Sytuacja z niemieckimi patriotami, które - tak jak to proponował już parę ładnych tygodni temu wicepremier i szef MON Mariusz Błaszczak - jest wielce pouczająca.
Przypomnijmy: gdy jesienią Niemcy zaoferowali Polsce wsparcie w postaci baterii przeciwlotniczych, Polska przekonywała, że Patrioty powinny trafić na Ukrainę, gdzie bardziej przysłużyłyby się bezpieczeństwu naszego kraju, a poza tym stanowiłyby istotne wsparcie dla walczącego z agresją państwa. Niemcy wówczas nie zdecydowali się na taki krok, Polska ostatecznie zaakceptowała, że broń stanie po naszej stronie granicy. Teraz jednak, także pod wpływem presji amerykańskiej i z obawy przed pozostaniem na spalonym po korekcie polityki francuskiej, Berlin zdecydował się przekazać system przeciwlotniczy także Kijowowi. Polska „recepta” w tej sprawie okazała się właściwa.
W tle są ważne procesy, które mogą zdecydować o wyniku wojny. Pisze o tym na naszych łamach Marek Budzisz:
Gdy parę tygodni temu Niemcy złożyli swoją opozycję, wielu ekspertów i niemal cała opozycja przekonywali, że scenariusz naszkicowany przez premiera Błaszczaka - a więc przekazanie Patriotów Ukrainie - jest nierealny, ponieważ wymagałoby to zgody całego NATO, wiązałoby się z wielkim ryzykiem, oznaczałoby wejście do wojny, a poza tym wszystko trwałoby bardzo długo, bo ukraińskich żołnierzy trzeba wyszkolić do obsługi skomplikowanego systemu. Szefowi MON jego poprzednik Tomasz Siemoniak zarzucił „granie własnym bezpieczeństwem narodowym”, dorzucając fraze, iż „robią to tylko idioci lub zdrajcy”. Kto dziś wyszedł na idiotę, nie trzeba pisać, to jest więcej niż jasne.
Motywacje opozycji były dość jasne. Znów odezwał się instynkt, często wręcz podświadomy, wspierania naszego zachodniego sąsiada we wszystkich sprawach. Liczono także na wzburzenie opinie publicznej, której suflowano fałszywą tezę, że rząd nie chce wzmocnienia polskiego bezpieczeństwa z powodów politycznych, kierując się rzekomo fobią antyniemiecką. Wreszcie, nie zakładano, że plan premiera Błaszczak może zostać zrealizowany. Tego w ogóle nie brano w kalkulacjach.
Ten ostatni element jest najważniejszy. Główny nurt opozycji, i tej politycznej, i medialnej, działa i myśli w sposób nieprawdopodobnie wręcz szablonowy, mało elastyczny, pozbawiony kreatywności i wyobraźni. Choć wojna trwa już niemal rok, wciąż posługuje się kliszami z ostatnich dekad, które już dawno umarły. A gdy nawet zaakceptuje jakąś zmianę, to znów przywiązuje się do nowego stanowiska niczym do jakiegoś nowego przykazania. Zajmuje nowe stanowisko, bardziej aktualne, ale bardzo szybko nadaje mu status doktryny nie do ruszenia. Nie widzi dynamiki wojny, dynamiki tej rozgrywki o dziejowym znaczeniu.
Gdyby ci ludzie kierowali w tym kluczowym momencie polityką naszego państwa, na żadnym etapie nie narzucali by tonu debacie międzynarodowej. Nie podjęliby też działań, które obaliły liczne wyobrażone „czerwone linie”, których rzekomo przekroczyć nie można było. Byliby krok za Niemcami i Paryżem, czyli w miejscu, które skazałoby Ukrainę na klęskę. W imię „bezpieczeństwa” i „roztropności” trwaliby na pozycjach po prostu pasywnych i biernych, które być może skazałyby Ukrainę na śmierć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/629141-opozycja-nie-widzi-dynamiki-wojny-jej-szablonowosc-szokuje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.