Nieudolna opozycja pogrążona jest w paranoi i ma obsesje na tle PIS. Wszystko jej się kojarzy z rządzącymi i dowolne zdarzenie nawet na drugim końcu świata staje się sygnałem do ataku. To nie opinia, a fakt. Dowodem są na to choćby ostatnie wydarzenia w Brazylii, czy Iranie.
Protesty, które rozpoczęły się w Brazylii po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich teraz, po zaprzysiężenia 4 stycznia Luiza Inacia Luli da Silvy, przerodziły się w zamieszki i regularne starcia z siłami porządku. Tłum zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro wdarł się w stolicy kraju do budynków rządowych i Kongresu. Aresztowano ponad tysiąc osób, kilkadziesiąt odniosło obrażenia.
Z całego świata posypały się głosy potępienia, szturm w Brasilii uznano za atak na demokrację, podważanie wyników wyborów. Oczywiście najdonośniejsze głosy rozległy się w Stanach Zjednoczonych. Rozruchy porównano do tego co stało się 2 lata wcześniej w Waszyngtonie na Kapitolu. Analogie są oczywiste. W jednym i drugim przypadku do rozruchów i szturmu na budynki najważniejszych instytucji państwa doszło na samym początku stycznia, w związku z wyborami, podejrzeniami o ich sfałszowanie, w czasie tranzycji - przekazywania władzy przez Trumpa Bidenowi, a Luli przez Bolsonaro. Obowiązująca interpretacja zdarzeń jest jednoznaczna - źli, fanatyczni zwolennicy Trumpa czy Bolsonaro dopuścili się zamachu na demokrację, więc demokratyczny świat, a tak naprawdę polityczny establishment na świecie, musi stanąć w obronie demokracji, a tak naprawdę na straży światowego „liberalnego”, czy lewicowego ładu.
Im więcej czasu upływa od wydarzeń z 6 stycznia 2021 na Kapitolu, tym więcej pojawia się wątpliwości co do ich prawdziwego przebiegu, Wśród szturmujących Kapitol zidentyfikowano mnóstwo agentów służb, wiele pytań budzi postawa sił porządkowych, do dziś nie ma odpowiedzi na kwestie związane z samym przebiegiem wyborów prezydenckich. Jest coś bardzo niezdrowego w systemie wyborczym Stanów Zjednoczonych, tygodniami nie może dojść do rozstrzygnięć. Faktem jest, że Republikanie zupełnie nie radzą sobie z kontrolowaniem przebiegu wyborów, a niemal zawsze wątpliwości rozstrzygane są na ich niekorzyść.
Również sytuacja w Brazylii nie jest tak jednoznaczna jak przedstawia to światowy establishment polityczny, najważniejsze globalne media, a za nimi powtarzają rożni analitycy, eksperci. Są wątpliwości co do wyników samych wyborów. Jedna z najlepszych uczelni Brazylii - Instytut Technologii Aeronautyki z Sao Jose dos Campos, która robiła audyt techniczny systemu obsługującego wybory podała w swym raporcie, iż są ślady zewnętrznej ingerencji i nieuzasadnionych zmian wyników. Głosowanie odbywa się w Brazylii elektronicznie - przez naciśnięcie w lokalu wyborczym guzika z numerem kandydata. Zdziwienie budzi też to, że choć sam Bolsonaro przegrał, to jego zwolennicy wygrali wybory parlamentarne i mają większość w Kongresie.
Nie ma za to wątpliwości, że nowy, a właściwie stary prezydent, bo będzie to już jego 3 kadencja, to zwykły przestępca, polityk skorumpowany do szpiku kości - główny bohater największej afery łapówkarskiej w Brazylii Lava Jato, a jego start umożliwili sztuczkami prawnymi sędziowie.
Lula został skazany na 12 lat więzienia, ale po 2 wyszedł na wolność dzięki sztuczkom proceduralnym. W największym skrócie chodzi o to, że Najwyższy Sąd Federalny uznał, iż sąd stanowy Parany nie miał prawa sądzić Luli, bo ten dopuszczał się przestępstw w innym stanie - Dystrykcie Federalnym. Mimo ewidentnych dowodów na łapówkarstwo Luli i skazania, wyrok wymazano. Dzięki temu po raz trzeci mógł ubiegać się prezydenturę. Wcześniej rządził w latach 2003 - 2010. Nie ma też najmniejszych wątpliwości, iż Sąd Najwyższy czynnie zwalczał prezydenta Bolsonaro. Poza wszelkimi przepisami wszczął m.in. postępowanie przeciwko niemu o szerzenie nieprawdziwych informacji. Chciał go cenzurować i skazać za głoszenie czegoś co się sędziom i opozycji nie podobało. Sprawa się rozwija, bo do polowania teraz przyłącza się Lula.
Protesty w Brazylii, które przekształciły się w zamieszki dotyczą też owej „jurystokracji”, „dyktatury sądów”, bezprawnego przejmowania przez nie władzy, niszczenia demokracji przez sędziów, łamania przez nich konstytucji, jawnego angażowania się w spory polityczne. Jeśli komuś wydaje się niemożliwe by sędziowie niszczyli demokrację, łamali prawo, stawali się politykami, a łapówkarstwo nie mogło dotyczyć najważniejszych osób w państwie i było tolerowane przez klasę polityczną i media, to niech sobie wspomni nasze sądy i nasz Senat.
Lula jest prawidłowym prezydentem, bo lewicowym. Zaś Bolsonaro, który reprezentuje populistyczna prawicę, nie akceptuje ideologii LGBT, jest przeciwnikiem aborcji, szaleństw klimatycznych, nazywany jest brazylijskim Trumpem, był prezydentem nieprawidłowym - nieakceptowanym przez światowe elity polityczne i media. Nie nam rozstrzygać, czy wybory w Brazylii były przeprowadzone prawidłowo, czy sąd miał rację wymazując wyroki Luli i pozwalając mu na start. Z tym poradzić muszą sobie sami Brazylijczycy. Fakty są takie, że Brazylia jest pęknięta niemal idealnie na pół, a w wielkie protesty to nie jest sprawka garstki szaleńców, oszołomów, wrogów demokracji. Sam Bolsonaro, który leży w szpitalu w Stanach Zjednoczonych potępia gwałtowne zajścia i używanie przemocy przez swoich zwolenników. I prawdę mówiąc tylko on ma do tego prawo, a nie przywódcy innych państw. W istocie bowiem światowe oburzenie wynika z tego, że Lula jest prawidłowy, lewicowy, a Bolsonaro nie. Gdyby było odwrotnie, to wedle światowych mediów i polityków nie mielibyśmy w Brazylii do czynienia z atakiem na demokrację, tylko ze słusznym gniewem ludu, który staje w obronie swych praw i wolności.
Brasilia - stolica Brazylii leży 10 tys. km od Warszawy. Wydarzenia w niej mają się nijak do sytuacji w Polsce, ale nieudolnej opozycji wcale to nie przeszkadza, bo już dawno popadła w stan paranoi i obsesji na tle PiS, to i szturm na budynek brazylijskiego Kongresu jakoś z rządzącymi w Polsce powiązać można. Wszyscy stali się znawcami brazylijskich spraw, więc z wdziękiem politruków szerzą swe mądrości jak Borys Budka, który pisał na Twitterze.
Atak na Kapitol, zamieszki w Brazylii. Brak szacunku dla instytucji publicznych, nieuznawanie demokratycznych rozstrzygnięć, strach przed wyborczą porażką to wspólny mianownik dla „prawych” populistów. Oni nie zasługują, by rządzić jakimkolwiek krajem
Budka bladego pojęcia nie ma o tym co się dzieje w Brazylii, ale co tam. Można działać w myśl zasady: nic nie wiem, ale się wypowiem. Poseł Libicki z PSL dramatycznie pyta: Czy w tym roku, w październiku, zwolennicy @pisorgpl też będą atakować @KancelariaSejmu i @PolskiSenat? Czy powtórzą się u nas obrazki z Brasilii i Waszyngtonu?
Co się temu posłu roi-paranoi? Po co po wygranych wyborach ktoś miałby atakować instytucje, którymi kierował będzie? W III RP mieliśmy do czynienia z próbami ataku na Sejm, czy też zajęcia go i to akurat w wykonaniu zwolenników nieudolnej opozycji. Raz w grudniu 2016 roku, kiedy posłowie opanowywali budynek od wewnątrz, a pieśnią do boju zagrzewała Joanna Mucha. Na jej zew pod Sejmem stawiło się wielu bojowników o wolność i demokrację, którzy mieli szturmować z zewnątrz. Wtedy to drugi raz w dziejach świata miał miejsce cud zmartwychwstawania. Pod Sejmem na minutę poległ Diduszko z „Krytyki Politycznej”, mąż niedoszłej wdowy Diduszko z Rady Warszawy. Drugi raz próbowano zdobyć Sejm latem 2018 roku. To wtedy członkowie formacji intelektualnie wykluczonych Nowoczesna - Scheuring-Wielgus, Petru i Szmidt wwozili bojowników w bagażniku na teren Sejmu.
Nie da się ukryć, że opozycja jest zwyczajnie na tyle głupia, by nawet przy okazji zamieszek w Brazylii swoje błazeństwa wszystkim przypomnieć. Nie pominie żadnej okazji, by się nie odezwać i nie skompromitować. Ten brak dystansu, namysłu wręcz opętanie jest na pograniczu stanów, którymi można się zająć klinicznie. W Iranie ogłoszono kolejne wyroki skazujące na karę śmierci uczestników protestów. Sprawa ma wymiar tragedii, bo zginęli ludzie, a teraz kolejni zostaną straceni. Reżim ajatollahów nie zna litości. Tymczasem pani poseł Monika Falej, z którejś tam Lewicy pisze na Twitterze:
W Iranie kolejne trzy osoby zostały skazane na śmierć za udział w demonstracjach, postawiono im zarzuty „prowadzenia wojny przeciwko Bogu”. Czy do tego dąży PiS w Polsce? Religijny zamordyzm tuż za rogiem, a za karą śmierci opowiada się sam premier…
Co trzeba mieć we łbie, bo nie napiszę w głowie, w klatce piersiowej, bo nie napiszę w sercu, by takie brednie i nikczemności wypisywać. Nawet tragedia nie powstrzymuje od ataków, czynienia, kretyńskich, podłych nawiązań. Poseł Falej to niedobra kobieta jest. Nijak nie zasługuje, by nas reprezentować w Sejmie. To nie jest kwestia poglądów, tylko zwykłej przyzwoitości na fundamentalnym poziomie. Jakaś tam Lewico, znajdź sobie kogoś innego na miejsce tej pani.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/629573-opozycja-wszedzie-pis-nawet-w-brazylii-i-iranie