Duża część opozycji ma takie poglądy jak ekonomiści Balcerowicz i Grabowski, tylko nie wolno jej tego ujawnić przed wyborami.
Po opublikowaniu 9 grudnia 2022 r. w „Gazecie Wyborczej” rozmowy z ekonomistą Bogusławem Grabowskim jeszcze paniki nie było. Panika wybuchła dopiero 10 stycznia 2023 r., gdy w Radiu Zet (w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim) Grabowski powiedział to, co wielu polityków opozycji, a szczególnie Platformy Obywatelskiej, myśli, tylko boją się powiedzieć. Skoro po tygodniu słowa Grabowskiego wciąż sieją panikę, zaczęto przestrzegać, że tak wyborów się nie wygra. A można wygrać kłamiąc bądź nie ujawniając zamiarów.
Zgodnie z pomysłem Izabeli Leszczyny o programie (zamiarach) najlepiej mówić dopiero po wyborach. I słusznie, bo po co ludzi przedwcześnie straszyć, jeśli można ich zaskoczyć później, czyli po wyborach. Wtedy mogą sobie reagować jak chcą, a nawet protestować. Kto by się zresztą tym przejmował, skoro – jak powiada Bogusław Grabowski – „Polacy się nie znają”. Grabowski się zna, podobnie jak Leszek Balcerowicz, a ponadto nie boi się wywalać prawdy na stół. Uważa, że nie będąc formalnie związany z żadną partią, nie musi oszukiwać. Z Balcerowiczem sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo on był nawet szefem partii.
Okazało się, że opozycyjni politycy i pracownicy ich mediów woleliby, żeby Grabowski oszukiwał, gdyż jest w społeczeństwie zbyt kojarzony z Platformą i to, co mówi może być uznane za jej program. I faktycznie tak jego słowa zostały przyjęte. Aż sam Donald Tusk musiał się od niego odciąć, powołując się przy tym na wolność słowa.
Bogusław Grabowski wywalił na stół, że „należy wycofać bezskuteczne programy socjalne, np. 500 Plus dla najbogatszych. Natychmiast! (…) 13., 14. emerytura – to nie są emerytury. To trzeba włączyć do normalnych świadczeń”. Na pytanie Rymanowskiego, czy „Polski nie stać na tak rozbudowane programy socjalne, więc trzeba je ograniczyć”, Grabowski odpowiedział stanowczo – „tak”. „Opozycja powinna powiedzieć prawdę: bez dłuższej pracy Polaków nie jesteśmy w stanie utrzymać niepracujących emerytów w przyszłości” – chłostał prawdą ekonomista.
Grabowski wyjaśnił tym, co „się nie znają”, że „gospodarka musi być oparta na prywatnych podmiotach działających na rynku konkurencyjnym, a nie państwowych, upolitycznionych, działających w warunkach monopolu”. Dlatego nie widzi powodu, by „w długim okresie jakiekolwiek [firmy] były [państwowe]” Przecież „nawet firmy zbrojeniowe w USA są prywatne, lotniska, wiadukty i autostrady”. Dlatego „firmy paliwowe, energetyczne, porty, lotniska mają być prywatne?”. A „odkupienie PKP Energetyka to błąd” – mówił Grabowski.
Do przekonania, iż Polacy to głąby, które „nie mają pojęcia, o czym mówią”, przywiódł Grabowskiego wynik badania, w którym 64 proc. rodaków okazało się przeciwnych wprowadzeniu u nas waluty euro. Grabowski pojęcie ma, więc „jest za euro”. Bo to „przyniosłoby Polsce ogromne korzyści”, a nawet „bezpieczeństwo polityczne” – cokolwiek miałoby to znaczyć. Po co się jednak wyrywał z tym, że „opozycja ma dziś najlepszy program, jaki można sobie poprzeć”? No to sobie poparł, przez co naród uznał, że to, co Grabowski mówi, jest programem opozycji na rządzenie Polską. Dlatego zdenerwował się sam Donald Tusk. Bo po co się od razu rozbierać, jak można z tego zrobić przedstawienie i rozebrać się dopiero w finale, czyli już po wyborach.
Jeszcze na początku grudnia 2022 r. Bogusław Grabowski wiedział, co trzeba zrobić, tylko mu się nie chciało wszystkiego mówić. Wtedy był jeszcze dobry, gdyż skupił się na tym, jak zła jest obecna władza. I ku zadowoleniu opozycji porównał ją do tego, co się dzieje w Rosji. Pewnie brawo bił sam Donald Tusk, gdy w „Gazecie Wyborczej” przeczytał słowa Grabowskiego, jak to Jarosław Kaczyński zmienił ustrój na wschodni, cywilizacyjnie rzucamy kamieniami w dinozaury (razem z Ewą Kopacz), Polaków władza zdemoralizowała i przeniosła w czasie (w przeszłość), państwa nie ma, pieniędzy nie będzie, młodzi są w takiej czarnej …, że nawet nie chce im się protestować.
Bogusław Grabowski tak się rozochocił i podkręcił brawami oraz powszechnym uznaniem po stronie opozycji, że nie wytrzymał i miesiąc później zaczął mówić o przyszłości, czyli planach opozycji na rządzenie. I tego było już oczywiście za wiele, dlatego tym razem nie było braw, tylko gwizdy i wkurzenie. Wkurzył się nawet Donald Tusk, bo jak można ujawniać to, co może być ujawnione dopiero po wyborach. Polaków trzeba wziąć z zaskoczenia, a nie wywalać wszystko na stół.
Donald Tusk musiał po wielkiej wsypie Grabowskiego zaklinać się, że tym razem nie każe Polakom pracować do śmierci, 500+ utrzyma, a nawet nie sprzeda np. Lotosu, którą to firmę chciał sprzedawać w 2010 i 2011 r. choćby Rosjanom. Mimo wszystkich dementi i zaprzeczeń, opozycja, a szczególnie PO, boi się, że Polacy jednak „się znają” i nie wybiorą tych, którzy ich załatwią na cacy, tylko dopiero po wyborach. Wracając z Brukseli w 2021 r. Donald Tusk przywiózł z sobą misterny plan powrotu do władzy, a przez swoją zupełnie niepotrzebną szczerość Bogusław Grabowski sprawił, że z tym planem może być tak jak w filmie „Kiler-ów 2-óch”: „No i w pi…u. I wylądował. I cały misterny plan też w pi…u”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/630396-zamiast-schowac-grabowskiego-pozwolono-mu-mowic