czy wręcz konfabulacji, które mają przedstawiać obecnie rządzących w jak najgorszym świetle, włącznie z insynuacjami, o których mówimy i które wpisują się w rosyjską propagandę - że Polska ma w tej pomocy dla Ukrainy swój własny interes odzyskania ziem z I Rzeczypospolitej itp. itd..
To konfabulacje, ale z nimi trzeba się liczyć, ale one wpisują się w logikę walki politycznej uprawianej po stronie opozycji, zwłaszcza PO.
A przecież od pierwszych dni wojny, ale nie tylko, wszyscy widzieliśmy materiały i zdjęcia z rozmów, spotkań przedstawicieli polskich i ukraińskich władz. Czy to jakoś zaciera się w pamięci tym, którzy sugerują, że rząd czekał najpierw na to, że Ukraina upadnie albo na to, co zrobią Stany Zjednoczone?
Widzi pani, to też można przedstawiać w różnych świetle. Są bowiem również takie partie polityczne i stronnictwa, które twierdzą np., że polski interes jest stawiany poniżej interesu Ukrainy czy wyznaczająca granice, których żadna władza nie powinna przekraczać, pomagając naszym zaatakowanym przez Rosję sąsiadom. A w sytuacji takiego klimatu historii czy konfabulowania, brakuje jednak prawdziwej funkcji opozycyjnej, jaką jest funkcja kontrolna. Tego, co trzeba robić, opozycja nie robi, bo jest to trudne, czasochłonne, niekiedy mało widowiskowe, zastępują więc tę funkcję kontrolną hejtem, kłamstwem, oszczerstwami.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/631273-prof-jablonski-sikorski-probuje-usprawiedliwic-niemcy