Tydzień temu, po wolcie Szymona Hołowni napisałam, że były gwiazdor TVN ryzykuje tym, że zamiast okiwać partnerów na opozycji, sam się zakiwa, a do wyborów dojedzie z poparciem oscylującym wokół progu wyborczego. A po głosowaniu nad nowelizacją ustawy o SN, w którym lider Polski 2050 złamał umowę liderów opozycji (tak przynajmniej twierdzi większość z nich) znajdzie się wiele osób, które chętnie mu w tym pomogą. Bardzo szybko okazało się, że miałam rację, bo gromy na głowę Hołowni sypią się ze wszystkich stron.
Czytaj także:
Liderzy opozycji wściekli na Szymona Hołownię. On ich okiwa czy się zakiwa?
O tym, że medialny atak na Hołownię, wpierany lub inspirowany przez PO ruszył pełną parą niech świadczą choćby wpisy byłego redaktora naczelnego „Newsweeka” Tomasz Lis przekręcił nazwisko lidera Polski 2050, nazywając go „Kałownią’2023”. Napisał też na TT:
Głosując na Hołownię, głosujesz na utrzymanie się Kaczyńskiego przy władzy.
Wcześniej Hołownię rugała już Gazeta Wyborcza:
Szymon Hołownia po chuligańsku zerwał porozumienie opozycji. I bardzo wielu odetchnęło z ulgą, bo teraz mają wygodny pretekst do pogrzebania idei wspólnej listy. W sprawie głosowania nad niepraworządną ustawą o Sądzie Najwyższym, mającą ułatwić odblokowanie unijnych pieniędzy z KPO, opozycja grała o trzy ważne stawki. I gdyby nie wolta Hołowni, byłoby całkiem nieźle
— komentowała piórem Marka Beylina „Gazeta Wyborcza”.
W ostatnim tygodniu słów krytyki nie szczędzili także politycy partii opozycyjnych. Tuż po głosowaniach Borys Budka mówił o utraconym zaufaniu do Szymona Hołowni, podobnie Marek Sawicki, który wspominał o cieniu, jaki padł na zaufanie do Hołowni, Aleksandra Gajewska nazwała lidera Polski 2050 „liderem w krótkim spodenkach, który dba o swój interes”, a Marcin Kulasek z Nowej Lewicy mówił, o domknięciu przez Hołownię wieka trumny jednej wspólnej listy opozycji. To tylko niektóre z całej szerokiej gamy głosów rozczarowanych partnerów na opozycji. Zachowanie Hołowni wszyscy odczytali w ten sam sposób, że lider Polski 2050 postanowił wszystkich okiwać i zagrać na siebie, licząc, że zyska poparcie w oczach najbardziej antypisowskiego elektoratu.
Cały miniony tydzień Hołownia próbował tłumaczyć się z wolty. Problem w tym, że im bardziej się tłumaczył, tym większe wydawało się być jego ego.
Oni nie są dla mnie partnerami do rozmowy. Dla mnie partnerem do rozmowy jest Donald Tusk
— komentował komentarze polityków opozycji na swój temat lider Polski 2050 w Polsat News. W „Expressie Biedrzyckiej” lider Polski 2050 mówił zaś tak:
Pani sugeruje, czy też inni politycy sugerują, że jestem egoistą. Przecież ja bym dziś mógł się spokojnie z Tuskiem ułożyć na co chcę. Ja personalnie z moimi najbliższymi wspólnikami, mógłbym się z każdym ułożyć na co chcę. (…) Pokazaliśmy przez te trzy lata, że umiemy zbudować środowisko i byśmy odpłynęli złotą łódką
— pławił się w samozachwycie Hołownia.
A o tym, że lider Polski 2050 uwierzył w swoją moc i zachłysnął się pozycją języczka u wagi świadczyć mogą słowa posłanki jego ugrupowania Pauliny Hennig-Kloski, która w RMF FM mówiła:
Przygotowujemy się do samodzielnego startu w wyborach. (…) Mówienie o jednej liście opozycji demobilizuje elektorat
— wyznała pani poseł.
Dziś Hołownia z podobną wyższością zwrócił się do Donalda Tuska.
Kochany Donaldzie…
— powiedział lider PL2050, wywołując śmiech na sali.
Chcę ci powiedzieć, że od naszej długiej serdecznej rozmowy minął już tydzień. I nic się u nas nie zmieniło
— dodał, a zgromadzeni zareagowali jeszcze większym rozbawieniem.
Niezależnie od tego, ile razy jeszcze sejmowy opozycyjny kabaret starszych panów zaśpiewa mi: „Psuja! (…)”, moje zdanie pozostanie niezmienne. Tak, czas decyzji się zbliża, ale my wszyscy, jak snajper, mamy tylko jeden pocisk, jeden strzał
— mówił Hołownia.
Od piątku nic się nie zmieniło. My nadal stoimy na stanowisku, na którym stoimy od bardzo wielu miesięcy. Na stole powinny być teraz wszystkie listy, wszystkie opcje, od jednej listy do samodzielnych startów. A decyzja powinna zapaść po dokładnym policzeniu wszystkich wariantów, tak by rzecz opierała się nie na naszych płomiennych deklaracjach, intuicjach i serdecznych wskazaniach naszych rozgrzanych umysłów, czy ciśnieniu aparatu, czy innych okolicznościach, ale na obiektywnej, rzetelnej analizie
—- powiedział.
Z tego swoistego odlotu Hołowni i ataku na niego może cieszyć się Lewica, która także podszczypuje Szymona, a której ten odbiera wyborców. Z drugiej strony, dla Lewicy Hołownia stał się dobrym pretekstem do wykręcenia się ze wspólnej listy, która tak naprawdę nie była od początku Nowej Lewicy w smak. Głównym problemem był brak zaufania do Donalda Tuska, niechęć, by to on decydował o podziale subwencji i ryzyko znaczącej utraty mandatów w stosunku do stanu z 2019 roku. Jednak Lewica nie chciała być oskarżana o to, że to ona pogrzebała projekt wspólnej listy, a Szymon Hołownia, grając na siebie, wybawił wszystkich z problemu.
Atak na Hołownię opłaca się teraz po prostu wszystkim. Partie opozycji muszą to robić, by pozbawić lidera Polski 2050 wiarygodności. Podobnie zaprzyjaźnione z nią media. Wszystko po to, by odebrać mu potencjalne głosy w sytuacji, w której zdecyduje się startować sam.
Oczywiście tym awanturom na opozycji z uśmiechem przygląda się partia rządząca, która sama nie może sobie poradzić z konfliktem wewnątrz koalicji i wciąż szuka odpowiedzi na pytanie: razem z Solidarną Polską czy osobno?
Wybujałe ego lidera Polski 2050 przysłania mu to, że wkroczył na ścieżkę Ryszarda Petru, który zapowiadał, że będzie premierem, a nim się obejrzał nie był nawet szefem własnej partii. Jedno jest pewne. Przed nami ciekawy, pełen emocji i zwrotów akcji rok wyborczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/631052-atak-na-holownie-byl-do-przewidzenia-sam-sie-o-to-prosil